Selekcjoneroza to straszna choroba, która z ludzi sympatycznych, otwartych, błyskotliwych potrafi robić facetów, którzy przed kamerami wypadają na złośliwych cyników. Czy ten sam przypadek dotknął Czesława Michniewicza? Biorąc pod uwagę to, jak selekcjoner wypadał w mediach przed, w trakcie i po mundialu – można dojść do wniosku, że tak. A w związku z tym, że pamiętamy jeszcze Michniewicza, który był serdecznym gościem, z piłkarską szyderką i błyskiem w oku, to uznaliśmy, że to dobry moment, by sprzedać trenerowi kilka porad PR-owych.
Zupełnie za darmo, bo – a co tam – nie będziemy za to nasze pitu-pitu kasować. Refleksja na temat obrazu Michniewicza w mediach przyszła nam do głowy po wywiadzie dla TVP Sport. Kto nie widział, ten może nadrobić na stronie stacji.
Ale dobra, przejdźmy do konkretów – co możemy doradzić Michniewiczowi, by lepiej wypadał w relacjach z mediami? I tu nie chodzi o to, by był miły dla dziennikarzy, sprzedał newsa gdzieś na boku czy nawet spotykał się z nimi na wódeczkę. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, jak pokierować swoimi wystąpieniami, by zyskać większą sympatię i szacunek wśród kibiców.
1. Nie sprawiaj wrażenia, że nie chcesz tam być
To jest elementarz i nawet głupio nam od tego zaczynać, bo będzie to trąciło jakimś poradnikiem savoir-vivre. Nietaktem jest co chwilę zerkać na zegarek na spotkaniu – chyba, że umówiłeś się na kwadrans i naprawdę za kwadrans musisz wyjść.
Tymczasem Michniewicz w TVP Sport kilkukrotnie sprawdzał, ile czasu minęło. Rzucił, że czas w telewizji widocznie jest z gumy. Dorzucał „ma pan jeszcze dwie minuty”. Wywieranie presji czasu nie ma sensu w takiej sytuacji, a już na pewno nie leży po stronie gościa, a raczej po stronie gospodarza, który musi pilnować ramówki.
Ty zostałeś zaproszony, ty zaproszenie przyjąłeś, więc nie siedź jak na szpilkach z pozą „matko z córką, ile jeszcze, bo zaraz mam samolot”. Abstrahując od tego, że nie jest to zbyt grzeczne wobec prowadzącego (mniejszy problem), to wywierasz słabe wrażenie na widzach, którzy mogą pomyśleć „okej, czyli facet ma coś do ukrycia, skoro chce już się stamtąd ewakuować” (większy problem).
2. Nie każdy chce dla ciebie źle
Świat nie jest czarno-biały. Jeśli ktoś cię skrytykuje, to wcale nie znaczy, że jest twoim śmiertelnym wrogiem. Jeśli zadaje ci pytanie dotyczące negatywnych spraw, to wcale nie znaczy, że cię osądza. Jeśli uważa, że popełniłeś błąd w sytuacji X, to wcale nie jest równoważne z tym, że jest przekonany, iż w sytuacji Y też byś ten błąd popełnił.
Wiemy, że było to już odmieniane przez wszystkie przypadki, ale musimy to napisać – to klasyczny przykład oblężonej twierdzy. My wiemy, że to wynika z tego, że selekcjonerzy – może poza Sousą, który też pracował w dużych klubach na Zachodzie – nie pracowali przed kadrą w miejscach z podobnym ciśnieniem. Michniewicz największą presję miał w Legii, ale to ledwie ułamek tego, co mógł poczuć przy pracy w kadrze.
Dostaje zatem dziesiątki, setki, tysiące informacji o tym, że zrobił coś źle, że mógł zrobić lepiej, a tak w ogóle, to pan jesteś menda. Czy można od tego ześwirować? Owszem, można. Ale warto zachować umiar. Nie każdy jest twoim wrogiem, nie każdy chce dla ciebie źle. Pewnie część krytyków wygłasza negatywne opinie, bo cię po prostu nie lubi. Bywa i tak. Ale istnieje grupa ludzi (pewnie nawet jest ich całkiem sporo), którzy jednocześnie chcą dobrze dla ciebie, kadry, polskiej piłki, ale i widzą błędy, niedoskonałości lub po prostu chcą pewne kwestie wyjaśnić.
3. Odpowiadanie na pytanie jest lepsze niż kontrowanie pytania
W sumie wracamy do punktu pierwszego, zaczepiamy o punkty drugi, ale znów – to już nawet mamy mówiły, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
Michniewicz lubi wchodzić w szermierki słowne. Czy jest w tym dobry? Zależy, jaki ma oręż w ręce, ale generalnie jest bystrym i błyskotliwym gościem, który nie da się zaprowadzić w kozi róg. Problem polega na tym, że w wywiadzie – zwłaszcza w takich okolicznościach, gdzie krytyka w społeczeństwie jest ogromna – nie zawsze chodzi o to, by wygrać szermierkę słowną. To nie konkurs na debaty oksfordzkie. Nie musisz się pieklić o to, że najlepsza riposta przyszła ci do głowy dwie godziny po wywiadzie, pod prysznicem, kwadrans przed pójściem spać.
W takim wywiadzie masz wypaść dobrze. Masz zyskać sobie kilka punktów poparcia wśród kibiców, zyskać przychylność prezesa PZPN, społeczeństwa, piłkarzy, może nawet mediów. Niekoniecznie kajać się, nadstawiać kark i posypywać głowę popiołem. Ale na pewno nie próbować za wszelką cenę wygrać dyskusję z dziennikarzem. Zwłaszcza wtedy, gdy dziennikarz nie jest nastawiony na wojenkę i nie chce za każdym razem sprowadzać dyskusji do tego, kto ma rację.
4. Walka z dziennikarzami nie ma sensu
Znacie kogoś, kto na wojence z mediami coś ugrał? Pewnie znajdzie się dosłownie kilka przypadków. A znacie selekcjonerów, którzy ugrali coś na wojowaniu z dziennikarzami? No tutaj już nie znajdziecie pewnie nikogo.
I nie chodzi nam o to, by prężyć muskuły całej branży i pokazywać, że jesteśmy jakąś niesamowitą siłą. Ale próba walki z dziennikarzami jest z góry skazana na porażkę. Wreszcie przyjdą gorsze wyniki, kiedyś przyjdzie czas rozstania z obecnym klubem czy federacją, a wtedy media przyłożą ci trzykrotnie mocniej niż temu, który żył z mediami w neutralnych relacjach.
Spróbujcie sobie przypomnieć w głowie osobę z polskiej piłki, która miała zły PR, a na skutek wojenek z dziennikarzami jej wizerunek uległ poprawie. Macie kogokolwiek w zanadrzu? Jedno nazwisko? Może dwa? To i tak macie pojemną głowę i dobrą pamięć, bo nam trudno sobie przypomnieć kogokolwiek. Jako selekcjoner zawsze będziesz pod ogromną presją i ludzką rzeczą jest czasem pękać. Jedni uczą się tego szybko, inni nieco wolniej, jeszcze ktoś inny nie nauczy się tego nigdy. Warto mieć natomiast w głowie, że każdy taki boks nie z jednym czy dwoma dziennikarzami, a ze znaczną częścią branży, to strzał we własną stopę. Nawet jeśli wypunktujesz jednego czy drugiego, to ostatecznie nic na tym nie ugrasz w szerszej perspektywie. Nie chodzi o to, by splunięcia traktować jak deszcz. Chodzi o to, by nie otwierać frontów tam, gdzie ich nie ma.
Poza tym – praca dziennikarza sportowego jest świetna pod tym względem, że nas właściwie nikt nie weryfikuje. Napiszemy, że ktoś na pewno wygra, a jednak przegra? Trudno, niewielu będzie pamiętać. Powiemy, że kadra musi grać skrzydłami, a ostatecznie nie przyniesie to pozytywnego skutku? Nie będzie to nasza wina. Ktoś napisze, że Bereszyński nie może grać na lewej obronie, a zagra na tej pozycji świetny turniej? Może nikt nawet tego nie wyciągnie.
Selekcjoner próbował tak podgryzać w wywiadzie, gdy mówił „nie chcieliście Grosickiego w kadrze, a teraz pytacie dlaczego Grosicki grał tak mało”. No i okej, ma rację. Tylko jakie to ma znaczenie dla widza?
5. Pewne rzeczy po prostu trzeba wyjaśnić
Jasnym jest, że Jacek Kurowski w TVP Sport musiał zapytać o kwestie premii dla kadry za mundial. To prawdopodobnie najgłośniejszy temat ostatnich dni – nie tyle w polskiej piłce, co po prostu w całej Polsce. Jeśli zatem siada przed tobą w studiu człowiek, który może mieć największą wiedzę obok premiera i prezesa PZPN na temat premii, to musisz go o to zapytać. Gdyby Kurowski nie poświęcił kilku czy kilkunastu minut na ten temat, to by się po prostu skompromitował jako dziennikarz.
To tak, jakby mieć w studio Roberta Lewandowskiego i nie zapytać go o łzy po golu z Arabią Saudyjską. Jak rozmawiać z Wojciechem Szczęsnym i nie pogadać o rzutach karnych. Wiadomo, że trener odpowiada za kwestie piłkarskie, za taktykę, wybór składu, ale w ostatnich dniach namnożyło się tak wiele teorii, tez, wiarygodnych lub nie historii, że Michniewicz musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że będzie o to pytany. I tylko od dociekliwości dziennikarza będzie zależało to, ile pytań poświęci na temat premii.
Kurowski pytał. Przedstawiał selekcjonerowi różne scenariusze, które przewijały się w mediach i chciał zweryfikować, czy są one prawdziwe. Jedni odbiorą to jako atak na selekcjonera, ale czy to czasem nie jest bardziej wyciągnięcie pomocnej dłoni? Michniewicz mógł wreszcie publicznie powiedzieć: jak było, co jest bzdurą, na ile on sam brał udział w negocjacjach z premierem, jak ważny to był temat dla kadry, ile miał dostać sztab, ile chciał Michniewicz z tej premii.
To była raczej okazja do przedstawienia prawdy, a nie ustawienie selekcjonera pod ścianą i wykonanie wyroku. Podobnie było ze słowami Lewandowskiego i Zielińskiego na temat stylu gry kadry.
6. Tłumacz
Wiecie, które fragmenty w tym wczorajszym wywiadzie dla TVP Sport są najlepsze? Te, w których Michniewicz tłumaczy, wyjaśnia i objaśnia. Gdy mówi o tym, dlaczego z Meksykiem wielokrotnie próbowaliśmy dalekiego podania. Albo gdy tłumaczy, dlaczego z Francją grało nam się łatwiej z piłką na własnej połowie i dlaczego Zieliński miał więcej miejsca w okolicach koła środkowego. I gdy wyjaśnia zmiany w poszczególnych meczach. Albo jak odkrywa karty w kontekście relacji w tej grupie zawodników.
Po pierwsze – daje mięso i konkrety, czyli coś, co kibice i dziennikarze lubią. Ale po drugie – przedstawia swój plan. Nawet jeśli ten plan nie był doskonały (choć ostatecznie przyniósł awans – może i z pewną dozą szczęścia, ale cel został zrealizowany), to był JAKIŚ. Niektórzy sprowadzali Michniewicza do roli gościa, który wchodzi do szatni i mówi „panowie, kiełbasy w górę, bronimy szczelnie, atakujemy rzadko, piła do Robercika i jakiś do będzie, hopsa!”. A przecież dobrze wiemy, że Michniewicz to nie jest taktyczny ignorant, który na słowo „taktyka”, odpowiada „tak tyka zegar, hehe”.
Ale Michniewicz musi odpracować to, co stracił w oczach ludzi. Pamiętacie, jakim echem rozeszło się to, jak w studiu Kanału Sportowego opowiadał o taktyce Legii, rozstawiał jakieś kubki na stole i mówił co, jak, dlaczego? Mało się tak otwartych trenerów, którzy są w stanie opowiadać o taktyce w sposób zrozumiały dla kibica. Bez tych wszystkich pół-przestrzeni, pół-stref, pół-prawych stoperów. Michniewicz to potrafi, więc niech spróbuje zyskać sobie przychylność kibiców w taki sposób. A jeśli nie przychylność, to chociaż zrozumienie.
7. Ludzie lubią ludzi nieperfekcyjnych
Wiecie dlaczego konkursy talentów wygrywają na ogół wcale nie ci najlepsi, a ci z najciekawszą historią? Bo nie są perfekcyjni. Łatwiej się utożsamić z bohaterką „Top Model”, która w siebie nie wierzyła, wywróciła się na wybiegu, a poza tym rzucił ją chłopak, niż z perfekcyjną dziewczyną, która robi nienaganny catwalk w pierwszym odcinku, a poza tym hasała już po wybiegach w Wiedniu i Berlinie, a chciałaby dzięki programowi dostać się na wybieg do Mediolanu.
I Michniewicz musi budować podobną otoczkę. Niekoniecznie „tak, robiliśmy wszystko perfekt, sztab top, ale no takich mamy piłkarzy, co ja panu powiem, panie redaktorze…”, a raczej „zrealizowaliśmy cel, natomiast nasza taktyka nie była idealna, można było lepiej zestawić środek pola, z perspektywy czasu mogliśmy dokonać lepszej selekcji graczy, zrobiłby inne zmiany”.
Gdy pod koniec rozmowy w TVP Sport selekcjoner mówi, że dałby więcej minut Grosickiemu, że najpierw wpuścił by Grosika, a później Zalewskiego, to widzimy faceta, który nie ma problemu z przyznaniem się do błędu. Jasne, każdy jest mądry po meczu, ale nie każdy potrafi przyznać się do błędu. Nie trzeba się nawet samobiczować i grać kartą litości, ale nie ma nic złego w tym, by powiedzieć co zrobiłeś źle. Nawet nie tyle, co nie ma nic złego – za to też można zdobyć punkty wśród publiki.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS