Bezsilność to uczucie, które najczęściej towarzyszyło reprezentantom Polski w meczu z Holandią. Podczas gry rywalom wiele rzeczy przychodziło z łatwością, tak gdy biało-czerwoni zabierali się do konstruowania ataków, najczęściej kończyło się to zagrożeniem, ale pod naszą bramką. Poza krótkimi zrywami ekipa Czesława Michniewicza wyraźnie odstawała od Oranje.
Nie był to mecz „brzęczkowy”, gdy nasza kadra strzelała z 50 metrów, jakby to była jedna z konkurencji w Turbokozaku, ale o tak płynnej, sprawnej i skutecznej grze z przodu, jak w przypadku pierwszego trafienia dla reprezentacji Holandii, mogliśmy jedynie pomarzyć. Nie była to także brutalna lekcja futbolu, jak w przypadku niedawnego spotkania z Belgami, jednak bez żadnego problemu można było dostrzec, która drużyna może się pochwalić większą jakością i lepszym pomysłem na grę.
Teoretycznie nie jest to zaskoczenie, bo do takich obrazków, gdy gramy z topowymi zespołami, przywykliśmy. Ale przecież nie możemy się z tym pogodzić i uciec w niedasizm, bo nie o to w tym wszystkim chodzi.
Legenda o Andrzeju Niedzielanie. Jak to było z jego bramkami w Holandii?
Niedokładność Polaków, podręcznikowa gra Holendrów
Czesław Michniewicz zapowiedział, że przed zespołami pokroju Holendrów klękać nie będziemy. Próbowaliśmy więc zakładać wysoki pressing i skracać rywalom pole gry — przynajmniej na początku. Problem w tym, że Oranje nic sobie z tego nie robili, grając swoje, co szybko przyniosło efekt. Nas stać było na mizerny strzał z dystansu, ekipa Louisa van Gaala najpierw zmarnowała okazję na piątym metrze, gdy Daley Blind urwał się Przemysławowi Frankowskiemu na dalszym słupku, ale trochę się zaplątał, ale potem zagrała podręcznikową klepkę.
Takie akcje chcielibyśmy oglądać w wykonaniu Polaków Po 20 minutach jesteśmy niestety dosyć biernym obserwatorem poczynań Holendrów… #POLNED #Kadra2022 pic.twitter.com/fAXkq9ScTd
— TVP SPORT (@sport_tvppl) September 22, 2022
Szybkie, płaskie podania, wstrzelenie piłki na piąty metr i szufla do pustaka. Tak to powinno wyglądać, choć osobną kwestią jest to, że Karol Linetty stanął w miejscu po tym, jak został ograny, a i nasi stoperzy niezbyt dobrze odczytali zamiary Holendrów. Błędne decyzje były jednak naszym znakiem rozpoznawalnym w pierwszych 45 minutach. Zarówno z przodu, jak i z tyłu, bo do zbytniego pośpiechu w ofensywie, co kończyło się niecelnymi podaniami lub odgwizdaniem spalonego, trzeba dorzucić groźne straty na własnej połowie Frankowskiego i Linettego. Niewiele brakowało też, żeby rywale wykorzystali typową „koninę” od Kamila Glika, który nieprecyzyjnie zagrywał do Piotra Zielińskiego w polu karnym.
Ostatecznie skończyło się na tym, że Holendrzy nic więcej do siatki nie wrzucili — w dużej mierze dlatego, że średnio im się do tego śpieszyło. My natomiast jedyną groźną okazję mieliśmy wtedy, gdy Zieliński urwał się rywalowi, zagrał do Roberta Lewandowskiego, który rozciągnął akcję do Nicoli Zalewskiego. Ten jednak uderzył zbyt lekko, żeby coś z tego wynikło.
Cody Gakpo – kolejna perełka z Holandii
Pudło Milika zabrało szansę na remis
O ile jednak do przerwy Lewandowski mógł wściekły zachęcać kolegów do podłączania się do akcji ofensywnych, tak w pierwszych dziesięciu minutach po przerwie biało-czerwoni trochę się ożywili. Co prawda druga połówka zaczęła się od kolejnej straty po niecelnym podaniu Glika, ale w 53. minucie gry Zieliński zagrał kapitalne, prostopadłe podanie do Frankowskiego, który dośrodkował do Arkadiusza Milika. Napastnik Juventusu miał idealną okazję do wyrównania, ale z bliskiej odległości przeniósł piłkę nad bramką. Kilka chwil później Frankowski wypuścił Sebastiana Szymańskiego, jednak to nie była już tak dogodna okazja. Zresztą Szymański i tak oddał niecelny strzał.
Wszystko runęło jednak 120 sekund później. Raz jeszcze źle wyprowadziliśmy piłkę, co zakończyło się stratą na własnej połowie. Chwilę później widzieliśmy już Holendrów wjeżdżających w nasze pole karne, Vincenta Janssena, który zastawia się przed Glikiem i wykłada piłkę Stevenowi Bergwijnowi i ostatniego z wymienionych, który trafiał na 2:0. Od tej pory reprezentacja Polski była już świadoma, że jest po meczu, a Oranje wrzucili na jeszcze większy luz. Nasi rywale mogli jeszcze podwyższyć prowadzenie, gdyby Denzel Dumfries zamiast rzutu karnego poszukał strzału. Albo gdyby Wout Weghorst nie walnął Panu Bogu w okno, gdy Kenneth Taylor wyszedł z kontratakiem. Albo gdyby Janssen wykorzystał kolejną stratę przy wyprowadzeniu piłki.
Cóż, nie ma sensu wymieniać dalej. Reprezentacja Holandii wygrała na Stadionie Narodowym pewnie i przekonująco — przynajmniej jeśli patrzymy na styl, a nie na suchy wynik.
Polska – Holandia 0:2 (0:1)
- Gakpo 25′
- Bergwijn 55′
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS