A A+ A++

Mateusza Matyszkowicza, od niedawna prezesa TVP, musiałem zapewne poznać ok. roku 2008. Nie pamiętam zupełnie, kiedy to mogło się stać dokładnie i w jakich okolicznościach. Na pewno niedługo po tym, gdy sam dołączyłem do redakcji kwartalnika „Christianitas” Pawła Milcarka, a Mateusz związał się z wydawaną przez Dariusza Karłowicza, Marka Cichockiego i Dariusza Gawina „Teologią Polityczną”. Bez wątpienia stało się to przed rokiem 2010 i katastrofą smoleńską. W tamtych czasach my, wówczas redaktorzy młodszego pokolenia, piszący i pracujący w zajmujących się intelektualną problematyką niszowych czasopismach (można tu wymienić inne jeszcze tytuły, jak np. krakowskie „Pressje” czy ówczesny „Znak”, ale nie tylko), praktycznie wszyscy się znaliśmy. Najpierw z tekstów, z czasem z widzenia lub debat, na których się spotykaliśmy, potem nieraz po prostu się kolegowaliśmy i współpracowaliśmy przy różnych projektach.

W tamtym czasie międzyśrodowiskowe dyskusje nie trwały jeszcze na Facebooku (który dziś jest już przebrzmiałą pokoleniowo platformą). Podobnie czasy świetności Twittera miały jeszcze nadejść. Pisało się i komentowało na pierwszej odsłonie, wówczas blogowego, portalu Salon24.pl, który założył Igor Janke, dziś autor podcastu „Układ otwarty”. Był to moment, gdy grube papierowe periodyki wydawane przez inteligencję jeszcze przez chwilę miały znaczenie w debacie publicznej, ale już rodziła się nowa rzeczywistość mediów społecznościowych, która całkowicie zmieniła sposób obiegu opinii i przetasowała środowiska. Mówiąc żartobliwie – poznaliśmy się z Mateuszem Matyszkowiczem w „dawnych czasach”, a jeśli nie tak dawnych, to przynajmniej „innych”. Wtedy też, jak sądzę, dojrzała w Mateuszu determinacja, która doprowadziła do dzisiaj sprawowanej funkcji.

Pokolenie szklanego sufitu

Pamiętam pewną rozmowę, którą odbyliśmy w okresie naszych najintensywniejszych kontaktów, gdy obaj działaliśmy na pokładzie kwartalnika „Fronda”. Mateusz mówił wtedy, że jego marzeniem jest móc żyć z pisania. Sądzę, że było to marzenie wielu ludzi w naszym kręgu. Pisać rzeczy, które nie są pozbawione sensu, które dla nas samych są sensowne, i móc jednocześnie normalnie funkcjonować, nie być wyrobnikiem w korporacji, trybikiem w maszynie. Część naszego pokolenia miała takie marzenia. Dzisiejszy prezes TVP zakończył w tamtym czasie swoją zawodową przygodę z pewną korporacją i – jak mi się zdawało – był mocno przekonany, że marzenia są ważne. Wątki z tej rozmowy, odnoszące się do sytuacji społecznej młodszego pokolenia prawicowych inteligentów, okazały się w myśleniu Mateusza Matyszkowicza trwałe. Można je znaleźć choćby w napisanym nieco później, bo w 2013 r., razem z Samuelem Pereirą, tekście „Do Braci Lemingów”. „Lemingi przyjechały do wielkiego miasta spełnić swój sen, a spotkały rozczarowanie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPraca Gabriela Szyrszenia w Muzeum Narodowym (zdjęcia)
Następny artykułZ ADHD się nie wyrasta. Czasami elementy układanki zaczynają się łączyć dopiero po latach