A A+ A++

Kryzys gospodarczy wywołany pandemią to terapia szokowa dla światowej gospodarki. Dla rynku pracy też. Najbardziej ucierpiały sfeminizowane sektory: handel hurtowy i detaliczny, w którym zatrudnionych jest aż 1,3 mln Polek, oraz usługi związane z zakwaterowaniem i gastronomią (256 tys. Polek). Branże z największym wskaźnikiem zatrudnienia kobiet, takie jak edukacja, ochrona zdrowia i administracja publiczna, choć nie podlegają masowym zwolnieniom, to w nich kobiety stracą najwięcej pieniędzy. Płace pozostaną tam niskie i sztywne, podczas gdy koszty życia wskutek kryzysu wzrosną.

W jeszcze gorszej sytuacji są te z nas, które nie pracują w ogóle, a takich jest niemało. Według badań GUS (jeszcze sprzed pandemii) prawie 54 proc. Polek nie jest aktywnych zawodowo. To jeden z najgorszych wyników w Unii.

Ponury widok z frontu

Śmiało można powiedzieć, że kobiety stanęły na pierwszej linii frontu z pandemią – dosłownie i w przenośni. Po pierwsze, stanowią aż 2/3 personelu medycznego. Po drugie, kobiety – zarówno te pracujące właśnie we wspomnianej służbie zdrowia, jak i w innych sektorach – muszą zajmować się dziećmi z powodu zamkniętych szkół, przedszkoli oraz żłobków.

Jak zauważa psycholożka Katarzyna Szałek-Zielińska z pracowni terapeutycznej Kierunek Dobrostan, przeniesienie pracy do domu bardziej niż kiedykolwiek wpłynęło na zacieranie się granic pomiędzy życiem zawodowym a osobistym. Nie u wszystkich to się wydarzyło. Prof. Iga Magda z SGH, ekonomistka, specjalistka od rynku pracy, przypomina, że w czasie pandemii tylko kilka, kilkanaście procent pracowników ma możliwość pracy z domu. Większości kobiet praca zdalna nie dotyczy.

Prof. Magda jest sceptyczna wobec opinii, że pandemia stworzyła kobietom sporo możliwości zawodowych. – Wiele z nich musiało zmniejszyć swoje ambicje albo zupełnie zrezygnować z pracy, żeby opiekować się dziećmi. To jest mit, że można pracować zdalnie z małymi dziećmi albo opiekując się innymi osobami w domu. O ile praca polega na zrobieniu czegoś przez godzinę, to pewnie można, ale nie osiem godzin regularnej pracy z dziećmi pod ręką, które trzeba wykarmić i animować lub którym trzeba pomagać w zdalnej edukacji. Ten, kto tego doświadczył, wie, o czym mówię – podkreśla.

Pandemia wymusiła na kobietach jeden z dwóch scenariuszy – albo przejście na tryb zdalny, albo rezygnację z pracy i przejście na zasiłek opiekuńczy. Na ostatni krok zdecydowało się 14 procent matek, podczas gdy wśród ojców było to zaledwie 3 procent – wynika z badania DELab UW na zlecenie Nationale-Nederlanden z marca 2020 r.

Praca z domu też nie jest idealnym wyjściem przy opiece nad dziećmi, bo zwykle matka pracownica będzie mniej produktywna. A taki spadek produktywności odbija się na karierze zawodowej. Mówi o tym Maria Kobryń, właścicielka kancelarii prawniczej Blueshell Legal oraz firmy zarządzającej nieruchomościami. – Nasz dom całkowicie przeorganizował się w czasie pandemii. Starszy syn ciągle domaga się pomocy w nauce zdalnej, a młodszy – mojej atencji, nawet jeśli jest z nim opiekunka. Mąż jest lekarzem chirurgiem, więc w domu bywa gościnnie, odpoczywa po dyżurach. Opieka nad dziećmi spadła na mnie. W ciągu dnia nie mam wiele czasu, żeby zająć się pracą. Próbuję nadrabiać wieczorem albo w kancelarii, ale jest to trudne. Wielokrotnie sytuację ratują współpracownicy, którzy albo zajmą się dziećmi, kiedy muszę odbyć telekonferencję, albo przejmą niektóre moje obowiązki. Niestety, jest taka część zadań, które tylko ja, jako właściciel firmy, mogę wykonać. Nie zawsze i nie ze wszystkim jestem na czas. Stali klienci potrafią zrozumieć, ale niektórzy nowi nie są tak wyrozumiali i wiem, że odbija się to na renomie mojej firmy. A renoma w naszej branży to podstawa – opowiada.

Cyfrowi analfabeci

Kryzys pandemiczny zmusza firmy do wprowadzania rozwiązań, które wcześniej wydawały się abstrakcyjne i kosztowne. Automatyzacja i robotyzacja są teraz konieczne, aby w ogóle prowadzić działalność. Sprawiają jednak, że coraz mniej potrzebny staje się człowiek. Skoro świetnie sprawdzi się robot, to po co (wymieńmy tu zawody najbardziej zagrożone) krawcowa, księgowa, pracownica linii produkcyjnej czy kasjerka? Stąd rośnie rynek e-commerce, korzystania z treści i dóbr cyfrowych, e-usług (np. telemedycyny), płatności bezdotykowych. Nic dziwnego więc, że pracodawcy potrzebują pracowników ze świetnymi kompetencjami techniczno-cyfrowymi.

Niestety, Polacy nie są przygotowani na gwałtowną cyfryzację na rynku. Okazuje się, że większość polskich pracowników nie umie wykonać chociażby najprostszych zadań, jak przesłanie pliku między urządzeniami. Tylko co piąty pracownik w naszym kraju ma taką wiedzę i umiejętności (sic!). Nie potrafimy wyszukać rozwiązania problemu zawodowego w internecie, skorzystać z chmury, nie mówiąc już o programowaniu. Niewyobrażalnie daleko nam do Danii, w której aż 14 procent społeczeństwa ma podstawowe umiejętności programistyczne. U nas takim „skillem” może wykazać się zaledwie 3,5 proc. obywateli, z czego 1,8 proc. kobiet i 5 proc. mężczyzn. Polska pod tym względem znajduje się na dalekim 24. miejscu wśród 27 krajów Unii Europejskiej.

Ten trend nie zniknie: szacuje się, że do 2030 r. zapotrzebowanie na kompetencje cyfrowe jeszcze wzrośnie (na umiejętności informatyczne i programistyczne o 92 procent, na podstawowe umiejętności techniczne o 65 procent). Szczególnie dużo mają do nadrobienia kobiety.

Cyfrowa ziemia obiecana

Wystarczy zajrzeć do dowolnego portalu ogłoszeniowego, aby przekonać się, jakie możliwości zarobkowe daje praca front-end, java-developera albo scrum-mastera. Zarobki zwykle przekraczają 10 tysięcy złotych, a pracodawcy biją się o specjalistów. – Tłumaczymy kobietom, że uczenie się języków programowania i innych zaawansowanych narzędzi daje im niesamowite możliwości. Nie dość, że zyskują dużo większe szanse na znalezienie dobrej pracy i o wiele lepsze zarobki, to w dodatku mogą pracować z dowolnego miejsca na Ziemi i łączyć obowiązki zawodowe z domowymi – mówi Joanna Pruszyńska-Witkowska, wiceprezeska firmy Future Collars, organizującej zdalne kursy programowania. W tej chwili już 67 proc. kursantek to kobiety.

Z kursów Future Collars skorzystała Zuza Brzozowska, absolwentka filologii szwedzkiej na UJ. Po studiach pracowała jako księgowa, ale w czasie pandemii została zwolniona. Postanowiła się przebranżowić i dzięki temu znalazła posadę full stack developera w sztokholmskim start-upie. – Poznałam wiele programistek, które zro … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPierwszy publiczny żłobek w Hrubieszowie
Następny artykułJak się pracuje w Google. Rozmowa z Magdaleną Dziewguć