Zastrzegają, że to protest pokojowy i z góry przepraszają za utrudnienia, ale jak mówią – strajkują dla nas wszystkich – kilkuset rolników z powiatu lubińskiego oraz ościennych miejscowości wyjechało dziś na drogi, w ten sposób przyłączając się do protestu trwającego w całym kraju.
Na teren wokół giełdy zjechało dziś kilkuset rolników z powiatu lubińskiego, legnickiego, a nawet z Leszna. Zorganizowali protest, bo jak mówią – mają już dość, że ich magazyny pełne są zboża, że nie mają pieniędzy, by rozpocząć wiosnę w polu, tymczasem do Polski wciąż zwożone są towary z Ukrainy. I to dużo gorszej jakości. Nie zgadzają się też, by 10 procent ich ziemi pozostawał nieuprawiany. Podają przykłady dewelopera, który zbuduje 10 domów, a później usłyszy – ten jeden ma stać pusty i niszczeć…. Nie wolno go sprzedać ani wynająć. Takich absurdów jest dużo więcej.
– Nasz region to nie tylko KGHM, my, rolnicy, też jesteśmy tutaj liczną grupą – podkreśla Paweł Mańczak z lubińskiego oddziału Dolnośląskiej Izby Rolniczej. – Jesteśmy dziś tutaj, by pokazać mieszkańcom naszego regionu, o co walczą rolnicy w całym kraju. My nie walczymy o podniesienie wynagrodzeń, my po prostu tych wynagrodzeń na tę chwilę nie mamy wcale nie mamy wynagrodzeń. Walczymy o przetrwanie, o utrzymanie rodzinnych gospodarstw, nasze ojcowizny. Koszty produkcji przewyższają kwoty, za jakie sprzedajemy nasze produkty. Rozumiemy Covid, rozumiemy wojnę w Ukrainie. Ale dziś nie widzimy dla siebie żadnego światełka w tunelu – podkreśla.
Rolnicy swoje żale kierują głównie w stronę Unii Europejskiej. Apelują też do nowego rządu, który – jak przyznają – zaczyna z nimi rozmawiać. – Wcześniej rolników wszędzie pomijano, teraz coś zaczyna się dziać. Chcemy jednak zaapelować do rządzących, żeby nie myśleli, że przyjdzie wiosna i rolnicy rozjadą się do prac polowych: otóż znajdziemy czas, jeśli trzeba będzie dalej protestować – zapewnia Mańczak.
– Dziś jesteśmy w desperacji z pełnymi magazynami w swoich gospodarstwach. Musimy ostro zaprotestować, bo widzimy, że rząd podchodzi do nas jak pies do jeża. Nie rozjedziemy się w pole: jeśli władza nie zacznie nas słuchać, nasza determinacja będzie jeszcze większa. Hasła „Polityka brukselska zabija polskiego rolnika” dziś idą jeszcze dalej – ta polityka zabije całe nasze społeczeństwo. Polski rolnik produkuje zdrową żywność, która leży w magazynach, tymczasem na nasz rynek ze wschodu płyną produkty, które stopniowo będą nas zatruwać. Chcą nas karmić robakami, a zlikwidować zdrową, polską żywność. Jeśli coś robimy źle, to powiedzcie nam co, chcemy się szkolić, doskonalić. Ale nie odbierajcie nam tego, co nasze i nie wprowadzajcie zmian na siłę – podkreśla Roman Pastuch, przewodniczący Dolnośląskiej Izby Rolniczej z powiatu lubińskiego.
Protestujących wspierał dziś członek zarządu powiatu lubińskiego, Władysław Siwak, który sam jest rolnikiem.
– Mam w gminie Ścinawa gospodarstwo po ojcu. 15 hektarów ojcowizny, którą uprawiam, bo lubię tę pracę. I zawsze był z tego jakiś dochód. Dwa lata temu tona zboża kosztowała 1460 zł. I wtedy dla rolnika to był jakiś zysk, jeszcze się opłacało – przyznaje Władysław Siwak. – Dziś sytuacja tych dużych rolników wygląda tak: koszty paliwowe, nowy sprzęt, wysokie ceny nawozów, przy ogromnym spadku ceny zboża. Nic dziwnego, że rolnicy powiedzieli dość i wyjechali na ulice. Co gorsze, Ukraina nie jest świadoma tych protestów u nas. Wiem, bo mam tam rodzinę, często jeżdżę tam jako przewodnik. 4 mln hektarów ukraińskich ziem należy do 14 osób z europejskiej świty, oni robią teraz biznes w całej Europie, wykorzystując ukraińską tanią siłę roboczą, a cierpią na tym rodzime biznesy. Celowo zasypują nasz rynek, żeby nas zdestabilizować – dodaje.
Protest rolników w Lubinie, a tym samym utrudnienia na ulicach miasta, mają potrwać do godziny 14.00.
Fot. BM
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS