A A+ A++

Róża Rutkowska: Właściwie wszystkie, których nie bierzesz luzem, a więc rzeczy sypkie, warzywa czy owoce, a także kosmetyki. Potrzebujemy jednak jeszcze czasu. Co do kosmetyków mamy pewność, że wszystkie mogą być pakowane w SCOBY, z niektórymi firmami mamy już programy pilotażowe. a żywność trzeba będzie jeszcze poczekać. Jesteśmy w trakcie certyfikacji naszej linii produkcyjnej.

Do czego można przyrównać materiał, który produkujecie?

– SCOBY przypomina coś pomiędzy papierem a folią. Tekstura jest niechropowata, w dotyku kojarzy się ze skórą. Materiał jest mlecznie półprzezroczysty, widać więc przez niego produkt, który jest w środku. Arkusze zawierają też pełne naturalne smugi, które są efektem procesu produkcji – te traktujemy jednak jako plus. Odróżniają nasz materiał od zwykłego tworzywa. SCOBY jest też – czego nie widać na zdjęciach – dosyć elastyczny.

Jaka jest jego wytrzymałość?

– To oczywiście zależy od grubości – możemy wyprodukować bardzo cienki, delikatny arkusz, ale też grubszy i trwalszy. Ale testy na takich samych próbkach pokazały, że SCOBY jest trwalszy niż papier. Tak samo jak na papierze możemy też na nim drukować czy naklejać etykiety. To, co go bardzo różni, to fakt, że nie przepuszcza tak bardzo powietrza. Liczymy więc, że będzie nadawał się do niektórych opakowań bardziej niż papier.

A co, kiedy już odpakuję produkt? Zostaje mi opakowanie i co z nim zrobić? Do którego z kilku kubłów na śmieci go wyrzucić?

– To czysta celuloza, więc nawet gdyby przez przypadek zjadło go zwierzę czy człowiek, nic się nie stanie, jest nietoksyczny. Ale tego akurat nie polecam, choćby dlatego, że nie ma smaku. Natomiast zużyte opakowanie SCOBY wyrzucimy do kosza bio, dokładnie do tego samego, do którego trafia na przykład skórka od banana. I w ten sposób SCOBY wróci do obiegu.

Jak wygląda – w skrócie – proces tworzenia waszego materiału? Z czego powstaje?

– Proces przypomina nieco produkcję piwa, zachodzi fermentacja. Mamy więc podstawę, jaką są nasze odpadki – każdego rodzaju, bo do tworzenia SCOBY wykorzystujemy nie tylko odpady stałe, ale też wodę pochodzącą z produkcji. I do tego materiału odpadowego zadajemy wyselekcjonowane przez nas mikroorganizmy. A te – zgodnie ze swoimi właściwościami – zamieniają go w taki materiał, jakiego potrzebujemy. Na powierzchni odpadów, jak w cebuli, narastają kolejne warstwy materiału. Na razie, w pracy laboratoryjnej, bazujemy na odpadach z produkcji soków, cukru i piwa. Ale docelowo chcemy, aby nasze mikroorganizmy były uniwersalne i pracowały na każdego rodzaju resztkach.

Czytaj więcej: Kinga Stanisławska. Jak ugryźć 100 miliardów euro?

Jakich potrzeba do tego warunków?

– I ile czasu? Podobnie jak z każdą inną uprawą, to tylko kwestia zapotrzebowania i skali. Znowu odnosząc się do produkcji warzyw – można sadzić sałatę na balkonie, ale można ją też uprawiać na hektarowym polu. Z tą różnicą, że my nie potrzebujemy ani światła, ani ziemi. I z tą, że sałata rośnie około trzech miesięcy i codziennie trzeba jej doglądać. Powstawanie SCOBY to zaś kwestia kilku dni.

Ale zaraz: jeżeli to takie proste, dlaczego zabieramy się za to dopiero teraz?

– To kwestia produkcyjnego pragmatyzmu. Świat nauki oczywiście wiedział o takich możliwościach od dawna. Ale krążył wokół tego tematu, bo z pragmatycznych względów inna produkcja – na przykład opakowań – była łatwiejsza, tańsza i bardziej opłacalna. Dopóki mieliśmy drzewa, z których mogliśmy robić tekturowe opakowania, dopóty wycinaliśmy lasy. Kiedy surowców zabrakło, zwróciliśmy się ku biologii i mikroorganizmom. To, że tego jeszcze nie widać, to wyłącznie kwestia komercyjnej skali produkcji.

Co z kosztami?

– Na razie jesteśmy jeszcze start-upem bez własnej hali produkcyjnej, ale chcielibyśmy, żeby SCOBY był dostępny w cenie papieru. Na dziś ciągle jesteśmy jeszcze w miejscu, w którym łatwiej jest na świecie wyhodować marchewki czy kukurydzę, bo po prostu wiemy, jak to robić. Hodujemy ją od bardzo, bardzo dawna i mamy do tego narzędzia oraz rolników, którzy dysponują wiedzą na ten temat. Ale im więcej firm pracuje z biotechnologicznymi procesami, tym te procesy są tańsze. Dokładamy do tego cegiełkę.

Skąd zainteresowanie biotechnologią i produkcją? Skąd pomysł na start-up?

– Od dziecka wychowywałam się na wsi. Zarówno moi rodzice, jak i dziadkowie byli rolnikami. Znałam proces uprawy roślin. Kiedy więc na studiach zderzyłam się z kwestiami produkcji żywności oraz opakowań i zdałam sobie sprawę, jak wiele rzeczy trafia przy tym na śmietnik, pomyślałam, że biotechnologia może być rozwiązaniem. Dlaczego czegoś nie wyhodować, nie zużyć, a potem nie przywrócić tego do obiegu? Tak powstało SCOBY.

Pierwszy biomateriał opracowałaś jeszcze na studiach. Czy od razu zaświtał ci w głowie pomysł, że można go będzie wykorzystać w opakowaniach?

– Sygnały z rynku pokazały nam, że na tekstylia i opakowania jest dziś największe zapotrzebowanie. Zdecydowaliśmy więc z moim wspólnikiem Joshem Brito, że Make Grow Lab pójdzie właśnie tą ścieżką. Rozwijamy to, w czym widzimy największy potencjał. Staramy się przy tym nie zamykać w laboratorium. Od początku działalności komunikujemy się z firmami i światem zewnętrznym, rozsyłamy próbki, liczymy na rynkowy feedback.

Zobacz też: Anna od samowystarczalnych domów

Co z zainteresowaniem waszym produktem na rynku?

– Jak na razie jest większe niż nasze moce produkcyjne w parku technologicznym, w którym działamy, więc uważamy je za więcej niż zadowalające. Firmy nie mają jeszcze w ofercie stałej naszych opakowań, ale ruszyły już z programami pilotażowymi – głównie są to firmy kosmetyczne. Na razie priorytetem dla nas jest optymalizacja procesu produkcji. Dajemy sobie dwa-trzy lata na testy. Po tym czasie chcielibyśmy mieć już własny, większy zakład produkcyjny, ale też poszerzyć skalę działalności, zapraszając do niej – na zasadzie chociażby licencji – partnerów.

Na razie mamy feedback od firm, ale nie od końcowych klientów. Do końca roku chcielibyśmy mieć go od tych, do których opakowanie trafia ostatecznie, czyli na przykład osób, które kupiły opakowane w SCOBY mydło. Ich głos pozwoli nam pójść naprzód.

Docelowo SCOBY ma zastąpić papier i foliowe reklamówki? Czy raczej być jednym z wielu organicznych opakowań, które będą dostępne na rynku?

– Historia uczy nas, że monokultury nigdy nie są dobre, pokazał to przykład plastiku. Liczymy więc, że SCOBY znajdzie swoje miejsce na rynku obok innych podobnych opakowań, na przykład zrobionych z grzybów. A plastik pozostanie tworzywem ważnym, ale wykorzystywanym głównie w produkcji. Nie walczymy z plastikiem, uważamy, że nie trzeba w niego pakować wszystkiego, od warzyw po cukierki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzas próby
Następny artykułZakochani w biznesie, czyli… rozwód w firmie