A A+ A++

W życiu każdego człowieka wchodzącego w wiek starczy jest ten
przykry moment, kiedy dociera do niego, że filmy, które zostały
nakręcone „dopiero co”, mają już po parę dekad. Tak, w pewnym
momencie czas zaczyna zapierdzielać niczym polska inflacja i nic nie
jesteśmy w stanie zrobić, aby go zatrzymać. Dobrze chociaż, że
nadal możemy cieszyć się grami, które znamy z naszej młodości i
nikt nie powie nam, że jesteśmy starymi wapniakami, bo przecież w
trosce o sentymentalnych graczy dba się o to, aby kolejne odsłony
naszych ulubionych produkcji wyglądały zgodnie ze współczesnymi
standardami. Oto kilka growych franczyz, które utrzymywane są przy
życiu bardzo, ale to bardzo długo.

# 1. Bomberman – 39 lat

Obok „Lotusa”
czy „Wolfensteina 3D”, gra „Bomberman”, bardziej znana w
Europie pod tytułem „Dyna Blaster”, królowała na ekranach
blaszaków w salach informatycznych każdej szanującej się
podstawówki. Pierwsza część przygód małych islamskich
terrorystów, parających się wysadzaniem w powietrze czego tylko się
da, podbiła japoński rynek w 1983 roku i przeznaczona była na
komputery pamiętające jeszcze pierwszą komunię Maryli Rodowicz
(schyłkowy paleozoik). Wprawdzie sam program zwał się wtedy
jeszcze „Bakudan Otoko”, a w Europie wydana została jako „Eric
and the Floaters”
, ale już w samej grze pojawił się tytuł
„Bomberman”.

Warto dodać, że
produkcja ta szybko doczekała się wersji trójwymiarowej. Już w
1984 roku, w czasach na długo przed pierwszymi grami z gatunku
„first person shooter”, mogliśmy, patrząc z widoku pierwszej
osoby, wałęsać się po labiryntach i podkładać ładunki
wybuchowe.

Seria „Bomberman”
stała się tak bardzo popularna, że do dziś wychodzą jej kolejne
odsłony. Jak dotąd wyprodukowano ok. 70 produkcji i nic nie
wskazuje na to, aby kolejnym pokoleniom graczy ta prosta jak umysł
Krystyny P. rozrywka miała się znudzić.

#2. „Elevator Action”
– 39 lat

Mam szczególny
sentyment do tej produkcji, bo obok „Alley cat” ta sympatyczna
gierka dostarczona mi została na kasecie razem z poczciwą Ataryną – moim pierwszym komputerem odziedziczonym po koledze, który
przerzucił się na Commodore 64. Tytuł ten wydany został przez
firmę Taito w 1983 roku. Wcielaliśmy się w postać pikselowego
agenta infiltrującego wysoki budynek pełen wind i niezbyt
przyjaznych zakapiorów.

Oparty na prostym, aczkolwiek bardzo
grywalnym schemacie program szybko zdobył serca 8-bitowych graczy.
Od ostatnich niemalże 40 już lat „Elevator Action” wychodzi
na kolejne platformy współczesnych komputerów i konsol.

#3. „Frogger” – 41
lat

Jesteś żabą i
musisz przejść przez ruchliwą ulicę, a potem przez rzekę z
krokodylami – tak brzmi scenariusz produkcji, która w 1981 roku, za
sprawą Konami, pojawiła się w salonach gier. Był to jednocześnie
pierwszy wielki hit tej firmy, który pomógł jej zająć wysoką
pozycję wśród innych twórców gier komputerowych. „Frogger”
doczekał się niezliczonej ilości portów na chyba każdą możliwą
platformę, a łączna sprzedaż nośników z tym programem wynosi
ok. 20 milionów kopii!

„Frogger” stał
się też powodem długiej batalii o prawa autorskie. Rościła je
sobie Sega, która była oficjalnym wydawcą tego programu.
Ostatecznie jednak to firma Konami wyszła z tej potyczki jako
zwycięzca i dopiero dwa lata po olbrzymim sukcesie oryginału
ukazała się jego druga część. Do dzisiejszego dnia wydano
niemalże 40 gier o samobójczym płazie. „Frogger” doczekał się
też niezliczonej ilości klonów i naśladowców, a ostatnią okazją
przypomnienia sobie dni zarwanych w salonie z automatami mieliśmy
podczas ogrywania całkiem niezłej polskiej produkcji pt.
„Termiantor Resistance”, gdzie hakerski talent głównego
bohatera polegał na „graniu w żabę” właśnie.

#4. Wolfenstein – 41
lat

Od czasów kiedy wydana została gra „Wolfenstein 3D” z
1992 roku, faszerowanie nazisty ołowiem nigdy nie sprawiało większej radości. W historii komputerowej rozgrywki uznaje się ten tytuł
za protoplastę gatunku strzelanek z pierwszoosobowym widokiem, a dla
polskich graczy dodatkowy smaczek stanowił fakt, że głównym
bohaterem tej produkcji był William Blazkowicz, amerykański
żołnierz polskiego pochodzenia. Chociaż najbardziej z całej
serii znany jest właśnie ten tytuł, nie oznacza to wcale, że była
to pierwsza gra, której akcja rozgrywa się w tytułowym, opanowanym
przez niemiecką hołotę, zamku.

W 1981 roku, czyli
dobrych 11 lat przed wydaniem pradziadka „first-person shooterów”,
posiadacze maszyn Apple II, przedpotopowych PC-tów i Commodore 64
mogli ponaparzać w grę pt. „Castle Wolfenstein”. Ten program
jest o tyle ciekawy, że stanowi źródło natchnienia do powstania nie jednej, ale dla dwóch legendarnych serii. Oczywistym jest, że ta
dwuwymiarowa prymitywna gierka wydana przez Muse Software stała się
bezpośrednią inspiracją dla stworzenia „Wolfensteina 3D”. W
1987 roku, kiedy firma ta została zamknięta, prawa do jednego z jej
największych hitów trafiły do Id Software. I trzeba przyznać, że
producent ten wykorzystał ten „spadek” najlepiej, jak tylko się
dało.

Tymczasem pierwsza
gra z nazwą fikcyjnego zamku w tytule (a także jej następczyni –
„Beyond castle Wolfenstein”), z racji na swój dość
rewolucyjny skradankowy charakter, dała początek całemu gatunkowi
podobnych produkcji, a najbardziej znanym jej naśladowcą był
oczywiście „Metal Gear” z 1987 roku.

#5. Microsoft Flight
Simulator – 43 lata

Oto wyjątkowo
realistyczny symulator, którego silnik ma dostęp
do ponad dwóch petabajtów danych pobieranych z Bing Maps –
należącego do Microsoftu serwisu z mapami i zdjęciami
satelitarnymi. Dzięki wsparciu systemu Azure, na bazie tych
ostatnich generowane są fotorealistyczne, trójwymiarowe obiekty –
od budynków, przez drzewa, aż po ukształtowanie terenu. Ponadto
program korzysta z rzeczywistych danych pogodowych i dokładnego
odwzorowania ponad dwóch milionów miast. Zadbano nawet o
wyrenderowanie pojedynczych ździebeł trawy
.

Dla programistów ze
studia Sublogic, którzy w 1979 roku wydali na 8-bitowy komputer
Apple II grę pt. „FS1 Flight Simulator”, powyższy opis brzmiałby
niczym wizje szalonego futurysty. Ich program wyświetlał
czarno-białą, szkieletową grafikę, a sceneria ograniczała się
do 36 kafelków w układzie 6×6. Jednak już wtedy gra była
reklamowana jako zaawansowany technologicznie produkt, który w
bardzo rzeczywisty sposób odwzorowuje pilotowanie podniebnej maszyny.

W 1982 roku program
ten doczekał się pecetowego portu, którego wydawcą była firma
Microsoft. Od tego momentu każda kolejna część leciwego
symulatora nosi znaną nam dzisiaj nazwę.
Mała ciekawostka –
swego czasu „Microsoft Flight Simulator” nieoficjalnie
wykorzystywany był przez informatyków jako program do testowania
wydajności komputerów.

#6. „Space Invaders”
– 44 lata

Podobno inspiracją
dla powstania tej gry stanowiła powieść „Wojna światów” i
mające premierę rok przed wydaniem „Space Invaders”, widowisko
wyreżyserowane przez George’a Lucasa. Tomohira Nishikada – autor
tego programu – miał trudne zadanie, bo oprócz stworzenia samej gry
musiał też opracować sprzęt, na którym będzie ona działała. I
to właśnie ten ostatni element procesu twórczego przysporzył
Tomohirze największych problemów. Cały proces zajął mu okrągły
rok.

Niestety, nie udało się stworzyć gry, która zachwyciłaby
gości salonów z automatami kolorową grafiką, bo system
operacyjny CP/M, który tu wykorzystano, wyświetlał obraz
monochromatyczny. Firma Midway, która odpowiedzialna była za
amerykańską edycję „Space Invaders”, opracowała zaawansowany
technologicznie projekt, dzięki któremu udało się dać grze
więcej barw. Jak to osiągnięto? Ano umieszczając kolorowe paski
folii celofanowej na kineskopie…

Gra osiągnęła
niewyobrażalny sukces. Do 2007 roku zdołała przynieść jej
twórcom ponad pół miliarda dolarów! Oczywiście Taito zadbało o
to, aby w kolejnych latach wychodziły kolejne części ich hitu, a z
czasem także, bazujące na nostalgicznych zajawkach, reedycje
oryginału na wszelkie możliwe platformy.

#7. „The Oregon Trail”
– 51 lat

Gdyby gra „The
Oregon Trail” była kobietą, to właśnie przechodziłaby
menopauzę. W czasach, gdy ten program powstał, dzieciaki w dalszym
ciągu odchorowywały Woodstock, a niejednemu hippisowi dopiero
zaczynała schodzić faza po dzikiej ilości kwasów zeżartych w
czasie „lata miłości”. Wówczas to Don Rawitsch, wykładowca
historii z koledżu Carleton w Minessocie, wymyślił kreatywny
sposób na opowiedzenie swoim uczniom o szlaku oregońskim
– jednej
z najdłuższych tras, jaką amerykańscy osadnicy musieli pokonać,
aby dostać się na zachód kontynentu. Podczas ciągnącej się
przez 3000 kilometrów drogi, na wędrowców czekała masa
niebezpieczeństw, ale i możliwości budowania osad, które z czasem
stały się istniejącymi do dziś miastami.

Rawitsch oraz jego
dwaj koledzy z uczelni, wykorzystując mikrokomputer HP 2100, napisali
prościutki, tekstowy program edukacyjny, dzięki któremu uczniowie
mogli przekonać się, jak wielkim znojem było życie osadników z
początku XIX wieku.

Chociaż gra stała się popularna wśród
dzieciaków z uczelni, jej twórcy pewnie nie przypuszczali, jak
wielki sukces odniesie ona po latach. Pod koniec semestru Don zapisał
kopie kodu na perforowanej karcie – ówczesnym standardowym nośniku
danych i usunął program ze szkolnego mikrokomputera.

Trzy lata później
Rawitsch stał się pracownikiem rządowego programu informatyzacji
amerykańskich placówek oświatowych. Wówczas przypomniał sobie o
„The Oregon Trail” i po dopracowaniu swojego dzieła oraz
wzbogaceniu go o parę nowych funkcji udostępnił je swoim znajomym
i współpracownikom. Wkrótce gotowa gra zagościła na
szkolnych komputerach objętych wspomnianym projektem, a jej kod przepisywany był
na kolejne platformy. Dopiero w połowie lat 80. program mający być
niczym innym, jak pomocą edukacyjną, został oficjalnie wydany. Ta
wersja posiadała już sporo graficznych elementów, a nawet
nawiązania do autentycznych punktów na trasie słynnego szlaku oraz
możliwość interakcji z pobocznymi postaciami.

Z czasem zaczęły
powstawać kolejne, bardzo podobne do tego „The Oregon Trail”
programy osadzone w realiach m.in. Amazonii, jednak to oryginał
doczekał się największej ilości edycji, odświeżeń i remake’ów,
wliczając w to kilka wersji przeznaczonych na telefony komórkowe, a
nawet karcianą oraz planszową wariację na temat tego tytułu.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPożar zabytkowego budynku hotelu „Villa Royal” w Ostrowie Wielkopolskim. Są poszkodowani!
Następny artykułKaretka z pacjentem covidowym wjechała do rowu