A A+ A++

Po długim czasie kwarantanny prawdopodobnie wszyscy będziemy bardzo złaknieni towarzyskich spotkań, imprez czy po prostu ordynarnego zalania mordy w miejscu o dużym stężeniu masy ludzkiej. Warto odpowiednio przygotować się na ponowne narodziny naszego życia towarzyskiego, chociażby przez zapoznanie się z kilkoma ciekawymi zasadami „hakowania” społecznych relacji międzyczłowieczych. Kto wie – może taka wiedza przyda nam się, gdy w końcu opuścimy nasze betonowe cele?

Zwróć uwagę na stopy

Przyglądając się rezultatom obserwacji tzw. mowy ciała, można by odnieść wrażenie, że to nie oczy, ale stopy są zwierciadłem duszy. Okazuje się, że z samego ustawienia ludzkich nóg odczytać można poziom stresu, nieśmiałości, zdenerwowania, a nawet poczucie braku psychicznego komfortu naszego rozmówcy. Najlepszy przykład – załóżmy, że jesteśmy na imprezie i podchodzimy do grupy osób, aby pogadać sobie z nimi o dupie Maryni. Najprawdopodobniej widząc nas, wszyscy obrócą w naszą stronę torsy, natomiast to właśnie dolna cześć ciała powie nam, czy ludzie, z którymi pragniemy uciąć sobie pogawędkę, faktycznie mają ochotę nawiązać z nami interakcję.

Jeśli więc stopy naszych potencjalnych rozmówców nie zmienią swojego położenia, oznaczać to będzie, że towarzystwo niekoniecznie chce zapraszać do siebie kolejnego członka.

Zimny uścisk dłoni – tego nie lubimy

W wyniku stresu u wielu osób obkurczają się naczynia krwionośne i temperatura skóry niektórych rejonów ciała obniża się. A nie ma nic bardziej nieprzyjemnego niż na rozmowie o pracę przywitać się uściskiem kostropatej dłoni z trupio-lodowatym człekiem, który to zapragnął starać się o robotę w naszej firmie. Tymczasem z badań wynika, że jesteśmy znacznie milsi, otwarci i hojniejsi w stosunku do ludzi, których dłonie podczas powitania wydają nam się przyjemnie ciepłe.

Trudno abyśmy w imię udanej rozmowy o pracę celowo serwowali sobie gorączkę. Na szczęście jest pewien prosty i znacznie mniej inwazyjny sposób na poradzenie sobie z niemiłym, zimnym chwytem. Po prostu wystarczy przed samym spotkaniem wejść do jakiekolwiek knajpy, zakupić sobie kubeczek kawy na wynos i za jego pomocą ogrzać sobie dłonie.

Pierwsze i ostatnie wrażenie jest najważniejsze

Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, a jak kończy. Według psychologów jednak oba aspekty naszej interakcji z drugą osobą są równie ważne. W praktyce oznacza to, że mając przygotowane efektowne wejście i solidną pointę, posiadamy znacznie większą szansę na pozytywne zapamiętanie naszej osoby. Paradoksalnie – nawet jeśli w trakcie np. rozmowy o pracę środkowa (zdawać by się mogło – najważniejsza) część konwersacji wypadnie znakomicie, całość wrażenia zniszczyć może podanie rozmówcy miękkiej niczym sflaczały śledź dłoni oraz pożegnanie się niezgrabnym „To nara” na koniec.

Mów prostym językiem i uśmiechaj się

Badania sugerują, że mówienie do ludzi prostymi, krótkimi zdaniami, unikanie „trudnych” słów i częste uśmiechanie się działa na odbiorców uspokajająco i sprawia, że ci szybko zdobywają do nas zaufanie oraz przykładają więcej starań do przyswajania tego, co chcemy im przekazać.

Nie będzie pewnie dla nikogo specjalnym zaskoczeniem, że tej właśnie zasady kurczowo trzymają się politycy, którzy pod okiem specjalistów ćwiczą sztukę prostego formułowania swoich myśli i szczerzenia, niekiedy kaprawych, obliczy w wymuszonym grymasie uśmiechu. Uważa się na przykład, że sporą częścią sukcesu Donalda Trumpa był właśnie typowy dla niego, nieco wręcz infantylny, sposób przemawiania do swoich potencjalnych wyborców.

Efekt wyświadczonej przysługi

Wiesz, że ktoś cię nie lubi, ale chciałbyś, aby wasze relacje uległy poprawie? Poproś tę osobę o przysługę! Na przykład jeśli masz zrzędliwą sąsiadkę, która najchętniej otrułaby ci psa, nafajdała na wycieraczkę i zatańczyła polkę-galopkę na twoim kurhanie, zawsze możesz zapukać do jej mieszkania i poprosić o przepis na farsz do pierożków. Sąsiadka najprawdopodobniej pomoże ci, a następnie spędzi trochę czasu usiłując zlokalizować miejsce zwarcia w swoich obwodach mózgowych. Nieprzyjemne uczucie, którego doświadczy, to typowy efekt tzw. dysonansu poznawczego, czyli stanu, w którym występują dwie przeczące sobie myśli. „Czemu dałam temu ch.jowi rodzinny przepis na ruskie? Przecież go nie lubię!”. W tej sytuacji jedynym sposobem na zmniejszenie wewnętrznego napięcia będzie przearanżowanie pewnych konstrukcji w głowie i zmiana myślenia na „Dałam mu przepis na ruskie, bo go lubię”.

W wielu źródłach ten psychologiczny trik często nazywany jest efektem Benjamina Franklina. To właśnie słynny amerykański polityk w 1737 roku opisał wykorzystanie tego sposobu w przełamaniu bardzo chłodnych relacji ze swoim oponentem w wyborach na pisarza Zgromadzenia Pensylwanii. Wystarczyło tylko, aby Franklin poprosił go o… pożyczenie książki, którą to po jakimś czasie mu oddał z listem zawierającym wyrazy wdzięczności. Od tego czasu obaj panowie nie tylko zaczęli ze sobą rozmawiać, ale i szybko nawiązali przyjacielskie relacje.

Twój spokój – największym upokorzeniem dla hejtera

W dobie frustracji związanej z przymusowym zamknięciem w domowym więzieniu jest bardziej niż pewne, że Internet w trybie ekspresowym zaroi się od mniej lub bardziej anonimowych bóldupców usiłujących wyładować swoje napięcie w mediach społecznościowych. Według psychologów jedynym sensownym sposobem dyskusji z agresywnym rozmówcą jest zachowanie spokoju i… uprzejmość. Nie spodziewający się tej reakcji oponent zapewne jeszcze bardziej się nakręci i wielce prawdopodobne, że chwyciwszy się ostatniej deski ratunku, zacznie korzystać z argumentów ad personam. Istnieje też duża szansa, że po ochłonięciu będzie czuł się mocno zażenowany zrobieniem z siebie błazna na forum publicznym (chociaż z tą konkluzją nie do końca się zgadzamy – wszakże nie od dziś wiadomo, że poziom samozadowolenia internetowych ujadaczy skutecznie przyćmiewa ich zdolność do trzeźwego osądu swoich poczynań).


Spójrz w oczy. Odrobinę za długo

Według uczonych z Uniwersytetu Stanforda istnieje bardzo prosty trik, który może sprawić, że w opinii nowo poznanego przez nas człowieka jawić się będziemy jako osoby wielce charyzmatyczne, godne zaufania i wartościowe. Okazuje się, że naprawdę potężne wrażenie osiągniemy po prostu patrząc mu w oczy przez chwilę nieco dłuższą niż zrobilibyśmy to odruchowo. Nie chodzi oczywiście o to, aby jakiegoś nieszczęśnika przeszyć spojrzeniem na wylot niczym kot z tymczasowo zawieszonym systemem operacyjnym. Badacze ze wspomnianej uczelni uważają, że wystarczy narzucić sobie nawyk sprawdzania koloru oczu naszego rozmówcy. Ten krótki czas, który na to poświęcimy, powinien wystarczyć, aby uzyskać planowany efekt.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułO falsyfikatach i o tym, jak być może przeze mnie ktoś w Londynie wyleciał z pracy
Następny artykułOstatnia kawa w Kurhausie. Kultowy lokal znika z Wajdeloty