Poniedziałek przyniósł bardzo mocne wzrosty na nowojorskich giełdach. Mówiło się, że to reakcja na spadek liczby „koronawirusowych” zgonów w Nowym Jorku. Ale chyba bardziej prawdopodobne, że 7-procentową zwyżkę zawdzięczamy uruchomieniu kolejnych drukarek w Rezerwie Federalnej.
Od kilku tygodni uwaga rynku skupia się na trzech kwestiach. Pierwszą są codzienne statystyki epidemiologiczne, z których inwestorzy usiłują wywnioskować, jak długo potrwa wymuszone przez władze zamknięcie gospodarki. Drugą są bezprecedensowe działania rządów i banków centralnych, które podobnie jak w 2009 roku usiłują „zadrukować” kryzys bilionami dolarów, euro i jenów. A trzecią jest próba oszacowania skali zniszczeń ekonomicznych oraz szans na w miarę szybkie „zrestartowanie” gospodarki.
W poniedziałek dominującą rolę grały dwie pierwsze zmienne. Jeszcze w trakcie weekendu nastroje poprawiły dane z samego Nowego Jorku, gdzie odnotowano spadek liczby zgonów wywołanych przez chińskiego koronawirusa. W wyraźnym trendzie malejącym są też liczby nowych zakażeń w Hiszpanii, we Włoszech, Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. W tych ostatnich krajach już zaczyna się mówić o stopniowym znoszeniu restrykcji w przemieszczaniu się i prowadzeniu biznesu.
Wątpliwe jednak, aby ta krucha nadzieja sama w sobie zdołała wykrzesać tak dynamiczną zwyżkę cen akcji. I tu wchodzi czynnik drugi, któremu na imię Rezerwa Federalna. W poniedziałek bank centralny USA ogłosił, że będzie skupował od banki kredyty udzielone małemu biznesowi w ramach rządowego programu ochrony miejsc pracy. W praktyce jest to rozszerzenie „nieograniczonego QE”, które Fed ogłosił w marcu. Tylko przez ostatnie dwa tygodnie Rezerwa Federalna „dodrukowała” ponad bilion dolarów, od początku marca zwiększając swoją sumę bilansową już łącznie o 1,65 biliona USD. To ekwiwalent blisko 8% PKB Stanów Zjednoczonych.
Taka ilość świeżej gotówki nie mogła nie mieć przełożenia na ceny aktywów finansowych. W poniedziałek S&P500 poszedł w górę o 7,03% i finiszując z wynikiem 2663,68 pkt znalazł się najwyżej od 13 marca. Dow Jones po zwyżce o 7,73% (czyli o ponad 1600 punktów) osiągnął wartość niemal 22 680 pkt. Nasdaq zwyżkował o 7,33%, kończąc sesję na poziomie 7 913,24 pkt.
To zapewne jeszcze nie koniec okresu podwyższonej zmienności na Wall Street. Tak silne odbicia są zwykle charakterystyczne dla bessy, a nie hossy. Również historia z lat 2008-09 czy 1929-33 dostarcza wielu przykładów takich krótkotrwałych korekt wzrostowych w ramach generalnego trendu spadkowego.
Krzysztof Kolany
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS