W 2011 roku widzowie byli mniej przyzwyczajeni do odważnych scen erotycznych w najpopularniejszych serialach telewizyjnych, niż ma to miejsce obecnie. Swego rodzaju rewolucją w tym względzie była Gra o tron – produkcja oparta na prozy George’a R.R. Martina zyskała rozgłos dzięki bezkompromisowości na wielu polach, również na tym.
Jak ujawnia po latach aktorka Gemma Whelan, która w obrazie wcielała się w Yarę Greyjoy, sceny seksu były kręcone zwykle bez wyraźnego kierunku, a aktorzy byli w dużej mierze pozostawieni sami sobie. Zapytana przez The Guardiana, czy aktorzy „po prostu musieli się tym zająć”, Whelan odparła:
Prawie dosłownie. Zwykle mówili: „Kiedy krzyczymy „akcja”, róbcie to!”. Był to swego rodzaju szalony bajzel. Ale między aktorami zawsze był instynkt, by się ze sobą sprawdzić nawzajem. Tak było w scenie w burdelu z kobietą, która była tak wyeksponowana, że rozmawialiśmy razem o tym, gdzie powinna być kamera i z czego [aktorka – dop. red.] byłaby zadowolona. Reżyser może [w takim momencie – dop. red.] powiedzieć: „Ugryź ją w piersi, a potem klepnij w pupę!”, ale ja zawsze rozmawiałam o tym z drugim aktorem.
Taki brak koordynacji i opieki nad aktorami ze strony odpowiednich członków planu jest zaskakującym odkryciem. Wydaje się, że w dobie ruchów takich jak MeToo i rozrachunku z niewłaściwymi zachowaniami seksualnymi w branży filmowej o takie traktowanie byłoby trudno.
Zwykle w takich przypadkach – co jest standardem od kilku lat – zatrudnia się tzw. koordynatorów intymności, których zadaniem jest ułożenie choreografii do scen erotycznych i zadbanie o to, by każdy członek obsady czuł się w nich komfortowo. Widać jednak, że jeszcze dekadę temu w branży filmowej panowały zupełnie inne reguły.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS