Zadanie, by znaleźć podobieństwa między ćwierćfinałem mistrzostw Europy z Serbią i półfinałem ze Słowenią, nie należy do wymagających. I to nie tylko dlatego, że oba zakończyły się zwycięstwem Polaków 3:1. W obu siatkarze Nikoli Grbicia zaczęli od rozdania wielu prezentów rywalom w postaci prostych błędów. Ale potem zostało wyparte przez waleczność i poświęcenie, którego przykład dali choćby Marcin Janusz i Aleksander Śliwka. Emocje w hali Pala Lottomatica w czwartkowy wieczór buzowały, a smutek i złość mieszały się z ulgą i wybuchami radości.
Kurek w wielu rolach. Kaczmarek na przemian włączał i wyłączał układ nerwowy
Bartosz Kurek z powodu kłopotów z biodrem opuścił najważniejsze mecze lipcowego turnieju finałowego Ligi Narodów, a z powodu późniejszego powrotu do treningu Nikola Grbić korzystał z niego dotychczas podczas mistrzostw Europy bardzo oszczędnie. Widać było wyraźnie, że atakujący ma kłopot z powrotem do formy, a trener opowiadał dziennikarzom niedawno o innym kłopocie 35-latka – tzw. paraliżu analitycznym, czyli nadmiernym myśleniu.
Dotychczas więc w ME grał niewiele, ale grał. Przed półfinałem już w ogóle nie brał udziału w rozgrzewce. Potem okazało się, że odnowił mu się uraz i nikt już nie będzie ryzykował. Kurek obejrzał więc cały mecz z kwadratu i ławki rezerwowych. Ale można było zerkać tylko na niego i wiadomo było już, co się działo. Pierwszego seta pełnego błędów na zagrywce, oglądał w kwadracie. Na początku dość spokojnie. Przy stanie 23:23, gdy Leon zdobył punkt po lekkim plasie, kapitan odetchnął z wyraźną ulgą. Przy piłce setowej dla Słoweńców odwrócił się z nerwów i z rękami na ramionach Karola Kłosa zerkał bokiem. Co prawda Grbić poprosił wtedy o challenge, ale jeszcze przed sprawdzeniem wideo założył plecak na ramię i był gotowy do zmiany stron. Tak też się stało. Wcześniej w tym secie szkoleniowiec bezradnie rozkładał ręce po kolejnych pomyłkach swoich graczy.
W przerwie Kurek spędził czas na dłuższej rozmowie z Leonem. Wydawało się, że coś mu tłumaczył, może uspokajał. Przyjmujący po meczu uśmiechnął się, ale nie chciał zdradzić, o co chodziło. W drugiej partii atakujący przy dłuższych akcjach zrywał się z ławki, po straconych punktach łapał się za głowę, a po wygranej w trudnej akcji znów oddychał z ulgą. Łapanie za głowę lub wyrzucanie w górę ramion pojawiało się też, gdy dochodziło do kontrowersyjnych decyzji sędziów.
Ze smutkiem kapitan Polaków kręcił głową, gdy w przerwie fizjoterapeuci zajmowali się przez chwilę Łukaszem Kaczmarkiem. Wobec kłopotów Kurka gracz Zaksy to jedyny nominalny atakujący, którego ma do dyspozycji Grbić przed finałem. Ale Kaczmarek wrócił do gry i nieraz punktował w trudnych sytuacjach. Podobnie jak z Serbią wydawało się czasem, że wyłączył układ nerwowy. Ale tylko czasem, bo był on też jednym z tych, którzy najbardziej emocjonalnie reagowali na kontrowersyjne decyzje sędziów. Choć też nie brakowało u niego szerokiego uśmiechu. Zwłaszcza wtedy, gdy np. oszukiwał rywali, chowając ręce w bloku.
Grbić-show w czwartym secie. Falstart rezerwowych. Ważne słowa trenera do Leona
Zdenerwowanie udzielało się wtedy też spokojnemu zwykle Grbiciowi. Po jednej z nich krzyczał coś w stronę swoich współpracowników ze sztabu szkoleniowego. Prawdziwe show zrobił jednak w czwartym secie. Najpierw po jednej z akcji Leona na jego twarzy pojawił się wyraźny podziw, co nie zdarza się często. Chwilę potem przeżegnał się, gdy sędziowie uznali, że rywale zaliczyli cztery odbicia. Następnie zaś krzyczał z radości, bo kolejnym punkcie, który pozwolił Biało-Czerwonym wypracować bezpieczną przewagę.
Słoweńcy nie są wygodnym rywalem i dało to o sobie też znać w czwartek. Dlatego nieraz akcje były długie, a gdy Polacy je wygrywali, to patrzyli w górę z ulgą. Ale też nie zostawiali niczego przypadkowi. Walczyli o każdą piłkę. Aleksander Śliwka raz, chcąc ratować sytuację, wpadł z trenera Słoweńców. Marcin Janusz w podobnej sytuacji wylądował pod nogami operatora kamery, który siedział przy boisku.
Przy pierwszej piłce meczowej Kurek z innymi rezerwowymi byli już blisko wbiegnięcia na boisko, ale zaliczyli falstart. Po chwili mogli jednak już świętować awans do finału z resztą drużyny. A zarówno kapitan, jak i Grbić wyściskali Leona, który w kluczowym momencie brylował, choć też przeszedł długą drogę, by się odbudować po słabszym sezonie w klubie. Dłużej przyjmującego obejmował trener. Gdy spytałam zawodnika Perugii, co powiedział Serb, to zdradził tylko, że coś miłego. Trener zaś nie robił z tego tajemnicy – z jego ust padło “Witaj z powrotem”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS