W Warszawie dziś szaro i zimno. Jak na Teneryfie?
Afrykańsko. Od ponad dziesięciu dni temperatura w okolicach 24 stopni, a to bardzo rzadko się tutaj zdarza o tej porze roku. Nawet lokalni mieszkańcy są zaskoczeni.
Polskę i Wyspy Kanaryjskie dzielą cztery tysiące kilometrów. Gdzie i jak zaczęła się ta podróż?
Swojsko, bo na Mazurach. Kiedy dwa lata temu, w marcu, zamknięto szkoły, jednego dnia zdecydowaliśmy z mężem, że zabieramy córki, psa i przenosimy się do naszej chałupy.
Zostaliście na pół roku.
To były miesiące pełne pomysłów. Z nudów powstał chociażby pomysł transmisji na żywo warsztatów z gotowania na Instagramie. Bardzo dużo kobiet do mnie pisało, że zostały nagle zamknięte z rodzinami w domach i nie mają pojęcia, jak gotować. Zdecydowałam więc, że codziennie będziemy wspólnie robić obiad.
Udało się?
Tak! Regularnie. Przez pół roku codziennie, punktualnie o 13, był obiad, a w sobotę przygotowywaliśmy deser. Mam na koncie książki kucharskie, prowadzę kulinarnego bloga, ale ten pomysł był kompletnie spontaniczny, powstał w wyniku lockdownu.
Z Mazur ciągle daleko jednak na Wyspy Kanaryjskie.
Ale przenosiny za miasto pokazały nam inną perspektywę. Doszliśmy do wniosku, że jak jesteśmy razem, to możemy być gdziekolwiek. Choć jestem warszawianką z urodzenia, nagle okazało się, że miasto nie jest mi kompletnie do niczego potrzebne. Za to codzienny kontakt z naturą i ładny widok za oknem już absolutnie tak. Jak na lockdown byliśmy w sytuacji wymarzonej – mogliśmy wychodzić na dwór bez masek, zamiast ludzi spotykałam sarny i bociany.
Kiedy wróciliśmy do Warszawy, szybko okazało się, że miasto nas męczy. W święta Bożego Narodzenia królowało błoto i zimny wiatr, więc kiedy były mąż polecił nam Wyspy Kanaryjskie, w pięć minut znaleźliśmy loty. W dwa dni później wylądowaliśmy na Teneryfie.
Po raz pierwszy?
Na Wyspach Kanaryjskich byłam wiele lat wcześniej i nie miałam dobrych wspomnień: miałam wrażenie, że to jeden wielki kurort, duże hotele. Ale chęć zobaczenia słońca wzięła górę. Wynajęliśmy mieszkanie i po tygodniu wiedzieliśmy, że przedłużamy pobyt o kolejny tydzień. Zaczęliśmy objeżdżać wyspę i po tych dwóch tygodniach tak nam się spodobało, że stwierdziliśmy, że wracamy do Polski pozałatwiać najpilniejsze sprawy i wracamy, żeby spróbować zamieszkać na wyspie na rok.
Przygotowania do ostatecznego wyjazdu trwały – wiem to z waszych opowieści na Instagramie – pięć miesięcy. Wydaje mi się to bardzo krótkim czasem na spakowanie i przeniesienie całego życia.
My jesteśmy po prostu rodzinnie w gorącej wodzie kąpani. Czekanie nie jest naszą mocną stroną.
Nie było obaw? To w końcu drugi koniec Europy.
Chęć zmiany i zmęczenie sytuacją w Polsce były tak duże, że byłam zdeterminowana tę zmianę przeprowadzić i nie miałam w sobie lęku. Myślę, że to racz … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS