Tekst publikujemy w ramach cyklu „Rok z pandemią”, w którym piszemy jak bardzo ostatnie miesiące zmieniły życie Polaków. Chętnie przytoczymy też Wasze historie. Piszcie na [email protected]. Opublikowane materiały nagrodzimy*.
Nawet nasz swojski, wiosenny lockdown, miał w sobie więcej z klimatów Mrożka niż z coraz bardziej niepokojącej rzeczywistości. Te zamknięte lasy, krążące po Polach Mokotowskich patrole policji i WOT-owców, umykający przed nimi rowerzyści i rolkarze. I te spacerujące bocznymi uliczkami pary, „nielegalne” bo nie mieszkające pod jednym dachem, na widok patrolu rozchodzące się na 1,5 – 2 metry społecznego dystansu.
To, że to jednak nie teatr absurdu tylko nowe realia, docierało jednak zaraz po wstaniu z łóżka. Przejście na pracę zdalną kompletnie zmieniło rytm dnia. Rutynowe nawyki, od golenia po szykowanie kanapek, odeszły w zapomnienie. Zamiast półgodzinnego marszu bądź kwadransa jazdy rowerem do firmy było leniwe snucie się po mieszkaniu i mobilizowanie się do odpalenia kompa. Ale ileż można przy nim siedzieć, bez tej luźnej, redakcyjnej atmosfery, bez tych fruwających w całym open space żartów i dowcipów, bez tych przerw na kawę i pogaduchy…. Trzeba było stworzyć sobie jakiś nowy scenariusz codzienności, aby nie stała się ona coraz bardziej monotonnym i irytującym „dniem świstaka”.
I chyba mi się to w jakiejś mierze udało. Parę godzin pracy i fajrant. Na tyle długi, aby dotrzeć rowerem, rzadziej samochodem, w różne, dość odległe zakątki stolicy i spędzić tam dwie-trzy godziny. Kampinos, Las Kabacki, zielone tereny otaczające elektrociepłownię Siekierki, Park Szczęśliwicki. W okresie wiosennym idealne miejscówki. A w gorące, letnie dni wyprawa nad Jeziorko Czerniakowskie, bodaj jedyny duży akwen w Warszawie gdzie można popływać. Czasem w piance, czasem bez, zawsze z bojką, bo na wyprawie solo trzeba gdzieś schować komórkę czy dokumenty. I cały akwen nasz, ponad półtora kilometra w jedną stronę, za wiaduktem już z tylko trzciny i lilie wodne, prawie jak na Mazurach czy Suwalszczyźnie. Świetne miejscówki można też znaleźć nad Wisłą, po obu stronach, daleko za nowym wiaduktem łączącym Ursynów z Wawrem, choć raczej nie do kąpieli. Za to plażowanie, z lekturą czy też piesze wędrówki wzdłuż rzeki jak najbardziej.
Ale miejsca na relaks w ciągu dnia udawało się też znaleźć znacznie bliżej, w epoce przed pandemią rzadko odwiedzane. Nie tylko rozlegle, jak Pola Mokotowskie, także małe, osiedlowe parki, w których spotyka się zarówno sprzęt do ćwiczeń, jak i kamienne stoły do ping ponga. Ze też wcześniej ich nie zauważałem. Od zeszłej wiosny „pingiel” stał się jedną z ulubionych rozrywek, codzienna godzina gry pozwala się znakomicie wyluzować i rozruszać. Jesienią i zimą, gdy tylko nie padało lub nie zalegał śnieg, grywało się nawet po zmroku, przy świetle parkowej latarni oraz dodatkowym, z zawieszanej na rosnącym tuż obok świerku mocnej latarki warsztatowej.
A do tego, gdy tylko było to możliwe, dwa – trzy razy w tygodniu basen. A w okresach gdy były zamknięte dla ogółu ? Na to też był sposób, bo nadal mogli z nich korzystać członkowie kadry narodowej, bez względu na dyscyplinę. Można więc było zostać członkiem takiej kadry na przykład w …przeciąganiu liny. Bo tego typu stowarzyszenia sportowe powstały ad hoc jesienią, wystarczyło zgłosić akces i płacić kilkadziesiąt zł miesięcznej składki.
Zwiększenie aktywności fizycznej naprawdę okazało się niezłą receptą na przetrwanie pandemicznej smuty. Na pierwszy rok z koronawirusem nie ma więc co narzekać, tym bardziej że udało się zorganizować dwa wypady za granicę, na wyspy greckie. Możliwe jeszcze bez testów i szczepionek. Wprawdzie trochę bardziej uciążliwe niż ongiś – bo do zamawiania potraw przez szybę w hotelu niełatwo się przyzwyczaić, podobnie jak do maseczek i dezynfekcji rąk w busie na plażę – jednak bezcenne dla nadwyrężonego zdrowia psychicznego.
Kolejny rok z pandemią może być pod tym względem gorszy, bo nie wiadomo czy rygory przy wyjazdach nie zostaną jeszcze zaostrzone a szanse na zaszczepienie przed jesienią większości aktywnych zawodowo są znikome. Nie wiadomo też, kiedy wrócimy do stacjonarnej pracy i w jakich warunkach będzie się ona odbywać. Mobilizowanie się do codziennej aktywności fizycznej i ruchu na świeżym powietrzu nadal więc będzie przydatne.
* Tekst publikujemy w ramach cyklu „Rok z pandemią”, w którym piszemy jak bardzo ostatnie miesiące zmieniły życie Polaków. Chętnie przytoczymy też Wasze historie. Piszcie na [email protected]. Opublikowane materiały nagrodzimy miesięcznym dostępem do subskrypcji Newsweeka.
Posłuchaj: Obajtek zaczyna być obciążeniem dla PiS. „Pytanie, czy Kaczyński wiedział”[PODCAST NEWSWEEKA]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS