ROZMOWA “WYBORCZEJ” Z PREZESAMI WISŁY – DAWIDEM BŁASZCZYKOWSKIM I MACIEJEM BAŁAZIŃSKIM
Dawid Błaszczykowski, prezes Wisły: – Chciałbym doprecyzować tę kwestię. Chodziło o to, że przychody z reklam, które znajdą się na strojach piłkarzy pierwszego zespołu, zwiększą się o ponad 40 proc. względem poprzedniego sezonu. Mówiłem to podczas konferencji, ale moja wypowiedź została źle odczytana.
Natomiast wpływ na ten wzrost ma nie tylko współpraca z Orlenem. Niedawno podpisaliśmy umowę z firmą Astor, której strategicznym partnerem technologicznym jest marka Aveva, a przed nami ogłoszenie zawarcia jeszcze dwóch innych umów. O pierwszej poinformujemy najprawdopodobniej we wtorek, o drugiej już w lipcu. Wiele firm zdecydowało się kontynuować współpracę, zwiększając kwotę finansowania czy poziom zaangażowania.
Powiedzmy zatem, o ile łącznie wzrośnie budżet na pierwszą drużynę?
Maciej Bałaziński, wiceprezes Wisły: – To jest zależne nie tylko od sponsorów. Pandemia sprawiła, że straciliśmy 7-7,5 mln zł przez sam brak możliwości sprzedaży karnetów. A nie liczę wpływów z gadżetów sprzedawanych zazwyczaj w dzień meczowy oraz wpływów z cateringu. Nie liczę też rekompensat, jakie będziemy musieli wypłacić kibicom, którzy kupili karnety.
Jakie to będą rekompensaty?
MB: – Przygotowaliśmy pewien wachlarz możliwości, o którym poinformujemy niebawem. Zależy nam, by każdy kibic był zadowolony, bo doskonale zdajemy sobie sprawę, jaką pomoc od fanów otrzymywaliśmy i ciągle otrzymujemy.
Wracając do pytania: sprzedaż biletów ma większy wpływ na wysokość budżetu niż nawet największy sponsor. Dlatego nie jestem w stanie odpowiedzieć, jaki będzie budżet, bo to zależy przede wszystkim od frekwencji na trybunach oraz od transferów wychodzących.
Pusty stadion w Krakowie podczas meczu Wisła – Górnik Zabrze Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Rozumiem więc, że jeszcze kilku zawodników jest na sprzedaż?
DB: – Kilku to za dużo powiedziane. Nie ukrywamy, że temat sprzedaży Felicia Browna Forbesa jest na ostatniej prostej. Na dziś to tyle. Dużo mówi się też o ewentualnym odejściu Mateusza Lisa, ale rozmowy nie są na tyle konkretne, bym mógł powiedzieć, że od nas odejdzie. Wręcz przeciwnie: mam nadzieję, że zostanie.
Szukam nazwisk innych piłkarzy, na których Wisła mogłaby dużo zarobić, i nie jestem pewien, czy są tacy.
MB: – Są. Było swego czasu zapytanie o Yawa Yeboaha, było też o Patryka Plewkę. Mamy kilku zawodników z potencjałem na transfer. Zadowolone mają być jednak trzy strony transakcji. Nie tylko kluby, ale też zawodnik.
Może to bezduszne, co powiem, ale dla klubu, który walczy z długiem, i tak na końcu najważniejsze jest to, co w Excelu.
MB: – Widzi pan, nie tylko to się liczy. Wisła niejednokrotnie udowadniała, że Excel nie jest jedynym czy głównym wyznacznikiem sukcesu. Zresztą, w drugą stronę jest to samo. Mamy takich piłkarzy, którzy rezygnowali z trochę lepszych pieniędzy w innym klubie, by grać w Wiśle. Takich bardzo cenimy.
Dużo się u państwa ostatnio działo – nowy sponsor, nowy dyrektor sportowy, nowy trener… Zmiany, przyznaję, trzymają się kupy, wyglądają na sensowne. A jednak wydaje się, że decyzje podejmowaliście niemal z dnia na dzień, na szybko. Przecież jeszcze niedawno przyszłość wiązaliście z innym trenerem, z Peterem Hyballą.
MB: – Co do dyrektora sportowego: prezes Błaszczykowski od roku mówił, że mamy pomysł, by go zatrudnić. Ważne było jednak to, kto nim zostanie. Rozmawialiśmy na ten temat wielokrotnie. Zdecydowaliśmy się dopiero wtedy, kiedy już mieliśmy pewność, że kooperacja z Tomkiem Pasiecznym przyniesie obopólne korzyści, a wizje na rozwój sportu w Wiśle Kraków są zbieżne.
DB: – Z Tomaszem Pasiecznym rozmawiałem kilkunastokrotnie. Początkowo były to luźne rozmowy. Jego zatrudnienie jest częścią długofalowego planu. Chcemy podejmować decyzje z rozsądkiem, a nie pod presją czasu, bo już to robiliśmy i efekt był niezadowalający. Za decyzję o zatrudnieniu dyrektora sportowego bierzemy pełną odpowiedzialność. Mam nadzieję, że Tomasz Pasieczny da nam to, czego potrzebujemy.
Choć inni kandydaci byli, to żadna tajemnica.
MB: – Oczywiście, że byli. I to nie tylko polscy.
Możecie panowie zdradzić ich nazwiska?
MB: – Nie możemy. Mieliśmy kandydata z Hiszpanii, mieliśmy też zza południowej granicy.
DB: – Ze Słowacji.
MB: – I mieliśmy jeszcze jednego kandydata z Polski. To nie była więc kwestia nawet tygodni, ale miesięcy.
DB: – Jeszcze a propos tego, co pan powiedział o podejmowaniu decyzji z dnia na dzień. W zasadzie to było odwrotnie: do sezonu, który niedługo się zacznie, przygotowujemy się od dawna. Kontrakty z trzema-czterema nowymi piłkarzami podpisaliśmy już w styczniu. Teraz doszło kolejnych trzech.
Oczywiście mamy w pamięci poprzedni sezon. Jeśli chodzi o sprawy sportowe, wiemy, że był słaby w naszym wykonaniu i nie zadowalał nikogo. Na pewne rzeczy nie mogliśmy sobie jednak pozwolić. Maciek już o tym wspomniał: oczywiście mogliśmy sobie zaplanować, że sprowadzimy zawodnika, któremu będziemy wypłacać wysoką pensję. Ale potem by się okazało, że przez kilka miesięcy trzeba grać przy pustych trybunach, i zrobiłaby się dziura w budżecie. Dziś mocno wierzymy, że zawodnicy, którzy właśnie do nas dołączyli, wzmocnią drużynę, a nie tylko ją uzupełnią.
MB: – Kończąc temat z początku rozmowy: budżet pierwszej drużyny, mówię przede wszystkim o pensjach piłkarzy, w porównaniu do poprzedniego sezonu minimalnie wzrośnie. Natomiast nie będą to rewolucyjne zmiany.
Maciej Bałaziński: Adrian Gula? Mówili, że to nie jest trener z naszej półki
Długofalowe plany i decyzje, które nie są podejmowane z dnia na dzień… Rozumiem, wszystko się zgadza. Tyle że Hyballę trzeba było zwolnić nagle, a trener w tej układance to ważna postać…
MB: – Najważniejsza, jeśli chodzi o proces wzrostu poziomu gry drużyny.
Więc w którym momencie okazało, że z Hyballą jednak wam nie po drodze i czy to bardzo wpłynęło na wasze plany?
DB: – To co nas, członków zarządu, interesuje przede wszystkim to to, czy drużyna robi postęp, czy zawodnicy się rozwijają. Pierwszy etap pracy trenera Hyballi był bardzo ciekawy. Widać było, że zespół po trudnym okresie udało się scalić i wykrzesać sportową jakość. Kolejne mecze nie były jednak dobre, nie szliśmy w dobrym kierunku, nie było widać w drużynie energii, nie było jedności.
Nie da się ukryć, że nie chodziło tylko o sprawy sportowe. Eufemistycznie rzecz ujmując, wygasła chemia wiążąca was z trenerem.
DB: – Mamy świadomość, że sezon był słaby. Bijemy się w pierś. Chcemy jednak wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Dlatego nie od dziś pracujemy nad przygotowaniami do kolejnego sezonu. Mamy nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego także poprzez dokonane ruchy kadrowe. Trzeba zaznaczyć, że opuściło nas dziewięciu piłkarzy. Przyszli nowi i, mam nadzieję, podniosą jakość drużyny.
Jak zmienił się proces podejmowania decyzji w Wiśle? Za co odpowiada dyrektor Pasieczny? Czy to jego głos był decydujący przy wyborze trenera?
MB: – Dyrektor Pasieczny pracę w pełnym wymiarze rozpocznie z początkiem lipca. To byłoby jednak nierozsądne, gdybyśmy już teraz nie konsultowali z nim tego, co dzieje się w klubie. Uczestniczy w podejmowanych decyzjach.
DB: – Już wcześniej zależało nam na jego opinii na wiele tematów.
MB: – I opinia na temat trenera była doskonała. Zresztą wiele tych opinii zebraliśmy. Wszystkie wskazywały na to, że trener Adrian Gula będzie odpowiadał naszej filozofii prowadzenia klubu, budowy drużyny.
Natomiast dyrektor ma wiele zadań. Poza tym, że będzie rekomendował nam transfery, prowadził rozmowy i ustalał warunki kontraktów, ma też odpowiadać za dział skautingu i dział analiz, który zamierzamy stworzyć. Będzie koordynował działania akademii i monitorował działania sztabu medycznego oraz pozostałych obszarów związanych z funkcjonowaniem pierwszej drużyny i jej zaplecza. Będzie dbał też, by trenerzy i kierownik mieli jak najbardziej komfortowe warunki do pracy.
DB: – Ma wolną rękę, jeśli chodzi o budowę działu sportowego.
Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
I, jak rozumiem, jest już w kontakcie z trenerem w sprawie transferów?
DB: – Jak najbardziej. Rozmowy toczą się na wielu płaszczyznach.
Trenera Gulę trudno było przekonać do podpisania kontraktu? Czytam, że inne polskie kluby też go chciały.
MB: – Kiedy pojawiały się przecieki, od wielu osób z zewnątrz słyszeliśmy, że to się nie uda, bo to nie jest trener z naszej półki. My jednak rozmawialiśmy z nim bardzo rzeczowo. To nie był ktoś, kto przyjechał na pierwsze spotkanie z pytaniem, gdzie ma podpisać. Chciał wiedzieć o klubie wszystko – o warunkach do treningów, o tym, jakie będą jego obowiązki, o naszych planach, możliwościach rozwoju, filozofii klubu, zasadach budowy jego sztabu.
DB: – My natomiast przedstawiliśmy mu swoje wymagania. Chcemy znów postawić na tzw. krakowską piłkę – techniczną, ofensywną grę krótkimi podaniami. Trener też przedstawił nam swoją filozofię gry, szczegółowa prezentacja, którą przedstawił, mocno pokryła się z naszymi oczekiwaniami.
Przyznam: sądziłem, że historia romansu Wisły z Hyballą może utrudnić wam rozmowy z kandydatami na kolejnego trenera. Mówiąc wprost, rozstanie z Niemcem zostawiło po sobie trochę smrodu. Nie baliście się tego?
DB: – Kompletnie nie.
MB – W rozmowach z trenerem Gulą nie było takiego tematu.
DB: – Trener nas poznał i sam przyznał, że poczuł, iż ten projekt może się udać, ponieważ łączy nas podobne podejście do wielu tematów związanych z funkcjonowaniem klubu. W kilka dni pozamykał wszystkie inne opcje i skupił się na Wiśle. Zresztą, jeszcze w trakcie rozmów z nami dostał propozycję z zagranicznego klubu, ale stwierdził, że praca w Krakowie będzie kolejnym krokiem w jego rozwoju.
MB: – Przyjechał z dwoma asystentami, którzy też od razu mieli możliwość, by nas poznać.
Podczas prezentacji Orlenu pojawiły się wspomnienia meczów Wisły z Barceloną. I chęć powrotu do tych czasów…
MB: – Chęć jest!
Nie chcę pytać, czy dla zadłużonego klubu to za wcześnie na takie wspomnienia, ale…
DB: – My, Wisła Kraków, jesteśmy klubem, który musi grać o najwyższe cele. Mamy pełną świadomość odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, i na co liczą kibice. Z drugiej strony wszystko zależy od sytuacji, musimy twardo stąpać po ziemi. Marzy nam się jednak, by w ciągu dwóch-trzech lat wrócić do najlepszej czwórki, a co za tym idzie: do walki o europejskie puchary. Tam – naszym i naszych kibiców zdaniem – jest nasze miejsce. Nie boję się tego powiedzieć. Gra z Barceloną na poziomie Ligi Mistrzów jest marzeniem do spełnienia w kilkuletniej perspektywie, głęboko w to wierzę. Tylko trzeba mieć świadomość, jakie aktualnie mamy możliwości. Nie mamy właściciela, który zainwestuje duże pieniądze, ściągnie sześciu topowych zawodników z ekstraklasy i sprawi, że od razu zaczniemy grać o mistrzostwo. Budujemy drużynę krok po kroku. Na razie chcemy podnosić jej jakość, powalczyć o pierwszą ósemkę w ekstraklasie.
I taki cel postawiliście przed trenerem Gulą?
DB: – To ambitny trener, który chce grać o najwyższe cele. Najważniejsze jednak jest postawienie kroku w przód, a będzie nim wyższe miejsce od tych, które zajmowaliśmy ostatnio. Na poprzedni sezon założyliśmy sobie zajęcie miejsca 9-10. Niestety nie udało się, choć uważamy, że mieliśmy drużynę, która była w stanie ten cel osiągnąć. Na razie więc kolejnym krokiem jest dla nas najlepsza ósemka.
Dawid Błaszczykowski: Szukamy lewego obrońcy i napastnika
Ile wynosi wymagalny dług Wisły? Ostatnio rozmawialiśmy o ok. 20 mln zł.
MB: – Nie jest łatwo zrobić stop-klatkę na czas przeprowadzania wywiadu. Możemy jednak w przybliżeniu podać, iż jest to nieco ponad 16 mln zł. Koło 3, może 3,5 mln zł udało się spłacić w sezonie 2020/21.
To jeszcze parę słów o transferach. Kogo jeszcze chcecie ściągnąć do Wisły tego lata?
DB: – Na pewno lewego obrońcę, bo po rozmowie z trenerem uznaliśmy, że Maciej Sadlok będzie brany pod uwagę przede wszystkim jako środkowy obrońca. Chcemy też sprowadzić jeszcze jednego napastnika. Co poza tym? Zobaczymy, co przyniesie okienko transferowe. Czekamy też na informacje o stanie zdrowia pozostałych stoperów. Nie ukrywam, że z dużym żalem przyjąłem informację o kontuzji Alana Urygi. Mam nadzieję, że dołączy do nas jak najszybciej, jest zdeterminowany, by rozpocząć treningi.
Sadlok, z tego wynika, zostaje?
– Nie ma tematu jego odejścia, na tę chwilę. Trudno przewidzieć, co będzie np. za miesiąc, ale póki co żadna oferta nie wpłynęła, więc Maciek jest naszym zawodnikiem.
Podsumowując: ciągle najwięcej zależy od tego, jak będzie rozwijać się pandemia.
MB: – To kluczowa kwestia.
DB: – Mamy budżet na poziomie 34-35 mln zł. W obliczu pandemii 7,5 mln zł straciliśmy ze względu na brak możliwości sprzedaży biletów. Dorzucając do tego brak dodatkowych przychodów z dnia meczowego, daje nam to prawie 20-25 proc. całości.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS