Posucha w kinach okrutna, która sprawia, że trzeba dokonywać trudnych wyborów. „Saint Maud” czy „Banksterzy”? Ten pierwszy — horror z religią w tle, ten drugi — dramat o „frankowiczach”, więc temat ciekawy i do tego z Karolakiem. I to właśnie pan Tomasz przekonał mnie, że wybrałem się na ten pierwszy.
„Saint Maud” miał być horrorem, ale zdecydowanie bliżej temu tytułowi do dramatu psychologicznego. Film oszczędny w formie z ciekawym klimatem i muzyką, która podkreśla aurę tego, co oglądamy na ekranie. Powoli wciągający i, wraz z upływającymi minutami, wzbudzający coraz większy niepokój i stopniowo zwiększający napięcie. Bez tandetnego szokowania i tanich chwytów. Świetna rola Morfydd Clark, dzięki której na końcu zostajemy z pytaniami — gdzie leży granica między silną, głęboką wiarą, a religijną obsesją? Czy sami jesteśmy w stanie określić ten punkt, wychwycić ten moment? I jak cienka jest ta granica?
Idąc na „Saint Maud” spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Film mnie zaskoczył, ale była to zdecydowanie miła niespodzianka. Godny polecenia, jednak nieprędko do zobaczenia w kinie. Kina właśnie aresztowali i niewiadomym jest, kiedy otrzymają warunkowe zwolnienie. Pozostaje więc ubiegać się o widzenie w Internetach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS