A A+ A++

Czytaj także: „Putin częściej myśli o tym, ile czasu mu zostało. Od pewnego czasu podróżuje ze specjalistą od raka trzustki”

Patrząc na masakrę w Buczy, nie wątpi ksiądz w Boga?

– Nie wątpię, ale od pierwszego dnia tej wojny czuję fizyczny ból. Mam przyjaciół w Ukrainie, dla których ta wojna jest takim doświadczeniem, że niektórzy mogą tracić wiarę.

Jak Bóg może pozwalać na mordowanie dzieci?

– Żydzi w czasie Zagłady stawiali sobie to samo pytanie: gdzie jest Bóg? Teologiczna tradycja żydowska po II wojnie światowej odpowiedziała, że Bóg był w sercach i umysłach tych ludzi, którzy nieśli pomoc. Dzisiaj można powiedzieć to samo.

Czytaj także: „Jesteśmy bardzo na pokaz. Tolerancyjni, bo tak wypada. W głębi duszy nosimy w sobie kołtuna”

Ludobójstwo ciągle się odtwarza. To kara za pychę?

– To jest doświadczenie zła. Kiedyś matkę Teresę zapytano, czy istnieje diabeł. Popatrzyła na dziennikarza i powiedziała: „Tak, w twoim i moim sercu”. Zło jest wielką tajemnicą. Wojna jest barbarzyństwem, porażką człowieka. Ani pani, ani ja nie powstrzymamy jej, ale możemy być z tymi, którzy tej wojny najciężej doświadczają. I w tym jest obecność Boga. Zresztą nie trzeba być chrześcijaninem – to samo można wywieść z wartości humanistycznych – żeby stawać z cierpiącym człowiekiem, bo tyle nas, ile w drugich. Tutaj jest moja odpowiedź na zło, z którym się spotykam. Dla mnie to jest niesamowity fenomen, że zwykli ludzie w Polsce potrafili okazać najpiękniejsze rozumienie słowa „solidarność”, czyli bycia z drugim człowiekiem w potrzebie.

Uchodźców z Ukrainy przyjmujemy do domów, uchodźcy z Syrii koczują za drutem kolczastym na polsko-białoruskiej granicy, bo władze nie chcą ich wpuścić.

– Uważam, że straszenie kimś obcym jest niechrześcijańskie i głośno o tym mówiłem. Myślę, że tym Syryjczykom, Kurdom czy Afgańczykom Polacy też okazywaliby serce, ale dramat na białoruskiej granicy został potwornie zideologizowany przez rządzących wywoływaniem strachu.

Ksiądz pisze w swoich tekstach, że uczymy się od Ukraińców obywatelskości i różnorodności. Co to znaczy?

– Masa 2,5 miliona ludzi jest bardzo zróżnicowana. Mamy dwa języki – ukraiński i rosyjski, ale są też Tatarzy krymscy, ukraińscy Polacy, są protestanci, prawosławni, grekokatolicy, Żydzi, Romowie. Ci ludzie przychodzą do Polski, która od II wojny światowej nie wie, co to narodowa i kulturowa różnorodność. W Holokauście zginęło 3,5 miliona polskich Żydów, po zmianie granic zniknęło kilka milionów obywateli II Rzeczypospolitej, którzy nie byli etnicznymi czy nawet kulturowymi Polakami, i nagle powstała Polska mono, a nie stereo. Dopiero wejście do Unii Europejskiej pozwoliło nam doświadczyć różnorodności, gdy jesteśmy poza Polską.

Ale rząd PiS stawia na państwo etniczne.

– I to jest właśnie uśmiech losu, że straszeni obcymi nagle przyjmujemy ludzi, od których możemy nauczyć się życia w różnorodności. Znam Ukrainę. Jeździłem tam przez ostatnie 20 lat wielokrotnie. Uczestniczyłem w wielkim projekcie festiwali Brunona Schulza w Drohobyczu, różnorodność określa tożsamość Ukrainy.

Jesteśmy na tę różnorodność gotowi?

– To nie jest proste. Jednym z problemów będzie już za chwilę bardzo podzielona Cerkiew prawosławna. Wielu z tych ludzi, którzy przyjechali do Polski, należy do ukraińskiej Cerkwi prawosławnej, a inni do Cerkwi patriarchatu moskiewskiego. Oni już dziś przeżywają problem, jeśli są religijni i szukają w tej traumie pociechy duchowej.

Bo patriarcha moskiewski Cyryl otwarcie popiera Putina i błogosławi żołnierzy rosyjskich zabijających Ukraińców?

– I podpiera to argumentacją religijną. To jest nie do zaakceptowania dla ludzi żywej wiary, również w prawosławiu. A polska Cerkiew prawosławna nie uznała autokefalii ukraińskiej Cerkwi i była po stronie Moskwy.

Putin też używa religii do tego, by usprawiedliwić wojnę. Na stadionie Łużniki cytował Pismo Święte, że „nie ma większej miłości, niż oddać duszę za przyjaciół swoich”.

– To świadczy o tym, że nie jest żadnym chrześcijaninem. Absolutnie instrumentalnie traktuje wymiar religijny po to, by wesprzeć swoją zbrodniczą ideologię. Ale to nie jest nic nowego w tamtej części świata. To było już w czasach imperium jednego, drugiego, trzeciego cara czy carycy Katarzyny, a także w Związku Radzieckim. Uświadomiłem to sobie, lecąc niedawno na pogrzeb pani Alicji Kapuścińskiej, kiedy czytałem w samolocie książkę „Imperium” jej męża. Pal diabli, że Putin ma resentyment, ale miliony Rosjan czuje się rozgoryczonych tym, że stracili status imperium światowego, poprzez zmiany rozpoczęte przez Gorbaczowa i upadek Związku Radzieckiego. Pamięta pani, jak wiele narodowości ZSRR było trzymanych krótko za twarz – z Ukraińcami włącznie. Były wielki głód, łagry, w których zamykano Ukraińców. Ten dzisiejszy reżim putinowski szuka każdej argumentacji, także religijnej, do uzasadnienia swojej polityki. W czasie zjazdu gnieźnieńskiego byłem świadkiem, jak numer dwa Cerkwi moskiewskiej, arcybiskup Hilarion, mówił o próbie odtworzenia Świętego Przymierza. Próbował namawiać Kościół katolicki do tego, byśmy stanęli przeciwko zgniłemu, liberalnemu Zachodowi, przeciwko zachodniemu protestantyzmowi. Nasz Kościół w to nie wszedł, ale dzisiaj słychać z Moskwy te same hasła. Mam nadzieję, że one mają krótkie nogi, choć to upadające imperium będzie jeszcze długo konać.

Czytaj także: „Nowi w SN dzielą się na trzy grupy. Pierwsza na każdym etapie kariery spotykała pana Ziobrę…”

Papież Franciszek nie potępił Putina za wojnę w Ukrainie, tylko mówi, że „wszyscy jesteśmy winni” i chce rozmawiać z Cyrylem. Skąd ten symetryzm?

– Dla mnie jako chrześcijanina, który bardzo cieszył się z tego, że Franciszek jest papieżem, to jest ważny problem. Uważam, że tacy przywódcy religijni jak papieże powinni mieć w sobie dwa wymiary: bycia pasterzem i prorokiem. Franciszek potrafił być prorokiem w wielu kwestiach, a teraz nie potrafi zastosować zasady solidarności i sprzeciwu. Wykazuje olbrzymią solidarność z narodem ukraińskim, z tym całym nieszczęściem wojny, ale nie potrafi wypowiedzieć słów sprzeciwu przeciwko temu, kto jest agresorem.

Z czego to wynika?

– To się bierze niestety z kilkudziesięcioletniej polityki wschodniej Watykanu jeszcze w czasach komunistycznych, ale i później, żeby próbować dialogu ekumenicznego z prawosławiem. Rządy putinowskie poprzez patriarchę Cyryla ograły Watykan Franciszka. Chodzi o ich słynne spotkanie na Kubie. Zwróciła na to uwagę niedawno bardzo rzadko wypowiadająca się pani premier Hanna Suchocka, która przez 12 lat była polskim ambasadorem przy Stolicy Apostolskiej. Ona powiedziała, że Watykan nic nie osiągnął w wyniku tego spotkania, była to agenda myśli putinowskiej i to w fatalnym momencie – już po aneksji Krymu przez Rosję.

Za to Cyryl mógł pokazać w internecie fotki z papieżem Franciszkiem.

– Dokładnie. To jest dla mnie coś bardzo smutnego, że Franciszek, który widzi ludzką biedę, dostrzega to, co dzieje się w Ukrainie, nie potrafi zdobyć się na wymiar sprzeciwu. Odczytuję to z jeszcze innej perspektywy. Myślę, że ten ruski mir, który reprezentuje Putin, trochę czeka na to, by papież go potępił. Wtedy będzie mógł prowadzić werbalnie również wojnę religijną między prawosławiem a zachodnim chrześcijaństwem. Franciszek nie chce się w to wpisać. Ale jeśli papież pojedzie do Kijowa i nie tylko poprzez słowa, ale także czynem wyrazi swoje wsparcie dla Ukrainy, to będzie gest, który pokaże prawdziwe oblicze Franciszka.

Ale dlaczego papież nie staje jasno po stronie ofiar?

– Staje, ale nie potrafi tego połączyć z elementem sprzeciwu. Jan Paweł II powiedział, że są tylko dwie autentyczne postawy: solidarność i sprzeciw, bo jak nie, to jest konformizm i unik. Przykładam dzisiaj tę miarę do Franciszka i widzę solidarność, ale nie widzę sprzeciwu.

Papież jest konformistą?

– Jeśli nie okaże się papieżem prorokiem, to będzie konformizm. Będzie unik.

Najpierw pandemia, dramat uchodźców na granicy z Białorusią, a teraz Wielkanoc w cieniu wojny. Gdzie szukać nadziei?

– To bardzo dobre pytanie. Stawiałem je sobie już przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy strachem, który nas ogarniał, była kolejna fala pandemii. Dziś zbliżamy się do Wielkanocy i boimy się wojny. Widzę trzy źródła nadziei. Po pierwsze, cały wymiar przyjaźni, to znaczy relacji z drugim człowiekiem. Chodzi mi o to, byśmy dbali o swoich najbliższych, rodziny, przyjaciół. Nie idziemy przez świat sami. Zapytała mnie pani, czego może nas nauczyć tak olbrzymia liczba uchodźców z Ukrainy. Może nas również nauczyć odkrycia przyjaźni z najbliższymi, a po drugie z tymi, którzy stają na naszej drodze. Drugim źródłem nadziei jest dla mnie – może tutaj panią zaskoczę – dobra pamięć. W swoim życiu spotykamy się z różnymi małymi gestami, które nas budują. Ważne jest, byśmy okazując solidarność innym ludziom, potrafili znajdować w najprostszych gestach cały wymiar przypominania sobie, ile dostaliśmy od innych. I trzecia rzecz – źródłem nadziei dla chrześcijan jest aktualne odczytywanie ewangelii. To znaczy stawianie sobie pytania, co pan Jezus zrobiłby na naszym miejscu.

A może ci Ukraińcy, uciekający z domu z jedną walizką, mają nam uświadomić, jak bardzo zanurzyliśmy się w konsumpcjonizm?

– Dziś to pojęcie wygląda trochę inaczej niż wtedy, gdy wchodziliśmy w kapitalizm. Próbowano nam pokazywać, że to, iż stajemy się społeczeństwem bogatszym, to coś złego i element konsumpcjonizmu. Ale proszę zobaczyć, jak Polacy potrafią dzielić się tym, co mają. Mam setki, może tysiące przykładów ludzi, którzy własnymi pieniędzmi, zarobionymi przez ostatnie 30 lat, dzielą się z tymi, którzy potrzebują. Jak człowiek jest w potrzebie, to nagle zdajemy egzamin. Znam ludzi, którzy potracili miliony, wycofując swoje firmy z Rosji. Ludzie zbierają pieniądze nie tylko w kościołach. Pojawiła się solidarność, ale też ofiarność. Zdajemy w tej chwili egzamin z antykonsumpcjonizmu.

Uwielbiamy zrywy narodowe: raz w roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, teraz pomagamy Ukraińcom, ale co będzie, gdy ten zapał się skończy?

– Potrzeba uruchomienia rozumu, bo to nie jest sprint, tylko maraton. Musimy przełożyć ten cały entuzjazm na działania systemowe, logistyczne. Ale nie trzeba tu nic wymyślać, wystarczy oprzeć się na doświadczeniach Unii Europejskiej, krajów, które miały do czynienia z uchodźcami w ciągu ostatnich lat, jak Włochy, Grecja, Hiszpania, Niemcy i kraje skandynawskie. One wypracowały gotowe rozwiązania. Dziś nie trzeba znosić żywności ani odzieży, potrzeba sensownego zbierania pieniędzy i wydawania ich w taki sposób, by to sami Ukraińcy decydowali o tym, co chcą kupić. W moim klasztorze w Szczecinie rozpoczęto naukę polskiego dla Ukraińców i ukraińskiego dla Polaków. To są konkretne działania, które muszą mieć miejsce. Mam przyjaciół lekarzy, którzy w wielkich obiektach, gdzie nocują Ukraińcy, stworzyli gabinety lekarskie, by przyjść z pomocą tym, którzy przyjeżdżają ze swoimi chorobami, bolączkami. Potrzebna jest systemowa, długofalowa pomoc.

Nie boi się ksiądz, że pójdziemy na skróty i kiedy zaczną się problemy, to będzie szczucie na Ukraińców?

– Boję się. Ci, którzy nami rządzą, powołując się na chrześcijaństwo i na katolicyzm, traktują je instrumentalnie jako religię polityczną. Jeśli podstawą myślenia jest egoizm narodowy Romana Dmowskiego i budowanie konceptu nie tylko narodowego, ale i nacjonalistycznego na zasadzie kontry wobec obcych, to jest to, co ja krytykuję, pokazując, że od Ukraińców możemy nauczyć się czegoś zupełnie innego. Różnorodności. Koncept egoizmu narodowego do niczego innego nie doprowadza w tej chwili, niż może do wygrywania wyborów. Węgry to pokazały i Rosja, w której Putin ma olbrzymie poparcie społeczne. To nie jest tak, że jego koncepcja ruskiego miru czy imperium spotyka się z absolutną kontrą społeczeństwa.

70 procent Rosjan popiera wojnę w Ukrainie.

– Dlatego potrzeba zmiany w głowach, a jedyną drogą do tego jest edukacja. Martwię się, czy na długim dystansie maratonu zdamy egzamin tak dobrze, jak zdajemy w sprincie.

Co ksiądz powie w kazaniu na Wielkanoc?

– Powiem, że święta Zmartwychwstania Pańskiego są olbrzymim źródłem nadziei. To, co miało miejsce dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, to nie jest wydarzenie historyczne, bo Jezus żyje i jest wśród nas. To dla mnie fundament chrześcijaństwa, że mogę spotykać się z tym zmartwychwstałym Chrystusem i on daje sens mojemu życiu, pokazuje przyszłość. Powiem, żebyśmy odbudowywali osobistą, religijną więź z Chrystusem, którego możemy spotkać. Będę starał się podkreślać, że najpiękniej możemy tego Chrystusa spotkać w drugim człowieku, który potrzebuje pomocy, w tych kobietach i dzieciach ukraińskich, które do nas przyjechały.

Czytaj także: Donald Tusk: Wygramy kolejne wybory. Wiem, co trzeba zrobić

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Putin nie tylko zastrasza NATO. Udało mu się osiągnąć coś więcej”
Następny artykułUmiemy się wkurzyć