Frogwares nie miało w ostatnich latach łatwego życia. Dokładnie w 2019 roku zadebiutowało The Sinking City, które zostało wprowadzone na rynek we współpracy z firmą Nacon (dawne Bigben Interactive). Deweloperzy nie dogadali się z wydawcą, więc gra w wersji na komputery osobiste w późniejszym czasie została wycofana ze sprzedaży cyfrowej. Jednakże, w kolejnych miesiącach wydawca “skrakował, zhakował, zmienił kod produkcji oraz jej zawartość”, by móc ponownie udostępnić ją na Steam. Sporo zawirowań, więc ukraińscy twórcy postanowili odciąć się od francuskiego wydawcy i na własną rękę zająć się wydaniem swojej najnowszej perełki na rynek.
Powrót na stare śmieci
Jest nią zapowiedziany już kilkanaście miesięcy temu Sherlock Holmes: Chapter One. Jak wskazuje już sam podtytuł, dziesiąta odsłona serii rozwijanej od niemalże 20 lat nie jest żadną kontynuacją wydarzeń poznanych w poprzednich Sherlockach, a totalnie nową historią niepowiązana – a przynajmniej nie bezpośrednio – z poprzednimi częściami marki.
Zainteresowani trafiają na Cordonę, śródziemnomorską wyspę, która dla tytułowego bohatera ma ogromne znaczenie. To tutaj protagonista spędził swoje dzieciństwo, którego nie wspomina zbyt dobrze – chociażby przez śmierć matki, gdy miał zaledwie 11 lat. Teraz, będąc już dorosłym mężczyzną mającym na karku dokładnie 21 wiosenek, postanawia odwiedzić grób swojej matki.
Z pozoru prosta czynność przeradza się w ambitne, pierwsze większe śledztwo Sherlocka. Po spotkaniu wpływowych osób na Cordonie, główny bohater recenzowanego Sherlock Holmes: Chapter One próbuje poznać prawdziwe powody śmierci swojego rodzica. Dotarcie do prawdy nie jest łatwe, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy ktoś naprawdę ma ochotę pomóc młodemu detektywowi, czy też po prostu bawi się jego emocjami.
Początki niezbyt długiej, choć spójnej przygody
Dla protagonisty Sherlock Holmes: Chapter One wszyscy spotykani na ulicy ludzie są nieznajomymi. Sherlock ostatni raz przebywał na Cordonie lata temu, a od tego czasu wiele zmieniło się na jego rodzinnej wyspie – prawie na każdym kroku jesteśmy świadkami podziału klasowego, wielu prześladowań i wykorzystywania na tle robotniczym czy seksualnym, a także rozwijającej się w ekspresowym tempie przestępczości, co świetnie podkreśla ciężki klimat gry.
Każde główne śledztwo, których łącznie jest pięć (jedno z nich trwa około 2/3 godziny, co daje nam mniej więcej 10 godzin zabawy dzięki samemu wątku głównemu), porusza jeden z wyżej wymienionych tematów i można śmiało rzec, że to jeden z najmocniejszych, jak nie najmocniejszy aspekt omawianej pozycji. Śledztwa mające zawsze drugie dno są napisane z ogromną starannością i żałuję, że nie przygotowano ich trochę więcej – zważywszy na to, że niektóre główne postacie powinny otrzymać na ekranie więcej minut.
Frogwares nie zaoferowało bardzo długiej fabuły, ale można im to wybaczyć dzięki równie rozbudowanym, co misje fabularne, questom pobocznym. Zbieramy je eksplorując miasto albo w trakcie poznawania najważniejszych wątków obracających się wokół śmierci matki Sherlocka. Co najciekawsze, dodatkowe aktywności, w których skład wchodzą nie tylko zadania poboczne, ale również dekoracja wnętrza rodzinnej rezydencji czy mogące zostać przez nas zniszczone kryjówki bandytów, wydłużają czas rozgrywki nawet trzykrotnie, więc fani gier Frogwares nie będą mieli powodów do narzekań.
Fani Frogwares już to znają
Deweloperzy postawili na sprawdzone mechaniki. Jeśli mieliście okazję zapoznać się z ostatnimi odsłonami serii Sherlock Holmes, czy nawet wspomnianym już na początku recenzji The Sinking City, nie oczekujcie zbyt wielu zmian w gameplayu. Każde śledztwo to dokładne badanie miejsc zbrodni, wypytywanie świadków o różne kwestie, łączenie faktów, przeprowadzenie retrospekcji, podejmowanie wszelakich wyborów i bardzo często również przechadzka do jednego z miejsc kultury, w którym – po wybraniu odpowiedniego materiału dowodowego – otrzymujemy nowe wskazówki (chociażby adres zamieszkania podejrzanego) do rozwiązywanej obecnie przez nas sprawy.
Recykling assetów nie jest jednak niczym złym w Sherlock Holmes: Chapter One, ponieważ są to wciąż rozwiązania, które sprawiają, że aż chce się rozwiązywać kolejne zadania. Wykonałem większość zadań w The Sinking City i wystarczyła mi dwuletnia przerwa (poprzednia gra tychże twórców zadebiutowała w połowie 2019 roku), aby znów stęsknić się za dobrze znanymi mechanikami. Dzięki dobrze napisanym dialogom, nowym miejscówkom oraz wyborom wpływającym wyłącznie na obecne dochodzenie (w recenzowanej pozycji nie ma dalekosiężnych konsekwencji podjętych przez nas decyzji), można zapomnieć, że takowe rozwiązania występują we wszystkich ostatnich produkcjach Frogwares.
Ukraińscy programiści zadbali jednak o bardziej dopracowany i urozmaicony system walki, który dość mocno kulał w ich projekcie z 2019 roku. Walka jest teraz zjawiskowa dzięki lepiej prezentującym się unikom, wykończeniom, a także możliwości niszczenia elementów otoczenia. Co więcej, gra w dobry sposób wynagradza nam aresztowanie (odbywające się również w trakcie starć z przeciwnikami) wrogów, więc konfrontacje nie są aż tak żmudne, jak obawiałem się przed premierą.
Jest bardzo dobrze, ale do ideału sporo brakuje
Cordona prezentuje się bardzo dobrze na PlayStation 5 i tak, jak wspomniałem już wyżej, czuć tutaj klimat śródziemnomorskiej wyspy. Miasta wypełniające tę lokację są żywe, ponieważ wypełniają je po brzegi ciągle robiący coś mieszkańcy – dzieci bawią się w podchody, a starsi dyskutują na różne tematy czy nawet biegną, aby złapać dróżkę i szybko dostać się do jakiegoś miejsca.
Pozytywne wrażenia z eksplorowania otwartego świata poniekąd psuje bardzo często występujący (szczególnie za dnia, bo w nocy problem jest mniejszy) stuttering, czyli inaczej rwanie obrazu przy obracaniu kamery. Gdy truchtamy czy poruszamy się po zamkniętych lokacjach, nieprzyjemny efekt występuje bardzo rzadko, lecz przy bieganiu, którego nie da się uniknąć (mimo wielu punktów szybkiej podróży), towarzyszy on recenzowanemu Sherlock Holmes: Chapter One prawie cały czas. To największa niedoróbka techniczna tej gry.
Chwała twórcom za zlecenie stworzenia polskiej lokalizacji, ale do tej pory nie rozumiem, dlaczego nikt nie dostał tych tekstów do korekty. O ile przy interpunkcji, ortografii czy składni nie doszukałem się rażących błędów, tak masa przypadkowych byków (typu słowo kontrola zapisane jako komtrola) w dialogach w misjach głównych jest nieporozumieniem. Wybaczyłbym to, gdyby błędy znajdowały się wyłącznie w dzienniczku czy kompendium wiedzy, ale w takim przypadku trzeba jasno podkreślić, że polska lokalizacja jest niedopracowana.
Finalnie, Sherlock Holmes: Chapter One to porządna produkcja, z którą fani Frogwares na pewno spędzą kilkadziesiąt godzin. Mamy tutaj do czynienia z kolejnym, znanym doświadczeniem stworzonym i w dodatku wydanym przez ukraińskich deweloperów, w których drzemie wielki potencjał. Zakończenia przygody młodego detektywa są listem miłosnym w stronę fanów marki i jeśli powstanie Sherlock Holmes: Chapter Two, to liczę na to, że studio zatrudni kogoś, kto poradzi sobie z zoptymalizowaniem gry i wyeliminowaniem technicznych niedoróbek. Gdyby nie uciążliwy stuttering na PS5, recenzowany dzisiaj tytuł oceniłbym wyżej.
P.S. Jeśli przeszkadza komuś wygląd młodego Sherlocka, może zrobić z niego nawet starego dziada z przetłuszczonymi włosami i zmarszczkami. Twórcy zadbali o rozbudowaną garderobę, którą powiększymy kupując ubrania i kosmetyki u lokalnych sprzedawców.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS