Sedeeq, odkąd żyje, ucieka przed talibami. Teraz boi się, że dopadną jego rodzinę. W wywiadzie opowiada jak wygląda ich sytuacja. Rozmawiam także z jego starszym bratem Abdullahem, z którym łączymy się przez internet z Tajlandii. Abdullah prosi o nieujawnianie jego nazwiska. Boją się podawać wszystkich szczegółów, bo dzisiejsi talibowie doskonale potrafią używać internetu do zdobywania informacji o przeciwnikach. Sedeeq pozwolił mi na opublikowanie jego pełnego nazwiska, ale nie robię tego z obawy o jego bezpieczeństwo.
Zobacz także: Słyszę: „Nie nagrywaj , bo mogą im obciąć głowy”. Jestem na granicy z Afganistanem
NEWSWEEK: Mówisz, że mogę użyć Twojego pełnego nazwiska, bo jest już Ci wszystko jedno. Dlaczego?
Sedeeq: W styczniu 2019 roku przyjechałem do Polski z myślą, żeby po studiach wrócić do mojego kraju i zmieniać go na lepsze. Ale teraz wiem, że nie mam już żadnej szansy na powrót do ojczyzny. Muszę zostać tutaj, albo znaleźć bezpieczne miejsce gdzie indziej. Prezydent uciekł i porzucił kraj, w jakimś sensie porzucił też mnie i moją rodzinę.
Urodziłeś się w 1999 roku na drodze z Kabulu do Pakistanu, gdzie po raz pierwszy uciekliście przed talibami do Pakistanu. Co pamiętasz ze swojego dzieciństwa?
Sedeeq: Niewiele. Pamiętam tylko, że od zawsze jesteśmy uchodźcami, i że ciągle słyszałem, że jak będziemy chcieli wrócić do Afganistanu, to talibowie nas zabiją. Nie miałem tam żadnej szansy na normalne życie i stabilną edukację. Mieszkaliśmy w kilku miejscach. Często zmieniałem szkoły. Trudno było się dostosować do nowych warunków, nowych ludzi i języka. Wciąż czuję te przeprowadzki w moim ciele. Nie mam poczucia przynależności gdziekolwiek.
Abdullah: Uchodźcy to są ludzie, którzy nie mogą wrócić do swojego kraju, muszą odnaleźć się w nowych miejscach. Dla wszystkich jest to trudne, ale dla dziecka jest to nie do zniesienia. Miałem pięć lat, kiedy w 1992 roku wybuchła wojna domowa. Po czterech latach talibowie doszli do władzy. Miałem wtedy dziewięć lat, ale do dziś pamiętam powszechną brutalność. Moje dzieciństwo upłynęło w smutku, bólu, lęku i depresji. Nie śmiałem się jak inne dzieci na świecie. Odkąd sięgam pamięcią, znajduję się w tunelu, w którym ciemność się nie kończy. Do dziś widzę powieszonych ludzi na stadionach piłkarskich. Pamiętam, jak byłem kiedyś z wujkiem w sklepie w Ghazni i nagle talibowie zabrali wszystkich w jakieś miejsce i kazali nam oglądać egzekucje. Zabijali ludzi na oczach dzieci. To miała być przestroga dla wszystkich innych. Do dzisiaj mam koszmary. I nawet nie wiesz, jak się boję, co czeka nas teraz. Odkąd zdobyli Kabul, prawie nie śpię.
Obaj większość życia spędziliście poza ojczyzną, zatem jak dobrze znacie Afganistan?
Sedeeq: W miarę dobrze. Byłem tam wiele razy. Mamy sporą rodzinę w Ghazni, wciąż mamy tam dom.
Abdullah: Kiedy w 2001 roku zaczęła się ofensywa Zachodu, nagle wybuchła w nas ogromna nadzieja, dlatego w 2004 roku wróciliśmy, by budować nowy kraj i korzystać z nowych możliwości. Ale po kilku miesiącach talibowie zaczęli podbijać region, gdzie zamieszkaliśmy, grozili komuś z naszej rodziny, kto pracował dla rządu, dlatego znowu musieliśmy uciekać, tym razem do Tajlandii, gdzie wciąż mieszkam.
W jaki sposób talibowie Wam wtedy grozili?
Abdullah: Najpierw byli bardzo mili, zachowywali się jak brat łata, po czym nie pozostawili żadnych wątpliwości, że jest się z nimi, albo przeciwko nim.
Sedeeq: Nasza siostra nadal mieszka w Afganistanie i teraz boi się o swoje życie i przyszłość swojego syna. Co czeka go w Afganistanie rządzonym przez talibów? Będzie się uczył zabijać i walczyć z Zachodem? Zrobią z niego terrorystę! Robię wszystko, by ich stamtąd wydostać. Moja rodzina w Tajlandii: mama, tata, mały brat i Abdullah ze swoją rodziną mają status uchodźcy przyznany przez ONZ, którego nie uznaje tajlandzki rząd, więc w każdej chwili mogą zostać deportowani do Afganistanu. Jaki los czeka czteroletnią córeczkę Abdullaha w Afganistanie? Będzie siedzieć w domu bez szkoły, uczyć się gotować i przygotowywać do wyjścia za mąż. Nie zasłużyła na taki los!
Więc ich przyszłość zależy od Ciebie.
Sedeeq: Tak! Nie dam im zabić. Próbuję teraz kontaktować się z europejskimi rządami i wieloma instytucjami międzynarodowymi i nikt nie oferuje nam żadnej pomocy. Proszę o pomoc polski rząd. Potrzebujemy tylko bezpiecznego schronienia, nie chcemy żadnych pieniędzy. Nie jesteśmy ludźmi, którzy siedzą w domu i czekają na zasiłki. Jesteśmy wykształceni, potrafimy robić wiele rzeczy, sami na siebie zarabiać. Bycie uchodźcą to nie jest wybór, to sytuacja, w której się znalazłeś.
Abdullah: Nie wybrałem sobie życia uchodźcy! To jest życie pełne smutku i bólu. Bardzo obawiamy się, że odeślą nas do Afganistanu. Jeśli ONZ nie podpisze umowy z Tajlandią, to staniemy się tzw. „nielegalnymi migrantami”. Bardzo boją się o naszą przyszłość. Moja córeczka ma pięć lat, a syn dziewięć. Jeśli wrócimy do Afganistanu, ona straci szansę na edukację i karierę, na wolność, a z niego zrobią mi terrorystę. Mam nadzieję, że nikt nie doświadczy takiego cierpienia, w jakim żyją Afgańczycy.
Teraz talibowie używają dyplomatycznego języka. Rozmawiają z zachodnimi dziennikarkami i pokazują pokojowe oblicze. Wierzycie, że się zmienili?
Abdullah: Może nikt już tego nie pamięta, ale kiedy pierwszy raz doszli do władzy w 1996 roku, to okrzyknięto ich „aniołami pokoju”. Potrafili bardzo sprytnie postępować z ludźmi, byli mili, wiedzieli, że na początku muszą zdobyć zaufanie mas, by potem je zniewolić bez większego oporu. Obcinanie rąk i egzekucje zaczęły się dopiero po pewnym czasie. Podobnie było z prawami kobiet, dopiero po miesiącach zaczęli traktować je gorzej niż wy w Europie traktujecie zwierzęta. Zdecydowanie nie wierzę w ich słowa. Oczywiście, rok 2021 nie jest rokiem 1996, dziś mamy media społecznościowe i internet, ale ich barbarzyńska ideologia terroru przecież się nie zmieniła. Wszystkich, którzy się z nią nie zgadzają, nazywają „kukiełkami Zachodu”. Teraz będą chcieli się zrewanżować. Zabijali dzieci w szkołach, bombardowali uniwersytety i szpitale, więc naprawdę myślisz, że z dnia na dzień staną się obrońcami wolności słowa i praw kobiet?
Znacie jakiś talibów osobiście?
Abdullah: Oczywiście, ale nie tych dzisiejszych, a tych z przeszłości.
Sedeeq: Talibowie byli cały czas w Afganistanie, także w ostatnich 20 latach. Jak odwiedzaliśmy rodzinę, to spotykaliśmy ich na drogach, obserwowaliśmy ich z samochodu, bo przebywali głównie w regionach między większymi miastami. Oni patrzą na kobiety jak na jakieś wstrętne przedmioty, które nie mają żadnych praw. Boję się, że moja mama będzie musiała tam wrócić i chodzić w burce.
A znacie kogoś, kto popiera talibów?
Abdullah: Nie znam nikogo, kto by ich popierał. Większość z nich pochodzi z zagranicy. Mój przyjaciel w Kabulu mówi, że nie wiedzą, jakim językiem mówią teraz na ulicach. Nie mówią ani w paszto, ani w dari. Może są z Pakistanu, a może nawet z Czeczeni. Zresztą nie znają tego miasta, pytają się ludzi o oczywiste miejsca i budynki.
Na Zachodzie, w tym w Waszyngtonie, nikt nie przypuszczał, że talibowie w tak szybkim tempie przejmą kontrolę nad całym krajem, w tym nad Kabulem. Czy Wy także jesteście zaskoczeni?
Abdullah: Tak.
I jak to tłumaczycie?
Abdullah: To jest pytanie, które dziś zadaje sobie każdy Afgańczyk. W ostatnich tygodniach słyszeliśmy od ministra obrony, że prowadzą coś na kształt „wojny taktycznej”. Ludzie rozumieli to w ten sposób, że na mocy porozumienia z Dohy talibowie przejmą kontrolę nad niektórymi prowincjami, by w ten sposób zapewnić pokój w całym kraju.
Armia jednak nigdzie nie stawiała oporu. Prezydent Biden mówił kilka tygodni wcześniej, że afgańskie wojsko liczy 350 000 żołnierzy, a po stronie talibów stoi około 70 000 wojowników. Dlaczego więc świat ma obronić Afgańczyków przed talibami, skoro sami nie stawiliście im czoła?
Abdullah: Widzieliśmy, że władza w miastach była przekazywana talibom w pokojowy sposób. Wcześniej, w jednej z prowincji, talibowie zabili ponad 30 żołnierzy, nikt nie wyruszył im na ratunek, więc żołnierze w innych regionach po prostu bali się o swoje życie. Ale ja też, podobnie jak miliony Afgańczyków, mam do nich te same pytania. Myślę jednak, że Amerykanie w fatalnym momencie zdecydowali się na wyjście z Afganistanu. Rząd był skorumpowany, nie był w stanie rozwiązywać problemów, ludzie nie czuli, by politycy w Kabulu stali po ich stronie. Niektórzy żołnierze nie dostawali pensji, głodowali. Morale spadło. W sytuacji chaosu doskonale odnaleźli się talibowie. Ale wszystkim nam należy się wyjaśnienie, jak do tego mogło dojść.
Czytaj więcej: „Szukają mnie. Mam 28 lat i ukrywam się w Kabulu. Chcę stąd uciec, ale raczej nie ma szans”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS