A A+ A++

Na początek krótka lekcja historii. Rust jest dziełem niezależnego brytyjskiego studia o nazwie Facepunch Studios. Założone przez Garry’ego Newmana studio, swoją karierę zaczęło od przygotowania produkcji Facewound, która ostatecznie została skasowana z uwagi na poświęcenie się innym projektom. Takim projektem jest Garry’s Mod, czyli swoisty “plac zabaw” dla modderów. Aplikacja cieszy się dużym uznaniem, bo do tej pory pobrało ją blisko 20 milionów użytkowników.

Po latach deweloperzy zasiedli do recenzowanego dzisiaj Rust. To survival zainspirowany takimi produkcjami jak Minecraft i DayZ. Gra zyskała sporą popularność i w dużej części można to przypisać streamerom. Nie obeszło się jednak bez krytyki. Od początków istnienia gry, mowa była o wysokiej nieprzystępności i rozwiązaniach, które rodziły frustrację. Jak jest dzisiaj? O tym będzie w dalszej części recenzji. Przy okazji zaznaczam, że jest to moja pierwsza styczność z tą grą.

Wszyscy chcą mnie zabić

Rust to gra, która niczego nie narzuca. Nasza postać budzi się w samej bieliźnie oraz z dużym kamieniem i pochodnią w ekwipunku. Teraz od nas zależy co zrobimy dalej. Nie ma tutaj swoistego samouczka, trzeba więc do wszystkiego dojść samodzielnie. Robić możemy w zasadzie niewiele, zwłaszcza w pierwszych chwilach od wejścia na serwer. Pozostaje wyruszenie w świat i zadbanie o najważniejsze rzeczy. Nasza postać odczuwa pragnienie i głód, warto więc rozejrzeć się za jedzeniem. Jeśli już jakieś bardziej pożywne znajdziemy, mamy spokój na dłuższy czas.

Z początku łatwiej jest jednak o zdobycie innego typu zapasów – chyba, że trafimy na serwer, gdzie polany usiane są grządkami. Trzeba się jednak liczyć z tym, że częstując się ich owocami, możemy narazić się właścicielowi tychże. Zwłaszcza jeśli rosną sobie w okolicy domu zbudowanego przez innego gracza. Natrafić możemy również na małe skrzynki z racjami żywnościowymi, ale znacznie łatwiej jest o drewno, czy nawet kamień. W porozrzucanych tu i ówdzie beczkach znajdziemy materiały, które przydadzą się w przyszłości, podczas tworzenia kolejnych przedmiotów.

Zadbać możemy również o podstawową broń, bo otrzymany z początku kamień bardziej nadaje się do rąbania drewna, aniżeli do obrony przed innymi mieszkańcami świata, czy choćby drapieżnikami (jak choćby niedźwiedź). Z określonej ilości sztuk drewna stworzymy prowizoryczną włócznię – jeśli natomiast mamy dodatkowo trochę kamienia, uczynimy ją znacznie mocniejszą i śmiercionośną. Trzeba jednak mieć na uwadze, że wiele przedmiotów ma swoje projekty, których musimy się najpierw nauczyć. Rysunki techniczne rozrzucone są po świecie, choć nie jest to jedyny sposób na poznanie ich.

Szybko jednak przekonujemy się, że wszystko to co sobie uzbieraliśmy z ewentualnym zamiarem wykorzystania, wyląduje w rękach innego gracza. Trzeba powiedzieć to otwarcie: gracze w tym świecie są najgorsi i jako jedyni stanowią realne zagrożenie. Tak jak wspominałem wcześniej, możemy trafić na agresywną zwierzynę, ale niedźwiedź nie strzela do nas z dużej odległości i jeśli trzymamy się z daleka, nie będzie na nas szarżować. To samo tyczy się naukowców sterowanych sztuczną inteligencją, którzy atakują dopiero wtedy, kiedy wystarczająco się do nich zbliżymy. Gracze potrafią za drugim gonić przez pół mapy.

Pora się obudować

Rust - recenzja i opinia o grze. Tryb budowania

Przemieszczanie się po tym stosunkowo dużym świecie bez bezpiecznego kącika, szybko staje się uciążliwe. Nawet jeśli przez dłuższy czas udaje nam się uniknąć śmierci, z czasem zaczyna brakować miejsca w ekwipunku. Dlatego warto wybudować sobie choćby niewielki domek, w którym będziemy mogli przechowywać cenne przedmioty. Jeśli stworzymy również śpiwór, będziemy mogli odrodzić się w wybranym przez nas miejscu. Tutaj jednak rodzą się kolejne trudności, znów związane z innymi graczami.

Podstawowe konstrukcje jakie możemy położyć są bardzo słabe i zniszczenie ich nie stanowi żadnej trudności. Ulepszenie ich do tych mocniejszych wymaga sporej ilości drewna (czy innego typu materiałów). Początki w budowaniu są trudne. Tym bardziej jeśli jest się takim mną – czyli kimś, co od razu chce wybudować sobie coś więcej niż małą klitkę, w której będzie miejsce jedynie na śpiwór, małą skrzynkę i ognisko. Ja celowałem od razu wysoko i kilka razy się na tym przejechałem. Kilka moich pięknych budowli zostało zniszczonych zanim zdołałem w nich przenocować.

Kilka kolejnych porażek stopniowo uczyło mnie, na co zwracać szczególną uwagę i co robić jak najszybciej. Jednego razu wybudowałem sobie dwupiętrowy budynek, wzmocniłem cały dół, ale góry niestety nie zdążyłem – została jedna ściana pod dachem. Zapadła noc, postanowiłem więc po cichu i po ciemku przeczekać ją w moim przytulnym domku. Przez kilka minut było spokojnie. Słyszałem kroki na zewnątrz, to że ktoś dobija się drzwi, ale kolejne osoby dawały sobie spokój i szły dalej. Sielanka nie trwała jednak do białego rana.

W pewnym momencie usłyszałem coraz bliższe kroki innego gracza. Kiedy były już wystarczająco blisko, usłyszałem dźwięk rozpadającej się ściany – tak, tej jednej, jeszcze niewzmocnionej. W następnej sekundzie widziałem gracza wspinającego się po drabinie do wnętrza mojego domu. Spanikowany, wręcz ze łzami w oczach, pełen zrezygnowania, poległem w niesprawiedliwej walce. Zszokowany faktem, że ktoś ot tak wszedł sobie do mojego domu. Na szczęście ten jegomość “jedynie” mnie okradł i sobie poszedł. Dlatego też następnego dnia mogłem odzyskać to co straciłem, bogatszy w nową wiedzę.

Poprzednia sytuacja była jednak gorsza. Miałem dom wyposażony w wiele przydatnych rzeczy. Budowałem to wszystko przez kilkanaście godzin. Zaprosiłem do wspólnej gry znajomą i podałem jej współrzędne, aby mogła odwiedzić moje skromne progi. Niestety, w momencie kiedy pojawiła się pod drzwiami, w jej towarzystwie był wrogo nastawiony gracz. Otworzyłem więc drzwi znajomej żeby mogła wejść, ale zamiast niej do środka wlazł przeciwnik. Skończyło się na tym, że straciłem cały swój dobytek zostając w samych majtkach. Trudno opisać wściekłość i zawód jakie wtedy odczuwałem. Oczywiście na odzyskanie dorobku nie było szans, bo wspomniany gracz ograbił mnie z broni palnej, którą sobie składowałem. Po jakimś czasie po prostu zmienił zamki w drzwiach i się tam rozgościł.

Przeludniony świat bez zasad

Rust - recenzja i opinia o grze. Zachód

Proszę o wyrozumiałość w związku z powyższymi akapitami tej recenzji. Rust to gra, która stoi właśnie takimi historiami. Dlatego musiałem je opowiedzieć. To są momenty, które zapamiętam na długo. To, że to właśnie sami gracze tworzą ten świat to niezaprzeczalny atut. Nie zmienia to jednak faktu, że kilka rzeczy nie działa tak jak powinno. Nie będę narzekać na to, że te podstawowe konstrukcje są bardzo łatwe do zniszczenia. Problem jest z przebudowywaniem budynków. Kiedy daną ścianę wzmocnimy kamieniami, staje się bardzo trudna do zniszczenia – nie wspominając o mocniejszych materiałach jak metal. Nie ma opcji dekonstrukcji danej ściany, co każdy właściciel budynku powinien mieć. Opcja taka jest, ale niestety tylko przez chwilę – dla świeżo postawionych konstrukcji. Jeśli po dłuższym czasie zechcemy przebudować swój dom, pozostaje wytoczenie ciężkiej artylerii (co jest kosztowne), albo mozolne niszczenie dostępnym uzbrojeniem.

Kolejny problem mam z systemem opracowanym z myślą o utrzymywaniu budynków. Wszystkie domki w domyśle rozkładają się – w jakim czasie zależne jest od typu materiału. Żeby zapobiec rozkładowi należy postawić szafę z narzędziami i składować w niej odpowiednie surowce. Jeśli spełnimy wymogi, nasz budynek przetrwa 24 godziny. Jeśli natomiast przekroczymy wymagane ilości nasza konstrukcja przetrwa jeszcze dłużej – mój rekord to zabezpieczenie na 3 dni. Powiedziałbym jednak, że jest to nieco zbyt restrykcyjne. Jednego dnia spóźniłem się 2 godziny i niestety zastałem mieszkanko tylko w połowie, oczywiście ograbione do cna. Potrafi to nieźle zdenerwować i zniechęcić do dalszej gry. Ponadto wymusza wręcz codzienne przesiadywanie w grze o ile chcemy cokolwiek w niej osiągnąć. Trzeba też o niej pamiętać i o zgrozo nie zająć się za bardzo innymi zajęciami, czy nawet grami.

Przy tym wszystkim czasami doskwiera sterowanie. Bywa niewygodne, zwłaszcza przy zarządzaniu ekwipunkiem i menu craftingu. Gorzej jest kiedy serwer jest nieco przeciążony i wszystkiemu towarzyszą duże opóźnienia i ogólna toporność działania. Co się jednak dziwić. Codziennie serwery mają po 100 osób jednocześnie. Większość się buduje, sadzi grządki. W związku z tym chciałbym, żeby była możliwość grania na serwerach z 50 miejscami. Tym bardziej, że świat zdaje się zbyt mały, aby pomieścić wszystkich naraz. Z drugiej jednak strony – można to zrzucić na założenia gry i stwierdzenie, że pewne jednostki będą po prostu słabsze i nie dane będzie im znaleźć swojego miejsca.

Model strzelania też jest średni, ale o tym przekonałem się nieco później, bo nie tak łatwo położyć ręce na jakiejś broni palnej. Nie będę się tego elementu jednak szczególnie czepiać, choć w pewnym momencie zaczyna się strzelać sporo, jeśli sobie na to zapracujemy. Okazji do tego jest. Czy to w obronie własnej, czy podczas przejmowania zrzutu. I mimo pewnych braków jednego tej grze nie potrafię odmówić: powoduje przypływ adrenaliny. Czy to w tych chwilach kiedy czeka się na koniec nocy lub zwiedza lotnisko w poszukiwaniu cennych rzeczy. Cieszy każdy mały sukces, a porażka może słono kosztować, zwłaszcza jeśli staniemy się nieostrożni.

Daj kamienia!

Rust - recenzja i opinia o grze. Kusza

Rust nie jest grą dla każdego. Mogłoby też być znacznie lepsze. Zdecydowanie zabrakło tutaj większych zagrożeń ze strony świata, który zwiedzamy. Mogłyby to być mutanty czy zombie. Na ten moment możemy umrzeć od upadku z wysokości, zatrucia się, czy zostać postrzelonym przez śmigłowiec wojskowy szukający dzikusów do odstrzelenia. Wspominałem też wcześniej o uzbrojonych naukowcach. Dążę do tego, że nie do końca czułem się jakbym grał w grę polegającą na walce o przetrwanie. Bardziej wyglądało to na walkę o władzę i dobrobyt. Jak na mój gust za duży nacisk położono na PvP, ale to już moja preferencja.

Sprowadza się to też do tego, że na dłuższą metę nie ma co w grze robić. Świat sam w sobie nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Po jakimś czasie zaczyna wkradać się rutyna, którą przerywa odkrycie nowego schematu, znalezienie nowej broni, czy jakieś ciekawe wydarzenie. Spędziłem w grze blisko 50 godzin i można powiedzieć, że niewiele osiągnąłem. Co najmniej drugie tyle musiałbym poświęcić, żeby znacznie lepiej poznać tę grę.

Przy tym wszystkim jednak doceniam klimat budowany przez dobrą muzykę, która może kojarzyć się z Dying Light. Czułem się autentycznie zestresowany każdą wycieczką w nieznane mi tereny, czy do rafinerii aby zdobyć cenne materiały – nigdy nie wiedziałem czy doniosę zdobycze do swojego domu. Niestety przy tym średnio wygląda, na zaludnionych serwerach jeszcze gorzej działa, co też skutecznie niszczy przyjemność z grania.

Rust ma opcję cross-play, więc posiadacze konsol mogą grać wspólnie z tymi, którzy bawią się na PC. Warto sięgnąć zatem po dzieło Facepunch Studios? To zależy. Jeśli lubisz gry bezlitosne (choć tu bardziej taka właśnie jest społeczność, aniżeli gra), wymagające czasu (którego też masz sporo) i z wysokim progiem wejścia, to przez jakiś czas może będziesz się dobrze bawić. Zabrakło jednak lepszego świata, który sam w sobie miałby więcej do zaoferowania.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł01Cyberaton Proenergy SA Wybór biegłego rewidenta (podpisanie umowy)
Następny artykułZła informacja dla właścicieli ogródków gastronomicznych. Opłaty pozostają bez zmian