A A+ A++

W toku wczorajszego spotkania z mediami admirał John Kirby, rzecznik prasowy Pentagonu powiedział kilka zdań, które stały się sensacją i zaraz obiegły większość światowych mediów.

Otóż zaznaczył, że „Ukraina otrzymała platformy i części zamienne” od nieujawnionego państwa, co pozwoliło jej na powiększenie możliwości bojowych swojej floty powietrznej. Zaraz potem zapytany został co należy rozumieć pod sformułowaniem „platforma” i odpowiedział, wykluczając tym samym pomyłkę czy przejęzyczenie, iż w tym wypadku chodzi o samoloty i części zamienne do nich. Media spekulują, w związku ze słowami Kirbiego, że Ukraina otrzymała myśliwce przechwytujące, najprawdopodobniej z Polski lub ze Słowacji. Dziennikarze cytują też inną oficjalną wypowiedź przedstawiciela amerykańskiego ministra obrony, który oświadczył, że „nie jest przesądzone”, iż Mariupol wpadnie w ręce Rosjan i Stany Zjednoczone „pracują nad tym” aby tak się nie stało.

W brytyjskich mediach pojawiła się też wczoraj informacja, że Londyn dostarczy Ukrainie systemy Stormer wraz z rakietami przeciwlotniczymi. Jak powiedział dziennikowi The Sun Alan Mendoza, ekspert wojskowy „zestawy te są najnowocześniejszą bronią przeciwlotniczą” jaką dostała Ukraina do tej pory i ich pojawienie się spowoduje, że „Rosyjscy piloci będą się bać”. W całej historii co innego jest ciekawe. Otóż przy okazji brytyjskie władze poinformowały, że ukraińscy żołnierze szkolili się przez ostatnie 2 tygodnie, po to aby być w stanie obsługiwać zestawy, które otrzymują. Nie ulega zatem wątpliwości, że mamy do czynienia, w przypadku pomocy wojskowej dla Ukrainy, z przekraczaniem przez państwa Zachodu kolejnych, do niedawna jeszcze niemożliwych do pokonania barier. Znika sztuczny podział na broń defensywną i ofensywną, a także w sposób coraz bardziej otwarty państwa europejskie i Stany Zjednoczone mówią o szkoleniu ukraińskich żołnierzy. Rosjanie z pewnością ten wzrost zaangażowania odbiorą jego pośrednie wejście NATO do wojny, już zresztą rosyjska propaganda eksploatuje tezę w myśl której to nie z Ukrainą Moskwa walczy, ale z całym, zjednoczonym Zachodem. Od tego już tylko krok do prób przecięcia kanałów zaopatrzenia, o czym zresztą świadczą wczorajsze ataki rakietowe na cele we Lwowie.

Większa skala wsparcia dla Ukrainy

Zwiększa się też skala wsparcia dla Ukrainy. W ostatnich dniach o dostawach sprzętu informowała Kanada haubice, stosowną uchwałę zezwalającą na przekazanie uzbrojenia niemal jednogłośnie podjął parlament Włoch , Holandia zapowiedziała przekazanie transporterów opancerzonych, Norwegia systemów Mistral a Czechy poinformowały, że będą remontować ukraińskie czołgi, które ucierpiały w czasie walk.

Na tym tle warto nieco uwagi poświęcić wczorajszej, zadziwiającej konferencji prasowej kanclerza Scholza, która wywołała konsternację, a nawet wściekłość niemieckich dziennikarzy. Dlaczego? Zarówno wypowiedzi Scholza, jak i wydane i umieszczone na stronie urzędu kanclerskiego specjalne oświadczenie uznano za nieszczere i raczej zaciemniające, a nie rozjaśniające, jakie jest stanowisko Berlina. Stało się tak co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze w oświadczeniu w którym zawarto deklaracje na temat dostaw broni dla Ukrainy mowa jest o „opracowywanej” przez przedstawicieli administracji, Kijowa i niemieckiego sektora przemysłowego liście potrzeb. Skądinąd wiadomo, szeroko rozpisywała się na ten temat niemiecka prasa, że tego rodzaju lista istnieje i zawiera to co niemiecki przemysł mógłby natychmiast dostarczyć na Ukrainę. Wielce wymowna w tym kontekście jest postawa i cała seria wykrętnych wystąpień przedstawicieli niemieckiego rządu, w sprawie transporterów Marder. Po tym jak Kijów umieścił je na swej „liście marzeń” Berlin najpierw twierdził, że ich nie ma. Kiedy producent poinformował, że 200 gotowych do wysłania znajduje się w jego magazynach i niezbędna jest decyzja polityczna, pojawiło się wyjaśnienie, iż są one niesprawne i wymagać będą napraw. Następnie twierdzono, że Niemcy potrzebują tych transporterów, nie mogą ich przekazać i rozbroić się ponad miarę, bo rzekomo wzbudziłoby to protesty sojuszników z NATO, a ostatnio pojawiły się informacje, że zostaną one wysłane, w ramach zawartego jesienią 2021 roku kontraktu do Grecji. Przy czym jak piszą krytycy polityki niemieckiego rządu Berlin nie konsultował z Atenami, tak jakby to było Niemcom na rękę, czy Grecja nie zgodziłaby się na przesunięcie terminów dostaw, co mogłoby otworzyć drogę Kijowowi.

Taka postawa spotyka się z krytyką mediów. Paul Ronzheimer, zastępca redaktora naczelnego Bild napisał, że „Niemcy przejdą do historii tej wojny” jako kraj wątpiących i wahających się, który robi wszystko aby znaleźć wymówkę uzasadniająca dlaczego nie może przekazać broni państwu zaatakowanemu przez agresywnego sąsiada, które jest „w rozpaczliwej potrzebie”.

Wróćmy jednak do oświadczenia niemieckiego kanclerza, bo w nim znajdują się inne, nie mniej ciekawe passusy. I tak zwraca się uwagę i podkreśla to, że pomoc Ukrainie nie oznacza zaangażowania się NATO w wojnę z Rosją i nadal istnieje ryzyko rozlania się jej na inne kraje. Wreszcie jeśli chodzi o niemiecką pomoc, to w końcowej części oświadczenia mówi się o tym, że Berlin będzie „rekompensował” sojusznikom ich straty wynikające z faktu dostaw, głównie sprzętu postsowieckiego, dla Ukrainy. Wcześniej w tekście opublikowanym na stronie Urzędu Kanclerskiego jest też zapis na temat współpracy Niemiec z partnerami, którego celem jest „wyszkolenie ukraińskiego wojska” aby było w stanie odpierać ataki Rosjan. Uważna lektura tego co opublikowano pozwala dojść do wniosku, że nigdzie w oświadczeniu Scholza nie ma zapisu na temat rozpoczęcia przez Niemcy bezpośrednich dostaw dla Ukrainy. Zawsze mowa jest o wspieraniu partnerów, finansowaniu bezpośrednich zakupów przez Kijów czy pomocy humanitarnej, ale nigdzie nie mówi się wprost o dostawach dla Ukrainy. Scholz, co już zauważono, nie pojechał do Kijowa, mimo, że łatwiej wymienić jest tych polityków europejskich, którzy na Ukrainie jeszcze nie byli. Ta powolność w działaniu, brak przywództwa, wahania, wpisują się w szerszy kontekst. Otóż w szeregach SPD jest nadal wielu prominentnych polityków, którzy zalecają ostrożność i nie denerwowanie Rosjan. Nie chodzi tylko o premier landu Pomorze Przednie, Manuelę Schwesig, do niedawna „wschodząca gwiazdę” SPD, której rząd, co potwierdzają dokumenty ujawnione przez Die Welt blisko współpracowała ze spółką – córką Gazpromu po to aby obejść sankcje Stanów Zjednoczonych. W tym wypadku mamy do czynienia nie tylko ze współpracą, ale jak argumentuje Politico z czymś znacznie poważniejszym. Wpływowy polityk z SPD w gruncie rzeczy spiskowała z podmiotem kontrolowanym przez obce, na dodatek wrogie państwo, po to aby obejść regulacje wdrożone przez sojusznika. Teraz Schwesig uważa jedynie, że „był to błąd” ale nie ma zamiaru podawać się do dymisji, ani tym bardziej odchodzić z niemieckiej polityki. W SPD nie ma zresztą nastrojów skłaniających do gruntownej rewizji polityki tej formacji wobec Rosji. Rolf Mützenich, kierujący frakcja SPD w Bundestagu, w przeszłości zwolennik wyjścia Niemiec z programu nuclear sharing, poparł politykę Scholza. W jego opinii, pozytywna odpowiedź Berlina na coraz głośniejsze w Niemczech, również w szeregach jego własnej formacji, wezwania aby Berlin dostarczył Ukrainie ciężki sprzęt będzie miała „daleko idące konsekwencje dla bezpieczeństwa naszego kraju i NATO”. Zatem lepiej nie spieszyć się, zastanowić, puścić innych przodem, a samemu uprawiać politykę ostrożną. Można zrozumieć tego rodzaju podejście, ale gdzie tu miejsce na przywództwo w Europie, do którego Niemcy bez nadmiernej skromności aspirowali w ostatnich latach?

Gustaw Gressel, analityk wojskowy z think tanku European Center for Foreign Relations napisał , że Zachód musi przygotować się na długą wojnę na Ukrainie. Rosjanie już zmienili swą taktykę, wojować będą bardziej w stylu w jakim prowadzili swe działania w Syrii koncentrując się na wybranych, niezbyt rozciągniętych kierunkach uderzeniowych i metodycznie niszcząc wszystko co stoi na ich drodze, nie zwracając też uwagi na to czy są to cele cywilne czy wojskowe. W jego opinii mogą uzyskać przewagę, bo „w Donbasie linie zaopatrzenia są krótsze, sieć kolejowa gęstsza, a kontrolowane przez Rosję republiki ludowe zapewniają bezpieczeństwo tyłom.” Nie można też żywić złudzeń, iż Putin zatrzyma marsz swoich wojsk, jeśli Rosjanom, uda się osiągnąć sukces i przełamać opór Ukrainy, i ogłosi o zakończeniu wojny. Ten scenariusz zdaniem Gressela, i z jego opinią trzeba się zgodzić, jest mało prawdopodobny. Rosja nie zrezygnowała ze swych celów maksimum, przeformułowała je, póki co w związku z niepowodzeniem na Północy, nie mówi o nich głośno, co nie znaczy, że zarzuciła tę myśl o zdobyciu Kijowa i zainstalowaniu tak przyjaznego rządu.

Znaczenie Kupiańska

Na marginesie warto zauważyć, że z wojskowego punktu widzenia o powodzeniu rosyjskiej ofensywy w Donbasie przesądzi najprawdopodobniej los niewielkiej miejscowości Kupiańsk położonej w linii prostej ok. 60 km na północny-wschód od Iziumu, gdzie Rosjanie zgromadzili znaczny potencjał uderzeniowy (wg. różnych szacunków ok. 25 tys. wojska). Kupiańsk jest ważnym punktem strategicznym, węzłem komunikacyjnym przez które biegnie trasa zaopatrzeniowa Rosjan z Biełgorodu. Ukraińcy atakują, walki trwają już w miejscowości Starovierovka, znajdującej się o 10 km od Kupiańska. Jeśli strona ukraińska przetnie rosyjskie kanały zaopatrzenia, to rosyjskie wojska „staną” i powtórzy się sytuacja z okolic Kijowa, zostaną one stopniowo zniszczone.

Jeśli zatem Rosja ma zamiar prowadzić wyniszczającą wojnę w stylu kampanii w Syrii, wojnę która nie skończy się szybko, to trzeba, apeluje Gressel wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Po pierwsze Ukraina nie przetrwa bez pomocy z Zachodu. Po drugie w dłuższej perspektywie nie może to być pomoc ograniczająca się wyłącznie do broni z postsowieckich arsenałów. Przede wszystkim dlatego, że jest ona przestarzała, na bieżąco, w związku z planami stopniowej z niej rezygnacji nie produkowano do niej amunicji i części zamiennych i jest jej, co oczywiste, ograniczona ilość. A to oznacza, że Kijów musi zacząć dostawać nowoczesne zachodnie systemy, a ukraińskie siły zbrojne, po to aby być w stanie ich używać już muszą zacząć się szkolić, bo taki proces nie trwa przecież kilka dni. To zaś, choć wprost tego Gressel, nie pisze oznacza, że gotowość Niemiec do sfinansowania dostaw sprzętu postsowieckiego na Ukrainę jest podejściem co najmniej spóźnionym, nieadekwatnym do sytuacji i zdecydowanie już niewystarczającym. Wreszcie Gressel pisze coś co jest oczywiste, choć jeszcze głośno się o tym w Europie nie mówi. Otóż w jego opinii „niechęć Francji i Niemiec do przyłączenia się do tego wysiłku (chodzi o dostawy broni dla Ukrainy – przyp. MB) będzie miała trwały negatywny wpływ na zaufanie w Europie i polityczną siłę obrony europejskiej, a także siłę europejskich sił zbrojnych. Ruch Finlandii i Szwecji w kierunku NATO jest wyraźnym sygnałem, że postrzegają one zapisy art. 42/7 traktatu UE jako niewystarczające; a wszelkie poważne ustalenia dotyczące bezpieczeństwa w Europie muszą obejmować Stany Zjednoczone.” Oznacza to, że projekty „europejskiej suwerenności strategicznej” której punktem oparcia miałoby być utworzenie wspólnych, europejskich sił zbrojnych, odchodzą właśnie do historii. W innym miejscu Gressel napisał, że „niechęć Francji i Niemiec” aby dozbrajać Ukrainę będzie miała negatywny wpływ na Unię Europejską. Trudno się z takim poglądem nie zgodzić obserwując z jednej strony wypowiedzi polityków z unijnych państw frontowych, z drugiej zaś zdystansowaną i nadmiernie jak się wydaje ostrożną postawę Berlina i Paryża. Mają oczywiście do tego prawo, ale w ramach sojuszniczej polityki bezpieczeństwa, a takim wielostronnym systemem jest przecież NATO, rządy państw frontowych będą musiały pamiętać o tym i wyciągać odpowiednie wnioski. Dzisiejsza niechęć Niemiec do wprowadzenia daleko idących sankcji wobec Rosji, otwarte działanie na rzecz opóźniania wejścia już przyjętych regulacji w życie, wpłynie, i już wpływa, co potwierdza ewolucja stanowiska Szwecji i Finlandii w sprawie członkostwa w NATO, na ocenę tego czy można polegać na wielostronnych systemach bezpieczeństwa których członkiem są Niemcy.

Temu zjawisku towarzyszy też opieszałość w wypłaceniu przez UE pomocy Polsce w związku z przyjęciem uchodźców z Ukrainy oraz nie zmieniająca się polityka w zakresie odblokowania Funduszu Odbudowy. Wydaje się, że jednym ze skutków wojny na Ukrainie będzie nie tylko kryzys europejskiego systemu bezpieczeństwa, który w oczywisty sposób przestał odpowiadać na rysujące się wyzwania, ale również kryzys Unii Europejskiej, programu integracyjnego, którego powodzenia miało dać narodom Europy bezpieczeństwo i gospodarczą prosperitę. W tym pierwszym obszarze możemy mówić o fiasku, drugi też jest poważnie zagrożony. Ta sytuacja spowoduje wewnątrzunijne napięcia, które przyspieszą zmiany. Kierunki ewolucji są, póki co, nieokreślone, jednak zostaną one wymuszone. Jeśli jednak europejskie elity będą blokowały zmiany, chcąc wrócić do polityki sprzed wojny, to ryzykują, że podziały i różnice zdań jeśli nie rozsadzą Unii, to zablokują jej sprawne funkcjonowanie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPomorskie. 394 520 osób zakażonych koronawirusem
Następny artykułNowy sprzęt na placu zabaw przy ulicy Ogrodowej