Poniżej relacja Ryszarda Karkosza z 33. dnia podróży – trasy Ballina – Grafton:
Po dwóch dniach niepogody i przymusowego postoju nareszcie wyjrzało słońce. Jeszcze nieśmiało, bo tu zaczęła się dopiero wiosna, ale dla nas w sam raz. Ruszyliśmy z kopyta i na dobry początek przejechaliśmy 145 km.
Dotychczas dziesiątki razy przejeżdżaliśmy przez mosty, teraz pierwszy raz rzekę pokonywaliśmy niewielkim promem, na którym mieściło się kilka samochodów. Bilet kosztował 1 $ AUS.
Dziś był jeden z najdłuższych etapów – 145 km. Pierwsze 50 km jechaliśmy asfaltem m.in. promem), kolejne drogą szutrową przez park narodowy i ostatnie 45 km mocno pagórkowatą szosą.
Stało się już tradycją, że nocujemy w miejskich parkach lub przy kościołach, przy których mamy potrzebne media: prąd, wodę, WC i dach nad głową. Dla nas to bardzo wygodne, bo kempingi czy miejsca postojowe dla zmotoryzowanych turystów są zazwyczaj daleko od centrów miast. Dziś spaliśmy w Jucaranda Park.
Czterech z nas nie goli się od początku wyprawy. Tylko dwóch Stanisławów wyłamało się. Stanisław Młodszy goli się na bieżąco, a jego starszy imiennik zapuścił tylko niewielką bródkę. Coraz bardziej zaczynamy przypominać legendarny zespół muzyczny ZZ Top i w parkach trudno odróżnić nas od miejscowych kloszardów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS