A A+ A++

Marian Paździoch to nie była sympatyczna postać. Bazarowy handlarz, który sprzedaje bieliznę, złodziej papieru i żarówek z toalety, którą współdzielił z Ferdynandem Kiepskim. Pijak i impotent z żoną erotomanką, która mówiła do niego „Jesteś pijany jak świnia, wredny jak małpa i łysy jak dupa!”. Symbol wścibstwa, plotkarstwa, wyrachowania, zazdrości, zawiści, szczególnie z sukcesów innych. Paździochowi obca była poprawna polszczyzna („Gul mi skoczył!”). Ale w „Świecie według Kiepskich” na pewno nikt nie chodził na zajęcia do prof. Miodka.

Ze śmiercią Ryszarda Kotysa (1932-2021) odchodzi też Marian Paździoch. – On nie zgrywał się w tych rolach, on był tą postacią, którą grał. Nikt nie zastąpi Ryśka. Panie Paździoch, nie był pan mendą ani wrzodem na zdrowym organizmie narodu – powiedział Andrzej Grabowski.

Czytaj też: Kultowy serial wraca, ale takiego „Seksu w wielkim mieście” już nigdy nie będzie

Nie jest to pierwsza śmierć w świecie Kiepskich. Bohdan Smoleń wcielał się w rolę listonosza Edzia, który mówił wierszem. Zofia Czerwińska stworzyła uwielbianą przez widzów postać Malinowskiej, właścicielki sklepiku osiedlowego. Krystyna Feldman zagrała babcię Rozalię, przebiegłą, złośliwą, ale rozsądną teściową Ferdynanda. A w październiku 2020 odszedł Dariusz Gnatowski, niezapomniany Arnold Boczek.

Serial o sąsiadach na wrocławskim osiedlu Kosmonautów w kamienicy przy ulicy Ćwiartki 3/4, to fenomen polskiej telewizji. W 2019 roku obchodził 20. urodziny, co uczyniło „Świat według Kiepskich” najdłuższym sitcomem na świecie, choć początki nie były łatwe.

Kiedy w 1998 roku w salce projekcyjnej Polsatu decydowano, czy „Kiepscy” trafią na ekran, prawie wszyscy byli przeciw. Mówili, że to nieśmieszne i niesmaczne, że od razu widać, że reżyser nie jest Polakiem, bo przecież Okił Khamidow to Tadżyk. Podobno twórców serialu wsparł tylko Bogusław Chrabota, który wstał i powiedział: „Kiepscy są jak współcześni bohaterowie Moliera”. Dla mnie są raczej współczesną wersją „Opisu obyczajów” Jędrzeja Kitowicza. Ten serial to współczesna satyra na nasz blokowy sarmatyzm, kompleksy, wybujałą wyobraźnię, megalomanię.

Czytaj też: Hanna Bakuła: Chyba żaden ze scenarzystów serialu nie miał pojęcia o prywatnym życiu Osieckiej

Polska inteligencja długo nie kupowała „Kiepskich” i ich przaśnej konwencji. Andrzeja Grabowskiego za rolę Ferdka dotknął ostracyzm środowiska. Aktor w jakimś wywiadzie wspominał spotkanie z Izabelą Cywińską: – W jakim gównie ty grasz?! – rzuciła z wyrzutem pani minister kultury i sztuki w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego. W rodzącej się klasie średniej serial był odczytywany jako nobilitacja nieudacznictwa i bylejakości, utrwalający przekonanie, że 10 lat po transformacji wegetacja na marginesie życia z butelką kiepskiego piwa w dłoni jest całkiem w porządku.

Arcypolski serial

A przecież „Kiepscy” byli też serialem do szpiku polskim, nasączonym odwołaniami do naszej kultury, historii, tożsamości. Atmosfera w domu to mieszanka ułańskiej fantazji, polskiej martyrologii („Ja jestem postacią tragiczną, ofiarą przemian w tym nienormalnym kraju”), romantyzmu („Wyrzuciła mnie przez okno jak fortepian na bruk”), sarmackiego zamiłowania do zabawy („Panie Ferdku, wódka drożeje! Ja rozumiem: masło czy chleb, ale artykuły pierwszej potrzeby?”). Ferdek to XXI-wieczny Zagłoba (kłótliwy, leniwy, wiecznie pijany), ale można też zobaczyć w nim Stańczyka w konwencji sitcomu. Ferdek Kiepski ułożył zresztą o Paździochu piosenkę nawiązującą do „Zakazanych piosenek”: „Siekiera, motyka, baba goła, Marian Paździoch to pierdoła. Siekiera, motyka, bum-cyk-cyk, Marian Paździoch – stary pryk. Siekiera, motyka, smętna bajka, u Paździocha miętka fajka. Siekiera, motyka, małpi wuj, Marian Paździoch to jest chuj”.

Jednych cieszyły dowcipy fekalne, sprośne, przekraczające granice dobrego smaku, innych inteligenckie aluzje. Przecież serialowa kamienica to alegoria tonącego okrętu-Polski jak u Skargi, a parafraz językowych trudno zliczyć: „Pić albo nie pić, oto jest, kurde, pytanie…”, „Polacy nie gęsi – swoje gacie mają!”, „Fok nie żyje, Pałomski milczy, Wadecki olewa, a Krawczyk z Bregovicem wzięli się za awangardę”).

Życie bez wstydu

Ale tajemnicą sukcesu było to, że twórcy serialu swoich bohaterów i widzów nie pouczali, nie kazali się kształcić, mieć aspiracji, rozwijać się. Śmiali się z nich, ale w gruncie rzeczy dawali przyzwolenie na dobre samopoczucie. Polakom zmęczonym aspiracyjną narracją liberalnych mediów, niepowodzeniami w nierównej walce z wczesnym kapitalizmem, łatwo było się identyfikować z Kiepskimi. Cieszyli się, że mogą oglądać osoby, które sobie też nie zawsze radzą, wydają się mniej bystre, ale akceptują swoje życie.

Moim ulubionym motywem było wyśmiewanie w „Kiepskich” polskiego marzenia o przedsiębiorczości. W serialu coraz ktoś chce założyć i prowadzić złoty interes: pizzerię, ekskluzywną szkołę prywatną, supermarket Hiperferdex, firmę zabawkarską, radiostację „Łan, tu, sri, erefen”, sex telefon, salon masażu biopradem czy dom mody Jean Paul Kiepski dyktatur mody. Oczywiście te projekty nie wypalają, ale niepowodzenia bohaterów nie załamują, nawet nie smucą, bo Kiepscy nie mają wygórowanych ambicji. Oni nie aspirują do wyższej pozycji społecznej. Chcą po prostu przetrwać.

„W większości polskich seriali oglądany obraz nie różni się znacząco od bloków reklamowych – pisała Justyna Bucknall-Hołyńska w świetnej analizie „Serial, o którym się fizjologom nie śniło”. – Ich bohaterowie to konsumenci, dzięki temu albo należą do lepszego świata (do którego aspirują również widzowie), albo o nim marzą i mówią. W wypadku Kiepskich jest zupełnie na odwrót”. Serial był przeciwieństwem mdłych, sformatowanych oper mydlanych, w których ludzie pracują na etacie, udają się im biznesy, mieszkają w pięknych mieszkaniach i mówią poprawnym językiem.

Kiedyś usłyszałem, że fenomen popularności serialu polega na tym, że „widz czuje się lepszy od Kiepskich, a jednocześnie jest przekonany, że za ścianą ma sąsiada podobnego do Ferdynanda. Tyle że sąsiad myśli o nim to samo”. Prawda, ale wielu oglądało też serial dla kapitalnych sentencji, które weszły do potocznego języka: „Praca to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu” albo „Za komuny nic nie było, a wszystko było; teraz wszystko jest, a nic nie ma”. Moja ulubiona to: „Lepiej z głupim zgubić niż z mądrym znaleźć”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus. W Lubuskiem nadal duże ryzyko zakażenia
Następny artykułKwestowanie na WOŚP