A A+ A++

Rosjanie zostali odpowiednio przygotowani do wybuchu wojny. Od kilku lat gazety i serwisy internetowe pisały o „ukraińskich nacjonalistach”, którzy chcą „zdławić dążenie do niepodległości mieszkańców republik”. Budowane było poczucie zagrożenia. Rosja była przedstawiana jako oblężona twierdza, zagrożona ukraińskim nazizmem.

Ukraina trafiła na tapet w 2004 roku, kiedy wybuchła pomarańczowa rewolucja. Kreml uznał, że została zorganizowana przez Zachód, a rozpisanie nowych wyborów było zamachem stanu. Wówczas Moskwa miała już swojego faworyta, Wiktora Janukowycza, który na rosyjski sposób zaczął niszczyć opozycję i przejmować media. Nie było przypadkiem, że zaraz po Euromajdanie i odsunięciu Janukowycza od władzy ten uciekł do Rosji, a Putin zdecydował się na aneksję Krymu i uderzenie na Donbas. Utrata wpływów zabolała.

Od tego czasu Ukraina pojawiała się w rosyjskich mediach niemal codziennie. Zawsze w negatywnym kontekście. Przez lata media zależne od Putina utrwalały wizerunek nazistowskiej Ukrainy, która gnębi swoich obywateli. W ostatnim roku dość często zaczęły pojawiać się sugestie, że należałoby uwolnić uciskanych braci.

Trzy przyczyny. Trzy kłamstwa

Według Wiktora Baraneca, publicysty „Komsomolskiej Prawdy” i byłego oficera rosyjskiej armii, przyczyny były trzy. Najważniejszą, jego zdaniem, było oświadczenie Zełenskiego w sprawie rewizji niejądrowego statusu Ukrainy. Problem w tym, że w Monachium prezydent Ukrainy nie mówił o odtworzeniu atomowego arsenału. Wspominał jedynie, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja przejęły odpowiedzialność za bezpieczeństwo Ukrainy w zamian za jej rezygnację z broni jądrowej. Podczas przemówienia słowa o broni atomowej padły jedynie w tym kontekście. O rewizji Memorandum Budapesztańskiego i chęci odtworzenia arsenału atomowego informowały jedynie rosyjskie media. Wszystkie.

Kolejną przyczyną miały być przygotowania Ukrainy do ataku na marionetkowe republiki ludowe – ługańską i doniecką. Tydzień przed uderzeniem w mediach zaczęły pojawiać się informacje, że Ukraińcy przygotowują się do ataku na Donbas.

– Według naszego wywiadu Ukraina przygotowała kilka grup dywersyjnych z pomocą zagranicznych specjalistów, a ich celem są teraz te osady, które znajdują się na linii kontaktu, w tym Gorłowka, Donieck i Dokuczajsk – mówił dwa dni przed rosyjską inwazją Denis Puszylin, przywódca donieckiej republiki.

Do mediów trafił komunikat, że „zgodnie z planem ukraińskich strategów w wyznaczonym dniu ‘D’ planowane jest zniszczenie obiektów wojskowych i cywilnych poprzez przeprowadzenie zmasowanego ostrzału przez artylerię rakietową i lufową 26., 43. i 55. brygad artylerii Sił Zbrojnych Ukrainy. Siły Ukrainy wyrządzają szkody przy wykorzystaniu samolotów, śmigłowców i bezzałogowych statków powietrznych na terenie DRL i ŁRL do głębokości 10–15 km”.

Dziennikarz „Komsomolskiej Prawdy” miał być świadkiem uderzenia dwóch ukraińskich kompanii na Siewierodonieck i przedarcia się ich przez rzekę. Ukraińcy zaprzeczyli, że przeprowadzili uderzenie i, że w ogóle jakiekolwiek planują. Inspektorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie również nie znaleźli dowodów na ukraińskie ataki. Czy była to rosyjska „fałszywa flaga”? Coraz więcej na to wskazuje.

Trzecim powodem miała być odmowa rozpoczęcia rozmów w sprawie Ukrainy przez polityków Unii Europejskiej i NATO. Kreml żądał rozmów w sprawie „gwarancji bezpieczeństwa” dla Rosji i oczekiwał, że zachodni politycy odmówią przystąpienia Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej. W tym przypadku Rosjanie mieli wręcz pewność, że Zachód się nie zgodzi na zaporowe warunki. Pretekstów do rozpoczęcia wojny mieli już wystarczająco dużo. Wystarczyło uderzyć.

Wyzwolicielska armia

Rosyjskie media nie nazywają inwazji na Ukrainę „wojną”. Używają określenia „operacja specjalna”. Dlaczego? Znów z pomocą przychodzą partyjne media. „Komsomolskaja Prawda” wyjaśnia, że:

„[…] wojna z reguły toczy się o terytoria, akweny i zasoby. O podporządkowanie swojej woli nie tylko cudzej władzy, ale i ludziom. Po drugie, w toku wojny powstają władze okupacyjne, które promują swoją politykę bez względu na potrzeby mieszkańców zdobytego państwa. Po trzecie, celem wojny jest całkowite podbicie kraju, de facto pozbawienie go państwowości. Władimir Putin nie ogłosił żadnego z powyższych”.

Proste. Prawda?

Putin dodał także, że lud republik „od ośmiu lat jest obiektem nadużyć i ludobójstwa prowadzonego przez kijowski reżim”. Dlatego w mediach podtrzymywany jest obraz wdzięcznej ludności, która wita wyzwolicieli kwiatami.

– Witają nas jak wyzwolicieli. Uśmiechy, radość. Ludzie nie mogą ukryć łez i radości. Zarówno starsi mieszkańcy, jak i młodzież mówią: „w końcu wróciliście”, a uchodzą ukraińscy nacjonaliści – kijowski reżim faszystowski. W końcu nasi bracia powracają na naszą ziemię – mówił w rosyjskiej telewizji publicznej Leonid Pasiecznik, przywódca marionetkowej Ługańskiej Republiki Ludowej.

Radykalnie różni się to od obrazów protestów pod Enerhodarem, gdzie mieszkańcy własnymi ciałami blokowali drogę do miasta, czy w Konotopie, gdzie wyrzucili z miasta rosyjskich oficerów, proponujących mieszkańcom kapitulację. Zresztą rosyjskie media wykorzystują metody znane od lat.

„Tysiące” zwolenników

Na początku lat 80. XX wieku Leonid Breżniew i Jurij Andropow ogłosili, że Amerykanie planują atak atomowy na ZSRR. Andropow rozpoczął operację RJaN, która miała utwierdzić obywateli w przekonaniu, że kwestią chwili jest wybuch wojny atomowej. Jednym z dowodów miały być ogromne demonstracje przeciwko „amerykańskiemu militaryzmowi”, jakie miały mieć miejsce w państwach zachodnich. Demonstracje owszem były, ale nieliczne, organizowane przez słabe struktury komunistyczne. Pod protesty antyamerykańskie podciągano więc wszystkie wystąpienia społeczne, jakie udało się zaobserwować. Obecnie dzieje się podobnie.

Według znanego dziennika „Prawda”: „w Madrycie słynny plac Puerta del Sol stał się centrum protestu, gdzie tysiące ludzi zgromadziło się na wezwanie Antyimperialistycznego Frontu Internacjonalistycznego. W głównym mieście Katalonii odbył się również wiec ruchów komunistycznych. Akcję pod hasłami „Przeciw NATO”, „Przeciw ukraińskiej agresji nacjonalistycznej” zorganizował w Barcelonie Komitet Wsparcia Białorusi pod przewodnictwem Alberta Santina, sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Komitetów Katalońskich”.

Owszem protest zwolenników Rosji odbył się, ale nie było na nim tysięcy ludzi, lecz jedynie setki. Tysiące ludzi protestowały z kolei przeciwko rosyjskiej agresji. Media związane z Kremlem jednak bardzo sprytnie zmontowały nagrania z obu demonstracji tak, aby wyglądało, że „ludy Europy uciskane są przez brukselskich faszystów”.

„Prawda” dodaje, że „wiece poparcia dla działań Rosji na Ukrainie odbyły się w Nowym Jorku, Minneapolis, San Francisco i innych miastach USA. Uczestnicy wieców, uważają, że pogorszenie sytuacji na Ukrainie jest bezpośrednio związane z działaniami Waszyngtonu, wezwali Joe Bidena, do zmiany kursu polityki zagranicznej”. Zabawne jest, że czterdzieści lat temu w „Prawdzie” pojawił się bliźniaczo podobny artykuł. Jednak zamiast Minneapolis był Waszyngton, a zamiast Bidena, Ronald Reagan.

„Pogonić faszystów”

Rosjanie, tuż po rozpoczęciu inwazji, mieli przygotowane artykuły z informacjami, co stanie się po wygranej.

– Przyznaję, że Janukowycz może wrócić do Kijowa. Tak, nie cieszy się popularnością wśród ludzi, ale jest ostatnim prezydentem wybranym przed zamachem stanu. Jego słowa mogą wystarczyć, by zgodnie z prawem zarządzić głosowanie w kraju. Oczywiście, jest mało prawdopodobne, aby sam wygrał wybory, ale Janukowycz może stworzyć uzasadniony powód do odnowienia władzy na Ukrainie – powiedział na łamach „Komsomolskiej Prawdy” Marat Baszirow, politolog.

Przewidywania prasy i Kremla nie sprawdziły się. Nie udało się zakończyć działań wojennych w ciągu kilku dni, a „ukraińscy banderowcy” nie uciekli do Polski. Pojawiły się za to filmy, pokazujące rosyjskich jeńców, zapłakanych poborowych, dzwoniących do matek. Rosyjska prasa natychmiast zaprzeczyła, że młodzi poborowi zostali wysłani na wojnę:

„Rozkazy ministra obrony Rosji i szefa Sztabu Generalnego kategorycznie zabraniają udziału poborowych w działaniach bojowych. W formacjach bojowych naszych wojsk są tylko oficerowie i żołnierze kontraktowi. Są to osoby, które służą już 3-4 lata lub nawet 5-10 lat” – pisała trzeciego dnia wojny „Komsomolskaja Prawda”.

Wszystkie rosyjskie gazety i portale opublikowały artykuły, w których piszą, że poborowi jeńcy pokazywani na filmach to „młodzi ukraińscy nacjonaliści, którym z trudem przychodzi udawanie rosyjskich poborowych”.

Według rosyjskich mediów nie ma również żadnych zniszczonych kolumn. „Są jedynie ujęcia, podczas których płonie np. kilka naszych pojazdów opancerzonych” – mówi ekspert Wiktor Baraniec. Dodaje przy tym, że ochotnicy sprzedają broń otrzymaną z wojskowych magazynów na czarnym rynku. W związku z czym „rozpoczęły się ataki na banki, sklepy, zwykłych obywateli”.

Ukrywanie porażek

Im dłużej trwa wojna i większe straty ponosi rosyjskie wojsko, tym media bardziej zmieniają narrację i szukają usprawiedliwień. W czwartek 3 marca w państwowym radiu odbył się wywiad, w którym starano wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego jeszcze „operacja specjalna” nie zakończyła się sukcesem.

– Dlaczego operacja jest taka trudna? Co się stało z naszą armią? – Siergiej Mardan pytał eksperta, Władysława Szyrigina.

– Panuje powszechne przekonanie, że armia ukraińska to prawie armia iracka, nadziana przestarzałą bronią sowiecką i pacyfistami, którzy nie chcą walczyć, którzy uciekną. To pozostałość po wielkich klęskach lat 2014-15 […]. Ale w ciągu 8 lat nastąpiły bardzo duże zmiany.

– W kierunku wzrostu czy modernizacji? – dopytywał dziennikarz.

– Siły Zbrojne Ukrainy w momencie rozpoczęcia operacji stały się trzecią armią Europy. My byliśmy pierwsi, Turcja – druga, Ukraińcy – trzeci. Nastąpiły bardzo poważne reformy. Korpus oficerski został całkowicie odnowiony. To naziści, którzy przeszli przez walki, przeszli przez szkoły wojskowe – wyjaśniał gość.

W jego oczach ukraińska armia jest trzecią siłą zbrojną w Europie. Ciężko się z tym zgodzić, chybachyba że Europa rozciągałaby się między Bugiem a Kaukazem. Ekspert zapomniał o armii Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Niemiec, czy Hiszpanii. Nagle ze słabej i bezwolnej armii, jaką media pokazywały przed uderzeniem, Ukraińcy stali się czołową siłą zbrojną w Europie. Jakoś Rosjanie muszą wyjaśnić klęski i setki trumien.

Jedyny słuszny przekaz

Żeby narracja się nie rozjeżdżała, władze zamknęły ostatnie niezależne media. Prokuratura zarzuciła telewizji Dożdż rozpowszechnianie „kłamliwych informacji o działaniach rosyjskich wojsk w ramach operacji specjalnej w obronie Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej”. Zablokowano portal telewizji Nastojaszczeje Wriemia oraz stronę Tajga.info.

Urząd ds. mediów ostrzegł nadawców, aby uważali na „nieprawidłowe relacje z Ukrainy”. Na początku marca ustanowiono prawo, według którego „podającym fałszywe informacje o operacji specjalnej na Ukrainie” grozi do 15 lat więzienia.

Następnie rząd zablokował obywatelom dostęp do serwisów społecznościowych – Twittera, Facebooka i YouTube. Do obywateli ma docierać wyłącznie przekaz zgodny z linią partii. Jak wyjaśnia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow: „Nie wszyscy rozumieją i trzeba im to cierpliwie tłumaczyć”.

Czytaj także: Jak Ukraina skręciła na Zachód?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGKS Jastrzębie bez punktów
Następny artykułPAA: żadnych niepokojących wskazań aparatury mierzącej promieniowanie