Jan Olbrycht (członek zespołu negocjacyjnego ds. unijnego budżetu na lata 2021-2027): Jeszcze nie wiemy, co ci panowie mają w zanadrzu.
Dlaczego Unia straciła cierpliwość i postanowiła uzależnić wypłaty funduszy od przestrzegania zasad praworządności?
– Wszyscy sobie zdawali sprawę, że zdarzają się przypadki odchodzenia od zasad praworządności, aż tu nagle okazało się, że w Polsce nie są one dziełem przypadku. To wzbudziło obawy, że to może od środka zagrozić systemowi, na który się zgodziliśmy, tworząc Unię. Uznaliśmy za oczywiste, że wywodzimy się z tej samej tradycji cywilizacyjnej i wyznajemy te same zasady. Aż tu nagle ktoś ten system próbuje od środka planowo zdemontować.
Ateńczycy, którzy wymyślili demokrację, wymyślili też ostracyzm, mechanizm mający jej bronić, gdy jest atakowana od środka. Obywatele mogli skazać na 10 lat banicji kogoś podejrzanego o zapędy tyrańskie. Jaki patent ma Unia, by się bronić?
– Komisja Europejska próbowała różnych rzeczy. Zaczęła od wszczęcia procedury z artykułu 7. traktatu dotyczącej naruszenia zasad praworządności. To wydawało się dosyć mocnym mechanizmem, ale okazało się mało skuteczne, tym bardziej że niektóre państwa zapowiedziały, że i tak mogą zablokować decyzję. Mało skuteczny okazał się też Trybunał Europejski. Dynamika jego działań nie wytrzymała zderzenia z dynamiką działań w poszczególnych państwach.
Stąd pomysł KE, by przestrzeganie praworządności stało się warunkiem korzystania z unijnych pieniędzy. Uzasadnienie jest proste – jeżeli istnieje poważne ryzyko, że w jakimś kraju zostaną złamane zasady praworządności, to będzie to miało wpływ na warunki prowadzenia inwestycji i wydawania unijnych pieniędzy.
Czytaj także: Kaczyński podpalił Polskę, a teraz polewa ją benzyną
Tak ustalili przywódcy państw unijnych na lipcowym szczycie. Czy to możliwe, że przekłamania podczas tłumaczeń były powodem, że premier Mateusz Morawiecki i Viktor Orbán jako jedyni inaczej zrozumieli te ustalenia?
– Nie chce mi się wierzyć. Pamiętam, jak w trakcie tego szczytu premier Orbán udzielił wywiadu, w którym zapewniał, że praworządność jest absolutnie kluczowa w UE. Jeśli ktoś jej nie przestrzega, powinien być albo z Unii wyrzucony, albo poproszony o to, żeby sobie poszedł. Myślę, że obaj premierzy dokładnie zrozumieli, o co chodzi. Podpisali przecież tekst porozumienia, a on jest jednoznaczny – tworzymy mechanizm powiązania praworządności z finansami. Jedyne, co może wzbudzać kontrowersje, to zapis, że Rada Europejska powróci do tej kwestii… Ale przecież nie po to, by podważać swoje wcześniejsze ustalenia, tylko żeby zdecydować o sposobie ich realizacji.
Mechanizm ten, w formie rozporządzenia, wejdzie w życie, jeżeli zostanie przyjęty w Radzie Unii Europejskiej kwalifikowaną większością i przegłosowany przez Parlament Europejski.
Jak by wyglądało jego działanie w praktyce?
– Jeżeli Komisja Europejska stwierdzi, że nastąpiło odejście od zasad praworządności, bo np. została naruszona niezawisłość sądów, to przekazuje sprawę – na czym zależało Węgrom – do Rady Europejskiej. Tam szefowie państw będą o tym dyskutować. A potem, i to ważna uwaga, bo tego w polskiej debacie nie ma, decyzje o wstrzymaniu pieniędzy będzie podejmować nie „jakaś Bruksela”, ale będą o tym decydować ministrowie, czyli rządy wszystkich państw. Przecież to są ich pieniądze, które wpłacają do Unii, więc to oni zdecydują, czy je zablokować. Mechanizm będzie mógł być użyty, jeżeli Rada Unii Europejskiej, czyli ministrowie, przegłosuje go kwalifikowaną większością głosów. Muszą więc być spełnione dwa warunki: 55 proc. państw głosuje za, czyli 15 z 27, a popierające państwa reprezentują 65 proc. ludności UE.
Jarosław Kaczyński już zapowiedział: „Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus”. Premier Orbán w liście zagroził Brukseli wetem w sprawach budżetu, a premier Morawiecki ostrzegł, że „nie” może powiedzieć nasz parlament.
– O ile dobrze rozumiem, to są groźby skierowane do innych rządów – nie głosujcie za ustalonym z parlamentem mechanizmem praworządności, bo wam zawetujemy unijny budżet. Ale prezydencja niemiecka chce doprowadzić do tego głosowania i zapewnia, że poprze je kwalifikowana większość państw.
Czy wtedy Węgry i Polska spełnią swoje groźby i zablokują unijny budżet na lata 2021-2027 oraz Fundusz Odbudowy (Next Generation) do walki ze skutkami pandemii?
– W sensie formalnym mogą to zrobić, bo przyjęcie budżetu wymaga jednomyślności. Uruchomienie procedury jego ratyfikacji też wymaga jednomyślności. Wszystkie parlamenty narodowe, a w państwach o ustroju federalnym także krajowe (w sumie 41), również muszą być w tej sprawie jednomyślne. Weta można użyć w trzech momentach, pytanie tylko: po co?
Już raz polski rząd przegrał głosowanie w Unii 27:1 – w sprawie przedłużenia prezydenckiej kadencji Donald Tuska. A w kraju przedstawiał to jako sukces.
– Ale premier Morawiecki już poinformował, że z unijnego budżetu i Funduszu Odbudowy Polska może dostać blisko 160 mld euro. Jaki sens ma zablokowanie tak znacznych pieniędzy w sytuacji tak poważnego kryzysu? I to blokowanie ich dla wszystkich. Proszę sobie wyobrazić, jaka może być reakcja – to byłaby walka Polska i Węgry kontra reszta państw.
Czytaj też: To Jarosław Kaczyński kazał bratu lądować w Smoleńsku?
Czy Bruksela ma plan awaryjny?
– Prawdę mówiąc, takiego planu nie ma. Poważni politycy, z którymi rozmawiam, również ci z niemieckiej prezydencji, reagują tak samo: nie wyobrażamy sobie tego weta. Trudno uwierzyć, by ktoś zdecydował się na rozwalenie tego planu w obecnej sytuacji – jest pandemia, kryzys, gospodarki słabną.
Spróbujmy jednak przeprowadzić taki eksperyment myślowy.
– OK. Wyobraźmy sobie, że mechanizm praworządności wchodzi w życie. Potem wyobraźmy sobie, że do końca roku nie mamy przyjętych Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2021-2027. Zgodnie z traktatem trzeba byłoby przepisać parametry budżetu z bieżącego roku na 2021 r. Niektórzy europosłowie z PiS mówią: nie ma problemu i tak dobrze na tym wyjdziemy. Ale tego pomysłu też nie można wprowadzić w życie, bo trzeba byłoby wcześniej zmienić rozporządzenia programów sektorowych. Nawet próba zrobienia tego jednym ruchem, poprzez przesunięcie daty ich obowiązywania o rok, zajmie trochę czasu. Trzeba by było wprowadzić od nowego roku prowizorium budżetowe. Wtedy cały system finansowy się chwieje. Nie można uruchomić pieniędzy na nowe projekty. Można jedynie wypłacać dopłaty bezpośrednie dla rolników, i to na poziomie z 2020 r., oraz rozliczać wcześniej rozpoczęte projekty. A jeszcze do tego wyobraźmy sobie, że skoro nie ma budżetu, nie ma też zgody na stworzenie Funduszu Odbudowy do walki ze skutkami pandemii, a według planów to 750 mld euro.
Wtedy rozsypuje się cały skomplikowany plan zmiany Unii.
– To jest wyjątkowa sytuacja. Obecne negocjacje dotyczą nie tylko finansów, rozpoczęła się właśnie wielka debata o przyszłości Unii. Gdy po brexicie wydawało się, że Unia ograniczy ambicje i uchwali mniejszy budżet, przyszła pandemia i główne pytanie brzmiało: co robić, by ratować gospodarkę. Wtedy Komisja Europejska (ale przede wszystkim Francuzi i Niemcy) postanowiła zmienić strategię działania. Ponieważ budżet Unii nie może mieć deficytu, wymyślono, by dodatkowo stworzyć Fundusz Odbudowy z zaciągniętych na rynkach kredytów. Kiedyś trzeba będzie je spłacić, a żeby to zrobić, trzeba będzie albo podnieść składki członkowskie, radykalnie ciąć wydatki, albo stworzyć nowe dochody własne Unii – a wtedy będzie to już zupełnie inna Unia. Wówczas też pojawiła się potrzeba uchwalenia jakiegoś mechanizmu, który będzie chronił interesy finansowe wspólnoty, a równocześnie chronił przyjęty model demokracji liberalnej.
Dlatego obecne negocjacje budżetowe są bardzo nietypowe, bo dotyczą wszystkich tych spraw razem – modelu UE, jej budżetu, Funduszu Odbudowy i praworządności. To wzbudza ogromne kontrowersje, szczególnie wśród państw, które nie są proeuropejskie.
Marek Prawda, dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, twierdzi, że państwa Unii mogą stworzyć fundusz do walki ze skutkami pandemii na podstawie zwykłej umowy międzyrządowej, pomijając blokujące go państwa.
– Mogą tak się umówić, ale wtedy to nie jest uwspólnotowienie długu w Unii. To też złamanie pomysłu na wzmocnienie Unii poprzez stworzenie dochodów własnych. Tu nie tylko chodzi o praworządność na Węgrzech i w Polsce. Państwa oszczędne też nie kryją wątpliwości co do tego uwspólnotowienia długu, bo będą musiały w dużym stopniu go spłacać zamiast państw biedniejszych.
To jest kluczowa debata o kształcie i przyszłości Unii, a my w tym momencie wkładamy kij w szprychy.
Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PiS, radzi przeczekać do końca roku, aż skończy się prezydencja Niemiec. Wierzy, że następni, Portugalczycy, mogą być mniej stanowczy, a następujący po nich Słoweńcy to już na pewno, bo są bliskimi przyjaciółmi Orbána. Czy mechanizm „finanse za praworządność” może upaść?
– Moim zdaniem nie. Determinacja większości państw i Parlamentu Europejskiego jest bardzo duża. Jeżeli prezydencja niemiecka zdecyduje się na głosowanie, a ono może nastąpić już w tym tygodniu lub następnym, to potem jeszcze tylko głosowanie w parlamencie i mechanizm praworządności wejdzie w życie.
I wtedy, nawet gdyby Polska i Węgry zawetowały budżet, to i tak wisi nad nimi groźba wszczęcia procedury. Czyli złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma….
– …no, chyba że wprowadzenie tak poważnego zakłócenia jak weto budżetu europejskiego może być realizacją długofalowego pomysłu dotyczącego polexitu. Kilka dni temu europoseł PiS Kosma Złotowski powiedział, że powinniśmy przestać płacić składki do Unii. Co to oznacza? Że z niej wychodzimy?
Wobec dużego poparcia opinii publicznej dla Unii rząd – jeśli rozważa polexit – musi sprawić, że to nie Polska wyjdzie z Unii, tylko Unia wyjdzie z Polski.
– Myślę, że część rządzących ma wieloletni plan podważania zaufania do Unii, co może za jakiś czas przynieść efekty. Pytanie, co oznacza sformułowanie premiera Morawieckiego, że „użyjemy wszelkich możliwych sposobów”. Możemy sobie wyobrazić, że Polska będzie głosować w sprawie mechanizmu praworządności i przegra. Potem może powiedzieć: znowu nas nieuczciwie ograliście, ale swój honor uratowaliśmy. I wtedy mówimy: no trudno, ale budżet jest Polakom potrzebny, więc zaciskamy zęby i z bólem, ale jako moralni zwycięzcy zgadzamy się na budżet.
Jednak jest też drugi możliwy scenariusz – przegrywamy głosowanie dotyczące praworządności i blokujemy budżet, odkładając jego przyjęcie o kilka miesięcy. Mam obawy, że być może część tego środowiska politycznego chce zagrać o dużo większą stawkę i byłaby gotowa zablokować pieniądze dla wszystkich państw w Unii.
Jak duże pieniądze dla Polski są stawką w tej rozgrywce?
– Jeżeli chodzi o całość, czyli pieniądze z budżetu i z Funduszu Odbudowy, to ok. 160 mld euro. Z pieniędzy z Funduszu Odbudowy trzeba będzie potem zwrócić ok. 32 mld pożyczek, więc zostaje około 120 mld euro.
Minus ok. 40 mld euro składki, którą przez siedem lat będziemy płacić do Unii.
– Składka zdecydowanie skoczy w górę ze względu na poprawę polskiego PKB, ale myślę, że nie przekroczy 40 mld euro. Wciąż więc możemy być około 80 mld euro na plusie (a przy tych obliczeniach nie bierzemy pod uwagę, ile Polska może otrzymać z centralnych programów europejskich), więc mówienie, że szybko zostaniemy płatnikiem netto, jest mocno przesadzone.
Saryusz-Wolski sugerował, że są też inni przeciwnicy mechanizmu praworządności, którzy na razie się nie ujawniają.
– Z tego, co się mówi na korytarzach brukselskich, to poza Polską i Węgrami może być jeszcze Słowenia. Zobaczymy, najpóźniej w ciągu dwóch tygodni będzie głosowanie i sytuacja się wyjaśni. Proszę też zwrócić uwagę, że premier Morawiecki od kilku lat aktywnie walczył o wprowadzenie dochodów własnych Unii, co oznacza jej wzmocnienie. Pytanie, po której stronie w obecnej debacie stoi i w którym kierunku zmierzamy jako państwo członkowskie.
Czy kierunek premiera Morawieckiego może być inny niż wicepremiera Kaczyńskiego?
– Nie można tego wykluczyć, ale jako członek Parlamentu Europejskiego i osoba, która zajmuje się negocjowaniem kształtu unijnego budżetu, byłbym wdzięczny za wiedzę na ten temat. Podczas prac wiele razy spotykałem się z ministrami i ambasadorami innych państw, którzy starali się poznać strategię PE, a nieraz lobbowali za jakimiś rozwiązaniami, by je przeprowadzić przez parlament. Takich spotkań z przedstawicielami polskiego rządu nie było.
[CO WYNEGOCJOWANO W BRUKSELI]
Negocjatorzy z Parlamentu Europejskiego osiągnęli porozumienie z Radą reprezentowaną przez prezydencję niemiecką w sprawie budżetu Unii 10 listopada. Ustalenia te musi jednogłośnie zaakceptować Rada Unii Europejskiej.
Negocjatorzy z Paramentu Europejskiego osiągnęli porozumienie z Radą reprezentowaną przez prezydencją niemiecką w sprawie budżetu Unii 10 listopada. Ustalenia te musi jednogłośnie zaakceptować Rada Unii Europejskiej.
Z negocjacji zadowolone są obydwie strony, bo udało się zdobyć dodatkowe 16 mld euro bez konieczności podnoszenia składek członkowskich.
W sprawie unijnego budżet ustalono m.in., że:
* Kary (grzywny) płacone przez duże koncerny za naruszanie zasad konkurencji pozostaną w budżecie unijnym (dotąd były przekazywane do budżetów krajowych). W projekcie zapisano, że będzie to 11 mld euro – jeśli kary będą niższe to państwa członkowskie będą musiały dopłacić różnicę.
* Kwoty nie wydane na badania naukowe nie będą przepadać – nauka zyska ok. 500 mln euro.
* Rezerwy w budżecie, tzw. marginesy – 2,5 mld euro – trzymane na nadzwyczajne sytuacje zostaną wykorzystane teraz, bo teraz sytuacja jest nadzwyczajna.
Zdobyte w ten sposób kwoty zasilą dodatkowo m.in.:
– Badania naukowe – 4 mld;
– Program Erasmus+ – 2,2mld;
– Nowy program Zdrowie dla Europy – 3,4 mld (to oznacza potrojenie złożonej przez premierów propozycji do 5,1 mld);
– Program ochrony granic – 1,5 mld;
– Wsparcie organizacji pozarządowych walczących o obronę demokracji – 800 mln (razem ponad 1 mld);
– Kulturę – 600 mln;
– Pomoc humanitarną – 1 mld;
Ustalono, że Unia będzie mieć dochody własne, czyli wprowadzi podatki europejskie. Na takim poziomie, by móc w przyszłości spłacić co najmniej część (granty) Funduszu Odbudowy – ok 390 mld euro. Rada i Komisja zobowiązały się przygotować propozycje podatków. Przesądzone jest wprowadzenie podatku od plastiku. Program handlu uprawnieniami do emisji CO2 ma objąć lotnictwo i flotę morską. Rozważana będzie kwestia granicznego podatku węglowego i podatku od transakcji finansowych.
Te decyzje będą musiały ratyfikować rządy i parlamenty narodowe.
Fundusz Odbudowy – powstanie, jeżeli Rada podejmie jednomyślnie decyzję (jeszcze tego nie zrobiła) o podniesieniu dochodów własnych do 2 proc. dochodu narodowego brutto. To pozwoli wygospodarować zasoby na stworzenie gwarancji pod kredyt. Decyzję muszą ratyfikować wszystkie parlamenty narodowe.
Czytaj też: Prezes chciałby, by monopol na chamstwo i arogancję zachowała partia rządząca
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS