A A+ A++

Niechęć obecnej władzy do dużych firm prywatnych, zwłaszcza zagranicznych, jest oczywista. Rząd ma wiele sympatii do małych i średnich firm, zwłaszcza rodzimych, ale jednocześnie nie docenia znaczenia, jakie dla gospodarki mają najwięksi, np. duże sieci handlowe, banki, a także – co widać obecnie – inwestorzy na rynku nieruchomości. Nakłada się na to fakt, że w dużym stopniu jest to kapitał zagraniczny, na który rządząca ekipa patrzy z dużą rezerwą.

Tarcza antykryzysowa tylko dla wybranych

Wszystkie te sentymenty i resentymenty ujawniły się przy składaniu tzw. tarczy antykryzysowej podczas obecnej pandemii. Od początku rząd dystansował się od pomysłu zrekompensowania biznesowi strat, spowodowanych przymusowym zamknięciem sklepów. Obok konieczności przesunięcia daty wyborów prezydenckich, to jeden z dwóch głównych powodów, dla których obecny obóz władzy nie chce wprowadzić stanu klęski żywiołowej – o czym wspominał zresztą ustępujący wicepremier Jarosław Gowin.

Firmy miałyby bowiem w takim wypadku prawo do roszczeń odszkodowawczych, związanych z ograniczeniami działalności gospodarczej. Wprost definiuje to „ustawa o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela”, gdzie czytamy, że „każdemu, kto poniósł stratę majątkową w następstwie ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w czasie stanu nadzwyczajnego, służy roszczenie o odszkodowanie”.

Niechęć do poważnego wsparcia firm potwierdził premier Mateusz Morawiecki, gdy zapoznał się z senackimi poprawkami do tarczy antykryzysowej, zakładającymi m.in. zwiększenie dofinansowania pracowników firm z 40 do 75 proc. średniej krajowej. Sejm wszystkie je odrzucił, a premier uciął krótko: „nie stać nas na koncert życzeń”.

Biznes radzi sobie sam

Skoro wiadomo już, że nie ma co liczyć na rządowe wsparcie, to przedsiębiorcy których kryzys dotknął najciężej, zaczęli szukać, na kogo by tu przerzucić swoje problemy. Świeżo powołany Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług (ZPPHiU), do którego należą m.in. LPP, CCC, Media Expert czy Euro RTV AGD, szybko przekonał Sejm, aby na czas zamknięcia sklepów wygasił ich umowy zawarte z właścicielami nieruchomości. Przez ten czas nie muszą płacić czynszu.

Co szczególnie zaskakujące, z ustawy wynika, że ulga dotyczy właściwie wszystkich – nie tylko tych, którym rząd wprost zakazał sprzedaży, ale też (jak czytamy w uzasadnieniu do projektu) także tym, dla których prowadzenie dotychczasowej działalności „stało się mniej opłacalne z powodu zmniejszenia liczby klientów przebywających w galeriach handlowych”.

Z pewnością spadek sprzedaży odczują także wciąż działające super i hipermarkety, zwłaszcza po wprowadzeniu ograniczenia liczby jednocześnie obsługiwanych klientów. Ale – dzięki szczodrobliwości rządowych przywilejów rozdawanych kosztem właścicieli nieruchomości – także one mogą się wykpić od płacenia.

Przerzucanie się kosztami

ZPPHiU określił to mianem „sprawiedliwego” rozłożenia kosztów kryzysu, chociaż właściciele sieci handlowych zostali właśnie zwolnieni z kosztów, tym samym odbierając właścicielom centrów handlowych wszelkie przychody z najmu i to bez jakiejkolwiek rekompensaty. Brak więc symetrii w tym „sprawiedliwym” rozkładaniu kosztów kryzysu, chociaż sieci handlowe niejako mimochodem zasugerowały, że można by im np. umorzyć odsetki od kredytów i przesunąć spłatę rat kredytowych.

Skuteczność tego typu ewentualnych zapisów wydaje się problematyczna – większość galerii handlowych należy do inwestorów zagranicznych i podobnie znaczna część ich finansowania pochodzi z zagranicy, gdzie polska twórczość prawna nie obowiązuje. Widać w każdym razie, że suflowano rządzącym, na kogo można by przerzucić koszty obecnej sytuacji – oczywiście na banki.

Tę spychologię można ciągnąć. Banki nie są tu przecież ostatnie. Skoro im nie płacą, to dlaczego one miałyby płacić? Jeśli przyjąć logikę umorzenia odsetek i zawieszenia spłaty rat kapitałowych, to dlaczego by np. dla równowagi nie zamrozić lokat i na czas kryzysu znieść do zera oprocentowanie? W ten sposób można infekować kolejne ogniwa łańcucha gospodarczego, aż wszyscy zostaniemy „sprawiedliwie” obciążeni kosztami.

Koronawirus w Polsce. Ułatwienia dla biznesu

Takie sukcesy jak zawieszenie czynszów powodują, że podobnych pomysłów robi się więcej. ZPPHiU już po kilku dniach od przyjęcia tarczy antykryzysowej stwierdził, że ugrał zbyt mało. Teraz chce dalej idących udogodnień – długoterminowego uzależnienia czynszów od przychodów i to na bardzo korzystnym poziomie: dopóki firmy nie osiągną 90 proc. przychodów z 2019 r., miałby płacić tylko 8 proc. wartości obrotu.

Pomijając, że byłoby to wciągnięcie właścicieli nieruchomości w biznes, który przecież nie jest ich specjalnością, warto zauważyć, że byłaby to wyjątkowo duża ulga. Dziś np. CCC sprzedaje miesięcznie buty za 600 zł w przeliczeniu na metr kwadratowy powierzchni sklepu, którego wynajęcie kosztuje 86 zł. To ponad 14 proc. przychodów. Skąd więc pomysł na niemal o połowę niższą taryfę?

Można podejrzewać, że sieci handlowe wybrały sobie właścicieli sklepów jako tych, na których przerzucą także inne koszty stałe – np. płace sprzedawców – dopóki sprzedaż nie wróci do normalnych poziomów. Inna sprawa, że jedna opcja dla wszystkich odstaje od praktykowanego zróżnicowania stawek czynszowych w zależności od sklepu. Każdy pracuje na innej marży sprzedażowej – 8 proc. od obrotu w W.Kruk będzie miało zupełnie inne znaczenie niż te same 8 proc. w przypadku Euro RTV AGD.

W tych prowadzonych „na żywca” operacjach na gospodarczym organizmie, najbardziej zaskakujące jest to, że nie ma nawet próby oszacowania ich skutków. W uzasadnieniu do rządowej ustawy, wprowadzającej antykryzysową tarczę, wiele jest o prawnych uwarunkowaniach najemców w czasie, gdy sklepy są zamknięte, ale ani słowa o tym, jakie koszty – z punktu widzenia właścicieli centrów handlowych – rodzi pozbawienie ich czynszu.

A przecież to dosyć proste. Według opublikowanych przez JLL danych na koniec 2019 roku powierzchnia handlowa w Polsce, obejmująca wielkopowierzchniowe formaty, osiągnęła poziom 14,6 mln mkw. Średnie ceny ustalane dla takich sieci jak CCC czy LPP to ok 86-87 zł za metr kwadratowy miesięcznie. Mnożąc jedno przez drugie otrzymujemy ok. 1,25 mld zł miesięcznie. Jeśliby pominąć w tej kalkulacji wszystkie hipermarkety czy drogerie (ich udział w powierzchni centrów handlowych to ok. 10-20 proc.), to zostaje nam nieco ponad 1 mld zł.

Dla właścicieli centrów może być to duże obciążenie. I nie mówimy o grupach takich jak Unibail-Rodamco-Westfield (URW), do którego należą czołowe polskie centra handlowe – … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus. Czy można biegać, jeździć na rowerze i na rolkach?
Następny artykułKoronawirus. Kobieta przeznaczyła swoją 13. emeryturę na pomoc medykom