To prawda, że polskie sądy zalewane są drobnymi sprawami, których rozstrzygnięcie nie wymaga długoletnich studiów, a zwykle podstawowej znajomości prawa i życiowego doświadczenie. Przy okazji sporu o nowelizację kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, zgodnie z którą nie można będzie odmówić przyjęcia mandatu wystawionego przez funkcjonariusza policji (a jedynie zaskarżyć go do sądu), warto wrócić do pomysłu ustanowienia sędziów pokoju.
Jak wynika z raportu opracowanego w końcówce zeszłego roku, liczba drobnych spraw, które obciążają sądy pierwszej instancji dochodzi do 600 tys. rocznie. M.in. z tego powodu przynajmniej od 5 lat co jakiś czas któraś z partii politycznych nieśmiało do debaty publicznej stara się wrzucić pomysł wprowadzenia sędziów niezawodowych do wymiaru sprawiedliwości. Mieliby oni rozstrzygać w najdrobniejszych sprawach, aby odciążyć sędziów zawodowych.
Najbardziej ochoczo inicjatywa ta była popierana przez parlamentarzystów Kukik’15. Na jesieni prezydent Duda powołał nawet zespół, który ma wypracować odpowiedni projekt ustawy (była to jedna z obietnic skierowanych do środowiska Pawła Kukiza w czasie kampanii prezydenckiej). Prace trwają też w ministerstwie sprawiedliwości. Nie widać jednak wyjątkowej determinacji, by jak najszybciej powołać ludowy organ orzeczniczy.
A szkoda. Instytucja, która z powodzeniem funkcjonuje nie tylko w systemach anglosaskich (ale też np. we Włoszech czy Hiszpanii) wydaje się wręcz skrojoną do orzekania w sprawie pospolitych wykroczeń, karanych kilkusetzłotowymi mandatami. Na pewno sędziowie pokoju wywołują mniej kontrowersji niż majstrowanie przy prawie do odmowy mandatu. Jakby bowiem tego nie argumentować i nie przywoływać przykładów z innych europejskich państw, co próbują robić politycy Zjednoczonej Prawicy, nowelizacja jest ingerencją w prawa obywatelskie, a to nigdy nie może wywołać entuzjastycznej reakcji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS