Pomimo złagodzenia w 2014 roku zasad eksportu uzbrojenia japońskie koncerny nie zanotowały na tym polu żadnych liczących się sukcesów. Tokio, dla którego jest to forma pomocy gospodarczej udzielanej branży zbrojeniowej, postanowiło więc interweniować.
Od momentu rewizji przepisów dotyczących eksportu uzbrojenia japońskim producentom udało się zawrzeć jedynie cztery kontrakty na dostawę elementów większych systemów. Fiaskiem zakończyła się próba sprzedaży okrętów podwodnych typu Sōryū do Australii. Podobnie nieudana okazała się promocja morskiego samolotu patrolowego Kawasaki P-1 w Europie.
Rolę pośrednika w handlu japońską bronią postanowił wziąć na siebie rząd. Agencja zakupów wojskowych ATLA ma wyłonić w przetargu firmę, która przygotuje odpowiednią strategię marketingową. Japończycy nie chcą podchodzić do problemu globalnie, ale przygotować oferty pod konkretne państwa. Na pierwszy ogień mają pójść Indie, Indonezja, Malezja i Wietnam, już wcześniej wymieniane jako potencjalni nabywcy japońskiego sprzętu. Właściwe negocjacje mają również być prowadzone przez rząd, a nie przez konkretnych producentów.
Wraz z przygotowywaniem propozycji „na wymiar” japoński rząd widzi szansę w rozszerzeniu oferty. Mowa jest o oferowaniu śmigłowców SAR i sprzętu łączności przydatnego w zarządzaniu kryzysami spowodowanymi przez katastrofy naturalne, takie jak trzęsienia ziemi, tajfuny i tsunami. Dopiero w drugiej kolejności mówi się o samolotach patrolowych i radarach mających pomóc w monitorowaniu chińskiej aktywności na Morzu Południowochińskim i Oceanie Indyjskim.
Wyraźnie widać, że Tokio celuje w Azję Południowo-Wschodnią, rynek, na którym już szykuje się ostra rywalizacja między koncernami zbrojeniowymi Rosji i USA (o planach Amerykanów pisaliśmy szerzej dwa dni temu). W przeciwieństwie do tych dwóch liderów globalnego handlu bronią Japonia ma jeszcze inne cele niż tylko wsparcie dla branży dotkniętej problemami wywołanymi pandemią COVID-19. Japoński sprzęt oceniany jest jako bardzo zaawansowany, jednak jest produkowany tylko dla Sił Samoobrony, co podnosi koszty. Większe zamówienia mają doprowadzić do obniżenia cen.
Skąd ten brak sukcesów mimo ciągłych zachęt ze strony rządu? Japoński przemysł nie dorobił się żadnego koncernu zbrojeniowego, produkcja na rzecz wojska jest dla przemysłowych gigantów takich jak Mitsubishi czy Kawasaki marginesem działalności, gdzie obroty nie stanowią istotnego źródła zysków. Do tego z racji obowiązujących od roku 1967 ograniczeń Japończykom nie udało się stworzyć globalnej sieci powiązań i kontaktów ani zdobyć tradycyjnych klientów.
Z tych względów japońskie koncerny podchodziły do rządowych inicjatyw wyjątkowo biernie i nie wkładały zbyt wiele wysiłku w promocję uzbrojenia na światowych rynkach. Przedsiębiorstwa obawiają się również, że zaangażowanie w handel bronią może przynieść im szkody wizerunkowe nie tylko u bardzo pacyfistycznie nastawionej japońskiej opinii publicznej, ale również u antyjapońsko nastawionych konsumentów w Chinach i Korei Południowej.
Zobacz też: Indie: Szef Sztabu Obrony chce stawiać na rodzimy przemysł
(nikkei.com)
海上自衛隊, Creative Commons Attribution 4.0 International
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS