Po upływie pół roku “małej zwycięskiej wojenki” Kremlowscy Stratedzy stanęli przed wyborem dalszej drogi, która umożliwi im wygranie wojny z Ukrainą. W zasadzie do dyspozycji mają dwa warianty, z tym, iż drugi z nich może zostać znacznie rozszerzony.
Pierwszym wariantem jest dalsze kontynuowanie strategii “Operacji Specjalnej”, czyli toczenie wojny na Ukrainie przy wykorzystaniu wojsk zawodowych lub ochotniczych. Duża część z nich jest weteranami rozmaitych frontów, a co ważniejsze, ich los mało obchodzi większość Sovków, czyli elektoratu Putina. Rekrutują się głównie z nierosyjskich narodowości, a zresztą “chcącemu nie dzieje się krzywda”. Wszystko więc by grało, gdyby nie oczywisty wniosek wypływający z 6 miesięcy ciężkich walk, że jest to prosta droga do ciężkiej porażki.
Dostępna ilość ochotniczych żołnierzy zwyczajnie nie wystarcza dla przełamania twardej obrony Ukraińców coraz mocniej wspieranych przez sprzęt i logistykę Zachodu. W trakcie krwawych walk Rosjanie stracili co najmniej 80 tys. ludzi zabitych, ciężko rannych lub w niewoli, co gorsza, są to najbardziej cenni żołnierze, bardzo trudni do zastąpienia. Przykładowo 20 % wszystkich strat przypada na najbardziej elitarne oddziały powietrzno-desantowe, co je praktycznie wykrwawiło, zaś ich rolę musieli przejąć Wagnerowcy, następni w kolejce do “maszynki do mielenia mięsa “. Równocześnie straty w sprzęcie sięgające np. 50 % w nowoczesnych czołgach czy BWP grożą pozbawieniem możliwości ofensywnych Rosyjskiej Armii w krótkim czasie.
Oczywiście wszystkie poważne konflikty wymagają stałego uzupełniania ludzi i sprzętu, jednak wyraźnie już widać, że Rosja nie jest w stanie skutecznie zapewnić pokrycie wojennych strat. Co gorsza, dotyczy to właściwie wszystkich działów. Przykładowo nagle okazało się, że bez Zachodniej elektroniki nie można produkować ani nawet remontować nowoczesnych czołgów czy innego sprzętu, zaś dostawy z Chin, na które tak po cichu liczyła ekipa na Kremlu, okazały się mitem. Zarówno władze Chin, jak i prywatne koncerny wolą nie ryzykować ciężkich sankcji nałożonych przez swoich najważniejszych partnerów gospodarczych.
Niezależni eksperci oceniają, iż do końca roku Rosjanie znajda się w obliczu ciężkiego kryzysu zarówno w sile żywej, jak i dostawach sprzętu. Nawet pozornie bezdenne składnice amunicji okazały się tylko złudzeniem ! Miliony ton posowieckiej amunicji są już kompletnie bezużyteczne, ponieważ amunicja artyleryjska już po 10 latach składowania staje się niebezpieczna dla użytkownika, a co dopiero po 30 i to w skandalicznych warunkach. Masowe nawały ogniowe, tak groźne dla Ukraińców wyczerpują dostępne zapasy, zaś nieliczni producenci na pewno nie zdążą ich uzupełniać. Identyczna sytuacja dotyczy luf czołgowych i artyleryjskich, które należy wymieniać w rosyjskim sprzęcie już po 1-2 tys. wystrzałów, tymczasem zapasowych prawie nie ma, a ich produkcja odbywa się w jednym zakładzie. Również resursy silników do czołgów i innego ciężkiego sprzętu skończą się w ciągu najbliższych miesięcy… itd, itp.
W teju sytuacji, przy stałym wzroście dostaw zachodniej broni dla Ukrainy właściwie jedynym wygrywającym rozwiązaniem jest potężna ofensywa w krótkim czasie do nadejścia jesiennych roztopów, dopóki sprzęt jest dostępny. Jednak oczywiste jest, że obecna ilość wojska na froncie nie zapewni sukcesu, dlatego trzeba ją RADYKALNIE powiększyć. Inaczej mówiąc, władza na Kremlu musi ogłosić stan wojenny i przeprowadzić masową mobilizację, aby ściągnąć nawet milion nowych żołnierzy. Problem jednak polega na tym, że jest to znacznie łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Od początku zaczynają się strome schody … praktycznie wszyscy poborowi będą wymagać krótszego lub dłuższego szkolenia, szczególnie wszyscy specjaliści obsługujący nowoczesny i skomplikowany sprzęt. Czas ludzkich fal z “kałachami” nacierających z okrzykiem -Hura ! już dawno pozostał w przeszłości. Równie ważne będzie totalne przeciążenie logistyki i zaopatrzenia dla setek tys. nowych żołnierzy, już teraz ledwie nadążających z dostawami. Na dokładkę mobilizacja nie zwiększy ilości dostępnego sprzętu i broni, którego trzeba będzie zastąpić ludźmi.
Dla władzy oraz rosyjskiego społeczeństwa nastąpi zupełnie nowy etap, gdy nagle tłumy dotychczas bezpiecznych mieszkańców wielkich miast trafią na front, niedouczeni, pozbawieni wystarczających dostaw jedzenia, broni i amunicji, jak również umundurowania i środków do życia w warunkach nadchodzącej jesieni a potem zimy. Historyczne przykłady pokazują, jak ryzykowne dla każdej władzy, pozornie nawet popieranej wcześniej jest podobne przedsięwzięcie. Co prawda Putin zmobilizował nawet do 0,5 mln wojsk wewnętrznych do pilnowania “owieczek”, ale warunkach coraz gorszego kryzysu i klęsk wojennych lojalność Siłowników może pęknąć równie łatwo, jak wspierających Janukowycza podczas Majdanu.
Co prawda był przypadek, gdy Wódz masowym terrorem wspieranym totalną propagandą zmobilizował cały Naród do zwycięstwa, ale ani Putin nie jest Stalinem, ani napadnięci Ukraińcy hitlerowskimi Niemcami. Nie przeczę, że pokusa podobnego siłowego rozwiązania może być dla Kremlowskich Czekistów bardzo pociągająca, pozostaje pytanie, czy potrafią zdecydować się na taki ryzykowny krok i go zrealizować wbrew wszelkim trudnościom. Kilka najbliższych miesięcy Nam to pokaże.
Ps. Zaczęła się tak długo obiecywana ofensywa Ukraińców, jeśli odniesie sukces, może znacznie przyspieszyć decyzję spanikowanego Carka o mobilizacji. Krótko mówiąc, będzie coraz ciekawiej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS