Wyjechali z Kijowa, by schować się w podmiejskiej daczy, ale okazuje się, że to nie bardzo pomaga. Dalej nie ma jak jechać, bo wszystko zakorkowane.
Elina dzwoniła do mnie ze dwa tygodnie temu i poprosiła czy nie mogę jej załatwić po taniości kilku telefonów satelitarnych, bo uważali, że Putin zaatakuje Ukrainę i im powyłącza infrastrukturę telefoniczną. Było to w czasie, kiedy wszyscy spekulowali, że Putin tylko tak straszy, wszystko i tak dostał i po co miałby atakować. Im tam na Ukrainie było jasne, że zaatakuje, tylko poczeka – na prośbę Chińczyków – aż się im Olimpiada skończy. No i mieli rację.
Ciekawe czy Elina wiedziała i wie, że zostaną sami? Że towarzyszyć im będą tylko wyrazy wsparcia, napisy kredkami na chodnikach i podświetlone na ich kolory budynki? Że odkładany egzamin z ułudy „końca historii” właśnie się zaczął? Że koncert mocarstw znowu powrócił i nie ma nadziei dla nas, maluczkich? Że liczą się interesy a nie frazesy, którymi byliśmy do tej pory karmieni?
Nie wiem czy łudzi się, że to wszystko zjednoczy Zachód, że taka skala bandyterki potrząśnie sytymi i ospałymi? W końcu jesteśmy w jakimś zaklętym kręgu powtarzających się obrotów: samostanowienie mniejszych, dominacja większych, w końcu koncert mocarstw, ich nieuchronny konflikt, przesilenie, rozpad układu świata potęg, podmiotowość mniejszych państw i zaczynamy od nowa. Stare dobre czasy już minęły, wielcy układają się od nowa pokazując sobie nawzajem swą siłę na karku ofiar wojen zastępczych.
Przecież kiedy z Eliną siedzieliśmy na targach i konferencjach, rozprawialiśmy o cyfryzacji, nikt z nas nie podejrzewał, że będziemy zbiegać jeszcze kiedyś do schronów, że ten świat kiedyś pęknie. A było tak fajnie. Pracowaliśmy w niemieckim koncernie prasowym, przyszłość wydawała się jasna i prosta, świat uporządkowany. Ale w tej kolorowej grupie wielu nacji tylko u nas, Słowian, cały czas z tyłu głowy pobrzmiewał dzwoneczek z ostrzeżeniem, że tak dobrze i długo to nie będzie, że to jest na kredyt. I co z tego, że mieliśmy rację?
Dziś kiedy Elina siedzi w piwnicy warto sobie przypomnieć te czasy, bo już wtedy było pisane, że zostaniemy z tym wszystkim sami. Że nie warto polegać wyłącznie na, okazuje się niepewnych, sojuszach. Że trzeba budować własną siłę. I było trzymać się bardziej razem z nami, niż liczyć, że da się robić politykę ponad głowami sąsiadów. Dziś już tylko oni zostali.
Zachód nie kiwnie palcem. Wszyscy rozprawiają jakież to sankcje nie zafundują Putinowi. A nawet (danke shoen) nie są w stanie wyłączyć mu SWIFTa. Wszyscy rozprawiają o tym jak Kremlowi dołożą, ale udają, że nie widzą wielkiego słonia o nazwie Nord Stream, który stoi na środku salonu dyplomatów. Jest nietykalny, a powinien być pierwszy zezłomowany, jeśli ktokolwiek chciałby uderzyć w Kreml. Tak, wielkie interesy. W końcu Niemcy postawili na rosyjski gaz i wiszą teraz, wraz z Europą, którą do tego przymusili, na łasce Putina. A więc mu nie podskoczą. I Putin o tym wie i patrzy się z pobłażaniem na te wszystkie kredki i wyrazy oburzenia.
Wiemy to też my. Słowiańskie ofiary geopolitycznego położenia. Tłumaczymy to Zachodowi od lat, ten już miał dość słuchania tych ostrzeżeń. Teraz udaje zaskoczenie. Ale to we końcu i tak my zapłacimy za ich błędy. Teraz dopiero widać jak to było z ta drugą wojną światową. Syte społeczeństwa odwlekają do końca moment sprzeciwu dyktatorom. Nie chcą wojny i będą za to odwlekanie płacić. Najpierw naszą krwią, potem – swoją. Będą ustępować watażkom, którzy o tym wiedzą i albo odpuszczą bo się nasycą, albo będą bez końca eskalować, trzymając w szachu zakładników pokoju.
Zachodni będą liczyć na racjonalność dyktatorów, na to, że im się nie będzie opłacało. A dostaną fangę w nos, ot tak, dla nauki i zabawy. Przecież Putin mógł poczekać aż ruszy NS2 i dopiero zacząć tę wojnę. Ale skoro ruszył teraz, kiedy ma jeszcze gazociąg nie dopięty to albo jest szaleńcem, albo wie, że nic mu w tej mierze nie grozi. Że obecna skala konfliktu to żadne zaskoczenie dla Niemiec i USA, a może i dla Chin. Że już jest pozamiatane. Nami.
My i Elina wiemy, że to nie będzie koniec. Że jeśli Zachód nie zareaguje – a może i tego nie robi – ostro, to następni w kolejce będziemy my. Wystarczy popatrzeć na casus beli. Putin najechał Ukrainę nawet nie siląc się na prowokację. Po prostu dlatego, że chce ją zdemilitaryzować i zdenazyfikować. Co to oznacza? Że może najechać każdego, kto ma własne wojska. A nazistów można zawsze i wszędzie znaleźć. No, może z wyjątkiem Niemiec.
Tak że Elino, zmienił się nasz świat i to bezpowrotnie. Trzymam za Ciebie, twoją rodzinę i naród kciuki. Patrzymy na Was jak na siebie za chwilkę i zaciskamy pięści. Bezradni. Tak to się u nas skończył koniec historii. W piwnicy.
Jerzy Karwelis
Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.
Czytaj też:
Foliarze na wojnie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS