Psalm 120. Pierwszy spośród tzw psalmów wstępowań (stopni). Śpiewali je pielgrzymi zmierzający do Jerozolimy. Na co dzień mieszkający gdzieś daleko, w kołowrocie doczesności. Nieraz trudnej i bolesnej. Chcieli przyjść do Boga – w Jerozolimie miał swoją świątynię, tam przebywał – chcieli choć na chwilę być z Nim. Bo? Bo w Nim jest wszystko. To wszystko, czego sprawiedliwemu człowiekowi brakuje, czego pragnie, a czego nikt inny dać mu nie może…
A ja, człowiek współcześnie czytający te pieśni? Choć nie zmierzam do Jerozolimy, też jestem w drodze. Ciągle ku Bogu, ciągle ku Chrystusowi. Ciągle z ziemi grzechu do ziemi świętej. Z doczesności do Niebieskiego Jeruzalem. Ciągle, mimo rozsnuwanych przede mną miraży, zawiedziony życiem z dala od Boga. Ciągle głodny i spragniony. I dlatego gdzieś tam w głębi, mimo tylu ofert, jakie gotuje dzisiejszy świat, ciągle pragnący bliskości Boga. Bo On… On jest wszystkim. I w Nim jest wszystko, czego człowiek pragnie, a czego świat dać mu nie może…
Gdy człowiek tę tęsknotę w sobie odkrywa czas ruszyć ku Bogu. Być może nucąc właśnie Psalm 120.
Pieśń stopni.
Do Pana w swoim utrapieniu
wołałem i wysłuchał mnie.
Panie, uwolnij moje życie
od warg kłamliwych
i od podstępnego języka!
Cóż tobie Bóg uczyni
lub co ci dorzuci,
podstępny języku?
Ostre strzały mocarza
i węgle z janowca.
Biada mi, że przebywam w Meszek
i mieszkam pod namiotami Kedaru!
Zbyt długo mieszkała moja dusza
z tymi, co nienawidzą pokoju.
Gdy ja mówię o pokoju,
tamci prą do wojny.
Meszek i Kedar. Ziemia złowroga i wojownicza. Ziemia warg kłamliwych i podstępnego języka. Wypisz wymaluj – mój dzisiejszy świat. Obłudny, zakłamany, pełen knucia, podstępu i fałszu. Nie, nie wojujący pałkami czy karabinami, ale oszczerstwem, manipulacją i krzykiem. Byle postawić na swoim, a stopy na karkach przeciwników. Byle nikt nie ośmielił się sprzeciwić i móc więcej niż inni. Byle mieć poczucie władzy nad innymi i pęczniejące konto w banku…
Meszek i Kedar. Ziemia w której mieszkam, ale w której mi źle. Ziemia, w której porządni naiwnie próbują mówić o pokoju, o zgodzie, o pojednaniu, o dialogu, a odpowiedzią jest szyderczy śmiech i trzask bata. To ziemia, w której bezbożne berło jednak zaciążyło nad losem sprawiedliwych, więc i sprawiedliwi zaczynają wyciągać ręce ku nieprawości. Biada mi. Bo zbyt długo żyjąc w takim utrapieniu powoli sam staję się jak ci, którzy mnie dziś prześladują. Boże uwolnij!
Bóg uwalnia. Bóg ratuje. Już wtedy, gdy człowiek decyduje się ruszyć w drogę ku Niemu. Wargi kłamliwe i podstępny język nie mogą już wtedy go dosięgnąć. A Meszek i Kedar? I tak skazane są na strzały Mocarza i węgle janowca. Na zagładę.
Byle nie stać się jak jak mieszkańcy Meszek i Kedar. Byle mieć tyle rozumu i odwagi, by zdecydować się ruszyć ku Bogu. Na tej drodze człowiek już widzi, że zostać w złowrogiej i wojowniczej krainie kłamstw, obłudy i manipulacji znaczyłoby stracić przyszłość. O niebo lepiej ją mieć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS