– Polska znajduje się w najtrudniejszym momencie od 13 miesięcy – powiedział w czwartek premier Mateusz Morawiecki otwierając konferencję prasową poświęconą nowym obostrzeniom. – Dociskamy hamulec w sytuacji krytycznej – wtórował mu minister zdrowia Adam Niedzielski.
Premier: Spodziewamy się dalszych wzrostów
Ta sytuacja to przede wszystkim rekordowa liczba zakażeń. W czwartek odnotowano ich ponad 34 tys. Zajętych jest już 70 proc. łóżek i respiratorów. Liczba osób hospitalizowanych wciąż rośnie. – Zbliżamy się do granic wydolności służby zdrowia – przyznał premier. Średni poziom nowych zachorowań z ostatnich siedmiu dni to 24,5 tys. Według Ministerstwa Zdrowia w czwartek w szpitalach w powodu COVID przebywa już ponad 27 tys. osób. – Należy się spodziewać, że będziemy obserwować dalsze wzrosty. Nowe hospitalizacje pojawiają się w perspektywie 7-10 dni od zachorowań – stwierdził Niedzielski.
Z tego powodu liczba łóżek covidowych ma być zwiększona do 40 tys. (w czwartek 36 tys.). Przede wszystkim jednak rząd wprowadza nowe ograniczenia. Od soboty na dwa tygodnie zamknięte zostaną wielkopowierzchniowe sklepy meblowe i budowlane (pow. 2 tys. m kw.), a także salony fryzjerskie i kosmetyczne. Obiekty sportowe mogą być odwiedzane tylko przez osoby uprawiające sport zawodowo. Żłobki i przedszkola będą otwarte tylko dla pracowników medycznych („żeby nie odciągać młodych lekarzy i pielęgniarek” od pracy w szpitalach) oraz służb mundurowych. Reszta rodziców ma zostać z dziećmi w domu. Wypłacone im będą zasiłki opiekuńcze. – Nie mamy tu co prawda dużego przyrostu zachorowań, ale związana z tym mobilność przekonuje nas do tego, żeby przedszkola i żłobki zostały zamknięte – tłumaczył Niedzielski.
Święta w wąskim, rodzinnym gronie
W sklepach o powierzchni ponad 100 m kw. będzie mogła przebywać tylko jedna osoba na 20 m kw. Taki sam limit ma obowiązywać w kościołach (teraz to 15 m kw.). Reszta to już nie zakazy, ale zalecenia.
Rząd zaleca więc, aby kto tylko może pracował w tym czasie zdalnie. Według Niedzielskiego nowe ogniska zakażeń są dziś głównie w zakładach pracy. Nie będzie na razie – jak w Wielkiej Brytanii – kar za wyjazdy turystyczne, ale rząd nie wyklucza takiego rozwiązania. Święta powinniśmy spędzać tylko w wąskim, rodzinnym gronie.
Nowe restrykcje, podobnie jak ogłoszony w zeszłym tygodniu lockdown mają obowiązywać do piątku 9 kwietnia (poprzednie lockdowny zawsze kończyły się po weekendzie). Mogą jednak zostać przedłużone, wszystko zależy od sytuacji epidemiologicznej, która jest zróżnicowana. Najgorzej jest teraz w woj. mazowieckim i śląskim. – Zwłaszcza przykład województwa śląskiego pokazuje, jak szybko sytuacja z przeciętnej może przerodzić się w najgorszą w Polsce – zauważył Niedzielski. Chodzi o średnią liczbę zakażeń z ostatnich 7 dni w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. W tej chwili ten wskaźnik jest na Śląsku najwyższy i wynosi prawie 80. Najlepsza sytuacja jest na wschodzie. Podlasie ma 38 zachorowań na 100 tys. a woj. lubelskie tylko 34.
9 kwietnia nie do obrony
Poprawia się także sytuacja na Warmii i Mazurach. Wskaźnik transmisji wirusa spadł tam poniżej 1, co oznacza spadek liczby nowych zakażeń. Dzieje się tak jednak po miesiącu od wprowadzenia lockdownu w tym regionie kraju.
Zdaniem prof. Grzegorza Brożka, epidemiologa ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego 9 kwietnia jako data końca lockdownu jest nie do obrony. – Nie wynika ani z kalendarza, bo to przed weekendem, ani z dynamiki spodziewanych korzyści z wprowadzenia obostrzeń. Łudzę się jeszcze, że nie chodzi tu o politykę, tylko o to, by nie przygnębiać ludzi informacją o zamknięciu nas od razu na bardzo długi czas – mówi prof. Brożek.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS