-Panie doktorze, jakie znaczenie ma dziś nauka? Zadaję to pytanie, gdyż istnieje wiele ośrodków akademickich, stowarzyszeń i fundacji prowadzących badania naukowe, thin-tanków, a tymczasem odnoszę wrażenie, że decydenci i tak wiedzą swoje i tak zrobią po swojemu? Mylę się?
-Ma pan redaktor rację. Faktycznie, nie brakuje nam ekspertów, którzy rzetelnie i rzeczowo są w stanie wypowiadać się na określone kwestie– mówi dr Paweł Gotowiecki, rektor Wyższej Szkoły Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim. –Czasem wręcz odnoszę wrażenie, że jest ich zbyt wielu, a rozproszenie nauki stwarza w tym względzie pewny dysonans poznawczy. Natomiast problem tkwi w czymś innym, a mianowicie w rozwijającej się, powszechnej tabloidyzacji i kulturze obrazkowej, z którą mamy do czynienia na każdym kroku. Ludzie chcą czytać informacje krótkie, brzmiące w miarę sensacyjnie, zilustrowane odpowiednią liczbą zdjęć.
-No tak, ale wiele takich informacji wywołuje niesamowite emocje, które wręcz dzielą społeczeństwo…
-Panie redaktorze, te emocje właśnie najlepiej się sprzedają, szczególnie w mediach nowego typu, elektronicznych, które dostarczają informacje natychmiast po pewnych wydarzeniach. Widzimy to na przykładzie żółtych i czerwonych pasków, nastawionych właśnie na podgrzewanie emocji. Dziś najlepiej sprzedają się kontrowersje, a nie nudna, choć jednocześnie uczciwa analiza wydarzeń. Jestem nawet w stanie zrozumieć tak funkcjonujący rynek medialny. Mniej rozumiem sytuację, że decydenci i poważne instytucje, które powinny korzystać z opracowań, analiz, głosów ekspertów, podejmują decyzje, tak jakby ich głównym źródłem wiedzy były paski w telewizji i partyjne przekazy dnia. Niedawno rozmawiałem z pewnym profesorem, członkiem Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN, który irytował się, że polityków w ogóle nie interesują poważne analizy jakie wychodzą z tego grona. No cóż, to faktycznie irytuje, ale jednocześnie chyba coraz mniej dziwi.
-Wychodzi na to, że media, instytucje, czy to publiczne, czy to prywatne są wręcz zainteresowane polaryzacją społeczeństwa. Czy tak?
-Odpowiem, że chętnie słucha się odpowiednich opinii pod z góry opracowane, własne tezy.
-No właśnie, czy pan rektor podziela z kolei moją tezę, że to, o czym rozmawiamy, najlepiej uwidoczniło się w czasie koronawirusa Covid-19 i obecnie trwającej wojny w Ukrainie? Pojawiło się bowiem mnóstwo opinii i teorii o tym, czy się szczepić, czy nie, bardziej lub mniej niewiarygodnych opowieści o teatrze działań wojennych, a nawet o nieuchronności ataku nuklearnego na Polskę. Łączy je to, że nie mają nic wspólnego z medycyną, czy naukach o wojskowości …
-Covid -19 i wojna w Ukrainie, to są bardzo dobre przykłady, w których mamy do czynienia wręcz z natłokiem różnego rodzaju informacji, analiz, ekspertyz o różnej, czasem wręcz znikomej wartości. W przypadku koronawirusa, ileż to mieliśmy modeli rozwoju pandemii i ile z nich się sprawdziło? Praktycznie żaden, bo cały czas byliśmy zaskakiwani kolejnymi falami pandemii. To jednak i tak nic w zestawieniu z falą pseudomedycznych teorii, które im były głupsze, tym większą zyskiwały rzeszę zwolenników. Podobnie jest teraz z wojną. Trudno wskazać nazwisko konkretnego analityka, który trafnie przewidział rozwój sytuacji wojennej w Ukrainie, czy chociażby przebieg pierwszej fazy działań wojennych. Odnoszę wrażenie, że dużo częściej przypomina to wróżenie z fusów. Wie pan, mam kolegę, niezłego politologa, który od jakichś siedmiu, ośmiu lat wieszczy potężny globalny kryzys bankowy. I pewnie ma rację, w tym sensie, że w końcu taki kryzys nadejdzie, tak jak w końcu spadnie jakiś samolot, wybuchnie wulkan czy nastąpi atak terrorystyczny. Ale to wynika z cykliczności pewnych zjawisk, niczego więcej. Natomiast mam wrażenie, że tak jak media rozwijają się pod względem technologicznym, tak eksperci są pod presją publikowania czegokolwiek. I coraz częściej są to błędne analizy i fałszywe prognozy, których główną zaletą jest atrakcyjny przekaz. To powoduje, siłą rzeczy, mętlik i chaos informacyjny. Może więc nie warto próbować każdą sytuację tłumaczyć i zachowywać się tak, jakbyśmy znali w niej odpowiedź na każde pytanie. Osobiście, nie mam żadnego problemu z tym, by powiedzieć, że nie wiem, jak i kiedy zakończy się wojna w Ukrainie, mogę jedynie stawiać ostrożne tezy na ten temat. Uważam zresztą, że środowisko naukowe powinny cechować ostrożność, dystans i odpowiedzialność za słowo i nie jest dobrze byśmy wchodzili na płaszczyznę zarezerwowaną dla Nostradamusa, Baby Wangi i Krzysztofa Jackowskiego.
-Dziękuję za rozmowę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS