Mający premierę w ubiegłym roku film “Joker” natychmiast stał się fenomenem. Nie tylko okazał się wielkim kinowym przebojem, zjednując przy tym widzów, krytyków i podbijając filmowe festiwale, ale zaprezentował też nową formułę prezentacji bohatera wywodzącego się z komiksowego uniwersum.
“Joker” stał się z miejsca filmem kultowym – cytowanym przez fanów i takim, na który lubią się powoływać nawet politycy, gdy chodzi o diagnozowanie największych społecznych bolączek. Ale to nie koniec. W przypadku filmu Todda Phillipsa zadziałał jeszcze jeden mechanizm. Produkcja przyczyniła się do popularyzacji miejsc, które zostały w niej zaprezentowane, a na które wcześniej nikt nie zwracał uwagi. Jedno z nich stało się wielką turystyczną atrakcją. Kino raz jeszcze pokazało, jak wielką ma moc i jak bardzo oddziałuje na wyobraźnię widzów na całym świecie.
Schody położone na nowojorskim Bronxie nie wyróżniają się niczym. Może inaczej – nie wyróżniały się niczym do czasu, aż nie pojawiła się tam ekipa realizująca film o ciężkim żywocie komika Arthura Flecka, który pod wpływem różnych okoliczności zamienia się w psychopatycznego zabójcę. To właśnie taniec wykonany na tych schodach przez Joaquina Phoenixa, odczytywany jest jako moment ostatecznej przemiany bohatera. Ale czy w chwili realizacji filmu ktoś spodziewał się, że zwyczajne, wyglądające obskurnie schody, staną się magnesem na turystów?
Od kilku miesięcy zwyczajny obiekt, który wcześniej – jak to schody – służył mieszkańcom, przyciąga tłumy. Od momentu wejścia na ekrany kin filmu z Phoenixem dotychczasowi użytkownicy łącznika pomiędzy Anderson Avenue oraz Shakespeare Avenue często mają problem, by z nich swobodnie skorzystać, a okoliczni mieszkańcy narzekają na ciągłe hałasy związane z napływem kolejnych ciekawskich. Po przyznaniu aktorowi Oscara za role w tym filmie boom jest jeszcze większy. Turyści robią sobie tam zdjęcia oraz nagrywają filmy, a wielu, imitując ruchy filmowego “Jokera”, stara się odtworzyć kultową już scenę, niekiedy nawet paradując w przebraniu klauna.
Schody na Bronxie, które nieoficjalnie stały się po prostu “schodami Jokera”, są dziś dla licznych turystów obowiązkowym punktem zwiedzenia stolicy świata – obok Statui Wolności, 1 World Trade Center, Times Square czy Central Parku.
W tym wszystkim kryje się paradoks, który polega na tym, że to akurat zobrazowana w filmie postać klauna-mordercy odczarowała Bronx, przyciągając turystów, którzy wcześniej często omijali tę dzielnicę szerokim łukiem właśnie ze względu na jej niesławę.
Bronx zawsze uchodził za miejsce niebezpieczne, gdzie lepiej się nie zapuszczać bez wyraźnej potrzeby. I choć niektórzy się cieszą, że turyści przestają się bać Bronxu, to zdaniem wielu miejscowych, sprawy zaszły za daleko. Na okolicznych murach pojawiły się nawet wymalowane sprayem napisy wzywające ciekawskich do zaprzestania praktyk. Ba! Znaleźć można adresowane do nich ostrzeżenia. Zdaniem ekspertów, nie ma jednak szans, by popularność, owianych już legendą schodów, zmalała.
Takich obiektów, które wcześniej znaczyły niewiele i były mijane z obojętnością, a potem, z dnia na dzień zaczęły robić furorę, jest znacznie więcej. A schody, gdy chodzi o tę sferę, zdają się mieć wyjątkowe szczęście.
Kultowy w wielu kręgach film “Trainspotting” ma już niemal ćwierć wieku, a wiele pojawiających się tam miejsc wciąż tłumnie odwiedzanych jest przez osoby, które przyjeżdżają do Glasgow czy Edynburga. Właśnie w stolicy Szkocji znajdują się schody, które znalazły się w scenie ucieczki, otwierającej dzieło Danny’ego Boyle’a. W filmie pojawiają się one tylko na chwilę, ale to w zupełności wystarczyło – wiele osób odwiedzających dziś Edynburg robi sobie też obowiązkową fotografię właśnie na schodach, którymi zbiegał Ewan McGregor.
Kino rozsławiło też schody prowadzące do Filadelfijskiego Muzeum Sztuki. To właśnie tam powstawały sceny do “Rocky’ego”. W nagrodzonym Oskarem filmie, Sylvester Stallone wbiega na nie, a potem wykonuje gest triumfu w rytm utworu “Gonna fly now”. To samo czynią dziś tysiące turystów odwiedzających Filadelfię. Obok muzeum zlokalizowany został nawet pomnik filmowego boksera. Same schody nazywane są – jakżeby inaczej – “schodami Rocky’ego”.
Ale kino od samych swoich początków miało niezwykłą moc, gdy chodzi o promowanie miejsc. Powstały w 1925 r. film “Pancernik Potiomkin” wypromował na całym świecie obecny symbol Odessy – znajdujące się w mieście Schody Potiomkinowskie. To właśnie na nich zrealizowana została słynna filmowa sekwencja masakry miejscowej ludności.
Popkultura przyczynić się może nie tylko do wzrostu popularności mniej lub bardziej zwyczajnych schodów, ale też zwykłego przejścia dla pieszych. Takowe znaleźć można w Londynie przy Abbey Road. Zebra ta status wyjątkowości zyskała pół wieku temu, wraz z premierą albumu “Abbey Road” grupy “The Beatles”. Turyści przyjeżdżający tu specjalnie, by zrobić sobie zdjęcie na konkretnych pasach, imitując przy tym kroki wykonane kiedyś przez czwórkę z Liverpoolu na potrzeby muzycznej okładki, nie dziwią już dziś nikogo.
Skoro mowa o Londynie, który regularnie pojawia się na wielkim ekranie, to szczególnym kultem otoczone są tam obiekty, które wystąpiły w komedii romantycznej “Notting Hill”. Pojawiające się w produkcji: księgarnia (choć dziś został po niej tylko szyld), dom głównego bohatera (sprzedany po premierze filmu za zawrotną sumę) czy Portobello Road Market, gdzie organizowany jest pchli targ – te wszystkie miejsca, po 20 latach od premiery filmu, wciąż przyciągają turystów z całego świata.
Czasami miejsca wypromowane przez magię X muzy stają tak popularne wśród odwiedzających, że konieczne staje się ich zamknięcie. Tak było z plażą na niewielkiej wyspie Ko Phi Phi Le. Po premierze filmu “Niebiańska plaża” z Leonardo DiCaprio, ten raj na ziemi przeżył prawdziwy najazd. Degradacji uległa znajdująca się w zatoce rafa koralowa. W trosce o lokalne środowisko tajskie władze podjęły decyzję o czasowym zamknięciu wyspy.
Ale kino potrafi promować też najzwyklejsze pola. Do dziś tysiące osób przybywają na farmę w amerykańskim miasteczku Dyersville oraz przylegające do niej boisko baseballowe. Nieoczekiwanie kompleks ten stał się jedną z największych atrakcji turystycznych w regionie. O co tyle zachodu? Właśnie tutaj zrealizowano film “Pole marzeń” z Kevinem Costnerem. Ta niepozorna i cicha miejscowość, położona w amerykańskim stanie Iowa, 30 lat od premiery filmu, wciąż jest celem dziesiątek tysięcy podróżników, choć stale mieszka tam zaledwie kilka tysięcy osób.
Filmy stanowią nieocenioną machinę promocyjną nie tylko pojedynczych miejsc czy obiektów, ale też całych krajów. Spektakularny sukces danej produkcji często powoduje, że biura podróży mogą zacząć zacierać ręce. Gwałtowny przyrost liczby rezerwacji do miejsc, gdzie znajdowały się plany filmowe ulubionych filmów i seriali, miał miejsce w ostatnich latach po triumfie: “Władcy pierścieni”. Kraj odnotował wzrost popularności na turystycznej mapie świata aż o 40 proc.
„Gray o tron” przyciągnęła rzesze turystów do Irlandii i Chorwacji, a twórcy “Borata” sprawili, że zainteresowanie Kazachstanem wzrosło o 300 proc. – choć sam film realizowany był głównie w Rumunii. Trudno się zatem dziwić, że pojawienie się nowych filmowych hitów pociąga za sobą natychmiastową reakcję firm z branży turystycznej, które często organizują wakacyjne rajdy śladami filmowych bohaterów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS