A A+ A++

Najgorsze jest to, że nie da się przewidzieć, w którą stronę roje szarańczy polecą i jak bardzo się rozmnożą. Redukcja ich liczebności nie jest sprawą prostą. Wymaga oczywiście pieniędzy, ale nie tylko one są problemem. Niektóre z zagrożonych obszarów są objęte wojną, a to uniemożliwia jakiekolwiek kompleksowe działanie.

Miliardy

Afrykańska roślinność została zaatakowana przez szarańczę pustynną. To jeden z gatunków owadów zaliczanych do prostoskrzydłych, czyli do tej samej grupy co spotykane na naszych łąkach pasikoniki. Dlatego wygląd owadów nie powinien być nam obcy. Choć oczywiście osobniki szarańczy są znacznie większe niż nasze koniki polne. Jest jeszcze coś. W odróżnieniu od niegroźnego bywalca naszych łąk szarańcza pustynna przybiera inne barwy. Zazwyczaj jest brązowa z charakterystycznymi żółtymi plamami. Ekstrawaganckie kolory tego 6-centymetrowego owada świetnie pasują do jego natury. Można ją opisać słowami: błyskawiczne sianie spustoszenia.

Straty wynikające z aktywności szarańczy pustynnej można prosto oszacować. Należące do tego gatunku owady potrafią zjeść każdego dnia pokarm, który jest równy masie ich ciała, czyli około 2 gramów. Owad migruje w rojach liczących średnio 150 mln sztuk (choć zdarzają się i takie, których liczebność szacuje się na kilkadziesiąt miliardów osobników). Z prostego rachunku wynika, że nawet niewielkie roje są w stanie w ciągu jednego dnia skonsumować tyle pożywienia, ile wystarczyłoby do wykarmienia 100–200 tys. osób. Tegoroczne roje są jednak nie tylko większe niż zwykle, ale jest ich też więcej. Jeden z liczniejszych rojów zaobserwowanych w Kenii rozciągał się na długości 60 km i miał szerokość około 40 km. Całkowita liczba owadów w tym kraju szacowana jest na więcej niż 100 mld osobników. Oznacza to, że dziennie mogą odebrać pokarm populacji równej populacji całej Kenii.

Szarańcza na terenach zachodniej Afryki, Bliskiego Wschodu i Indii nie jest niczym nienaturalnym, natomiast skala zjawiska w tym roku jest bezprecedensowa. Według naukowców wzrost liczebności owadów związany jest z postępującymi zmianami klimatycznymi, które przyczyniają się do powstawania anomalii pogodowych. Naukowcy wskazują, że plaga owadów może być związana ze zjawiskiem zwanym Dipolem Oceanu Indyjskiego, znanym również jako indyjskie El Niño. Zjawisko występuje w równikowej części tego akwenu i jest związane z różnicą temperatur powierzchni morza między dwoma jego krańcami. Po zachodniej jego części wody są cieplejsze niż po wschodniej. Taki rozkład temperatur zawdzięczamy po pierwsze silnym wiatrom, które popchnęły ciepłe wody w kierunku wschodniej Afryki, po drugie zjawisku upwellingu. Tym anglojęzycznym terminem nazywany jest prąd morski, który wynosi ku górze zimne wody głębinowe. W tym przypadku dzieje się to w rejonach zachodniej Indonezji.

Nie tylko pieniądze

Ocieplające się wody były przyczyną większej liczby tropikalnych cyklonów. Te z kolei stają się przyczyną opadów deszczu i wyższych temperatur. Wybujała dzięki nim roślinność na zwykle ubogich w deszcz rejonach Jemenu, Arabii Saudyjskiej czy Omanu stała się miejscem idealnego rozwoju szkodnika. Owady w ogromne roje zbijają się dopiero wraz z rozpoczęciem pory deszczowej, wcześniej prowadzą samotny tryb życia. Gdy spełnione są optymalne warunki, dojrzewanie owadów trwa do czterech tygodni. W tym roku warunki były wyjątkowo korzystne, w efekcie populacja szarańczy pustynnej w ciągu kilku zaledwie miesięcy wzrosła o 400 procent. Gdyby nadeszła susza, ich liczba zostałaby najprawdopodobniej zredukowana. Może nawet całkowicie. Jednak kolejny cyklon, który nadszedł po 6 miesiącach, podniósł liczebność owada 8000 razy. Szkodniki zaatakowały Somalię i Etiopię, gdzie nie notowano takiego ataku szarańczy od 25 lat. Efektem kolejnego cyklonu i ponadnormalnego wzrostu było dotarcie plagi do Kenii. Ostatnio na tych terenach takie rozmiary osiągnęła ona 70 lat temu. Wtedy kraj głodował przez rok. Ponieważ zapowiadane są kolejne deszcze, liczba owadów do czerwca może się zwiększyć nawet 500-krotnie. Zapowiada to powtórkę z historii. Brak odpowiednich działań może skutkować głodem 30 mln ludzi.

Organizacja Narodów Zjednoczonych oszacowała, że powstrzymanie inwazji szarańczy (tak aby ta nie rozprzestrzeniła się poza Somalię, Erytreę, Etiopię i Dżibuti) wymaga 76 mln dolarów. Do tej pory zebrano 25 proc. tej sumy. Bez wsparcia międzynarodowego kraje takie jak Kenia zdane są na tradycyjne metody walki z owadami, czyli palenie ognisk czy odstraszanie owadów przez strzelających rolników. Próbuje się wprowadzać nowe rozwiązania, jak np. system ostrzegania poprzez wiadomości SMS wysłane przez obserwujących wzgórza ochotników, jednak przy takiej pladze te metody są kompletnie nieskuteczne. Eksperci przekonują, że jedynym racjonalnym sposobem walki z owadami są opryski pestycydami. Taka akcja powinna zostać przeprowadzona, zanim spadnie kolejna fala deszczów. Brakuje jednak funduszy na jej przeprowadzenie. Kenia ma do dyspozycji 5 niewielkich samolotów rolniczych, Etiopia tylko 2. Sama akcja deinsektyzacji jest również utrudniona, nie tylko ze względu na brak odpowiedniego sprzętu czy nawet środków chemicznych. Opryski powinno się przeprowadzać rano, ponieważ szarańcza jest wtedy na ziemi. Poranki są jednak deszczowe, co zasadniczo obniża skuteczność metod chemicznych. Ponadto część z dotkniętych plagą terenów Somalii kontrolowana jest przez terrorystyczną grupę al-Shabab, która jest powiązana z Al-Kaidą. Ich obecność na tych terenach może utrudniać działania z powietrza.

30 krajów

Owady nie uznają granic administracyjnych i przekraczają je bez problemu. Przemieszczają się nawet 200 km dziennie. Mimo prób przeciwdziałania, niestety, na razie pustoszą środowisko szybciej niż człowiek jest w stanie zareagować. Szacuje się, że mogą dotrzeć nawet do 30 różnych krajów. Po Somalii, Etiopii i Kenii rój w ostatni weekend przemieścił się już do Ugandy oraz Tanzanii Północnej. Kolejne roje pojawiają się w Jemenie, gdzie pracujący specjaliści opryskują wybrzeża Morza Czerwonego. Mniejsze roje widziano także w Sudanie. Z dużym prawdopodobieństwem przemieszczające się owady dotrą również do sąsiadującego z nim Sudanu Południowego. Zagrożone są także tereny Izraela i Jordanii. Na początku tygodnia chmara owadów pojawiła się również w Arabii Saudyjskiej. Z plagą walczą między innymi w Wielkim Meczecie w Mekce, gdzie również używa się chemikaliów do walki z owadami. Pojawiają się też doniesienia o rojach szarańczy w południowo-zachodniej Azji. Widziano je w Pakistanie oraz wzdłuż wybrzeży Iranu. Jeśli plaga nie zostanie opanowana, katastrofa humanitarna obejmie znaczny obszar, a rok 2020 będzie można nazwać rokiem szarańczy.•

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJak “Oaza” radzi sobie z zarządzaniem schroniska dla bezdomnych zwierząt?
Następny artykułPolicjanci udzielą informacji i pomocy