Uściski, żarty i wszyscy kibice w hali fetujący na stojąco – to obrazek z kilkuminutowej przerwy przy stanie 2:0 dla Resovii. A podstawowi siatkarze, którzy trafili zaraz potem do kwadratu dla rezerwowych, co chwilę sobie żartowali i szykowali już telefony. Ostatecznie rewanżowe spotkanie z niemieckim SVG Lueneburg zakończyło się wynikiem 3:0, choć po drugim secie ciąg dalszy miał już drugorzędne znaczenie.
Tajemnica Pucharu CEV. Niecodzienne tłumy w hali Podpromie
Biorąc pod uwagę choćby ostatnie sukcesy polskich klubów na tym najwyższym szczeblu europejskiej rywalizacji, czyli w Lidze Mistrzów (Grupa Azoty Zaksa Kędzierzyn-Koźle wygrała trzy poprzednie edycje, a w finale ostatniej pokonała Jastrzębski Węgiel), aż trudno wyjaśnić, dlaczego dotychczas wśród triumfatorów Pucharu CEV, czyli drugich w hierarchii rozgrywek klubowych Starego Kontynentu, nie było krajowego przedstawiciela. Wygrywali też Puchar Challenge, stanowiący trzeci stopień, ale ten środkowy był nie do pokonania. Aż do teraz.
Po jednostronnym zwycięstwie 3:0 w pierwszym spotkaniu finałowym na wyjeździe w ubiegłym tygodniu (tylko w jednej z trzech partii oddali rywalom więcej niż 17 punktów) trudno było sobie wyobrazić, że Resovia wypuści z rąk szansę na ten historyczny triumf. Nic dziwnego więc, że w hali Podpromie szykowano się na wielką celebrację. Trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca, ustawiono też dodatkowe krzesełka za bandami reklamowymi. A w sektorze VIP pojawiło się więcej niż zwykle lokalnych polityków. Obecność tych ostatnich ma tu dodatkowy powód – zbliżające się wybory samorządowe.
Siatkarzom Resovii zrzedły miny. Pierwsza feta w przerwie, druga na koniec
Rywale, którzy tydzień temu byli tylko tłem dla rzeszowian, tym razem nie mieli nic do stracenia i pokazali to w dwóch pierwszych odsłonach. Siatkarze Resovii podczas rozgrzewki wyglądali na spokojnych, wręcz zrelaksowanych. Sporo się uśmiechali. Tak samo było jeszcze na początku rewanżowego spotkania, ale z czasem miny im nieco zrzedły. Bo SVG Lueneburg mocno się stawiał, sprawiając początkowo spore problemy.
Jakub Kochanowski najpierw kilka razy odetchnął z ulgą, potem krzywił się, gdy jego drużyna traciła punkty. Torey Defalco zaś bezradnie wzruszał ramiona, gdy przeciwnicy kończyli kolejne kontry. Mieli nietęgie miny, gdy na tablicy wyników widniał wynik 15:18 czy 18:20. Chwilę potem rozpoczęła się emocjonująca walka na styku. Jeden z członków sztabu gości siedzący na bandami skoczył w górę z radości, gdy jego drużyna wyszła na prowadzenie 22:21. Ale w ważnym momencie asem popisał się Defalco, a na koniec Kochanowski, który zdobył ostatni punkt efektownym blokiem, mógł się szeroko uśmiechnąć.
W drugiej partii też początkowo trzeba było odrabiać straty, ale tylko do połowy seta. Ostatni remis to 12:12, od tego momentu już trwał popis gospodarzy. Przy stanie 22:17 wszyscy kibice wstali z miejsc i na stojąco oglądali tę odsłonę do końca. Po niej rozpoczęli fetę, a siatkarze dłuższą chwilę celebrowali na boisku.
Po zmianie stron trener Giampaolo Medei nie przekazywał im żadnych uwag – zawodnicy i członkowie sztabu szkoleniowego nadal padali sobie w ramiona, gratulując sobie sukcesu. Zgodnie z przypuszczeniami szkoleniowiec na trzeciego seta posłał do gry rezerwowych, a podstawowi gracze obserwowali ich z boku. Gdy ci zagrali efektowną akcję, to nie omieszkali tego docenić. Kochanowski pokazywał gestem, że grają jak z nut, a inni żartowali między sobą. Znany z aktywności w mediach społecznościowych Karol Kłos szykował z kolei już telefon.
Po ostatniej akcji spotkania znów wszyscy siatkarze Resovii wybiegli na boisko i wspólnie celebrowali historyczny sukces. Pojawiły się pamiątkowe koszulki oraz żywa maskotka drużyny – ubrany w klubową koszulkę piesek drugiego trenera zespołu Alfredo Martilottiego.
Od odpadnięcia dzielił ich tylko “złoty seta”. Puchar, do którego trzeba dopłacić
Występ w Pucharze CEV był w tym roku dla rzeszowskiego klubu niejako nagrodą pocieszenia – zaczynał on bowiem występ w Europie od Ligi Mistrzów. Z najbardziej prestiżowymi rozgrywkami pożegnał się jednak już po fazie grupowej, w której – mówiąc krótko – niewiele zwojował. Z trzema zwycięstwami i trzema porażkami na koncie zajął trzecie miejsce, choć przed rozpoczęciem rywalizacji wiele osób stawiało go przynajmniej na drugim.
Rzeszowianie trafili więc do ćwierćfinału Pucharu CEV, w którym mieli bardzo swojskiego rywala – Aluron CMC Wartę Zawiercie. I to właśnie na tym etapie ekipa Medeiego była najbliżej pożegnania z tymi rozgrywkami. Dzielił ją od tego jedynie “złoty set” (najpierw wygrali 3:0, a w rewanżu przegrali 0:3). Gdy już złapała głębszy oddech po tym dreszczowcu, to poszło gładko. Aż do końca.
W przeszłości dwa polskie kluby były o krok od zdobycia tego trofeum. W finale edycji 2010/11 przegrała Zaksa, a rok później właśnie Resovia. Teraz za zwycięstwo ekipa z Podkarpacia otrzyma 80 tysięcy euro, co – biorąc pod uwagę wydatki poniesione wcześniej w tym sezonie na udział w europejskich pucharach – oznacza, że musiała dopłacić. Ale czego się nie robi dla trofeum i zapisania się w historii.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS