Papierowe premiery, niespełnione zapowiedzi, chaos w łańcuchach dostaw, awarie i raz jeszcze papierowe premiery, a mimo wszystko rekordowe wyniki wielu producentów. Dziwny był ten 2020.
Jasne, pandemia COVID-19 zamyka ludzi w domach i zatrzymuje fabryki. Produkcja idzie sinusoidalnie. Zresztą, podobnie jak dystrybucja i sprzedaż. Pustki w centrach logistycznych zmieniają się w kolejki i tak w kółko. Słowem, rządzi chaos.
Statystycznego konsumenta zaplecze jednakowoż nie interesuje, bo też nie ma powodu interesować. Skupia się on na produkcie, który chce posiąść. Być może nawet bardziej niż zazwyczaj, skoro sytuacja epidemiczna zmusza nas do siedzenia w domach, a elektronika staje się jedynym pewnym oknem na świat, służąc zarówno pracy, jak i rozrywce.
Niestety, widać jak na dłoni, że producenci na razie pandemicznego egzaminu nie zdają, czy to pod względem zaspokojenia podaży czy dostosowania oferty do aktualnej sytuacji.
Nowy_superhit.jpg
Gdyby spojrzeć wyłącznie na kalendarz premier, to mamy istny róg obfitości. Nowe konsole do gier, druga generacja GeForce’ów RTX, powrót AMD do pierwszej ligi kart graficznych, procesory Zen 3, zmiana modelu programowego Maców i tak dalej. Problem w tym, że większość tego sprzętu możemy sobie co najwyżej pooglądać na zdjęciach, bo stany magazynowe są do tego stopnia żenujące, iż sprzedawcy wystawy muszą realizować atrapami.
Choć papierowe premiery dla branży technologicznej nie są niczym nowym, to jednak w roku 2020 osiągnęły swoiste apogeum: więcej towarów nie było, niż było. Niech za obrazowy przykład posłuży, że z maili do redakcji znikły pytania o konkretne modele kart, zastąpione przez ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. I raczej rzadko zdarzyło się cokolwiek zobaczyć.
Swoje dołożyły sklepy, które raz po raz wykazywały, że etykę to mają, ale w głębokim poważaniu. Za zbieranie preorderów bez potwierdzonej dostawy – medal z kartofla cebuli.
Jak już wyszło, to nie wyszło
Co jest obrazową prezentacją 2020, to fakt, że nawet jak już coś udało się na rynek dostarczyć w satysfakcjonującym nakładzie, to musi być z tym związana jakaś wtopa. Mimo iż na iPhone’y 12 musieliśmy czekać aż do października, Apple nie zdążył zapewnić dobrej alternatywy dla Face ID, przystosowanej do ery twarzy ukrytych pod maseczkami. Zapoczątkował tymczasem kontrowersyjną modę na brak ładowarki w zestawie, którą pomalutku podłapuje konkurencja.
Idąc tropem sprzętowym, popisał się też m.in. Samsung, i to na dwóch różnych płaszczyznach. Jako podwykonawca nie potrafił zapewnić Nvidii stosownej porcji chipów, co jest de facto główną przyczyną problemów z dostępnością kart RTX 30. Jako producent natomiast długo męczył się z autofokusem Galaxy S20 Ultra i zaserwował plastikowego Note’a 20.
Nawet ukochane przez wielu Xiaomi nie ustrzegło się wpadki. Po tym, jak ktoś w zarządzie wymyślił, że wizerunek marki o korzystnym stosunku możliwości do ceny jest niewystarczający i trzeba depnąć gaz. Tak depnęli, że flagowy Mi 10 wyleciał z dystrybucji w Czechach.
Microsoft miał w wielkim stylu rozpocząć produkcję smartfonów z Androidem, ale jego Surface Duo okazał się niezgrabnym frankensteinem, ze spóźnioną o jakiś rok specyfikacją i licznymi problemami natury konstrukcyjnej. Ciężko wskazać tym samym choćby jeden hit produktowy.
Nie tylko hardware
Również oprogramowanie i usługi to festiwal wpadek. Okrzyknięty jeszcze przed premierą mianem gry roku, “Cyberpunk 2077” wyszedł w skandalicznie niedopracowanym stanie, a PlayStation 5 i Xbox Series X|S wyszły niemalże bez gier.
Finansowana przez Hollywood platforma strumieniowania Quibi, która miała zrewolucjonizować oglądanie filmów i seriali w podróży poprzez emisję 10-minutowych odcinków, rozpoczęła i zakończyła działalność na przełomie trzech kwartałów. A sama izolacja jak na dłoni wykazała, że infrastruktury serwerowe największych firm wymagają troski.
Tak w skali makro, gdy regularnie posłuszeństwa odmawiały komunikatory jak Teams czy Zoom, jak i mikro. Ot, przypomnijmy sobie legendarne już testy mBanku na produkcji. Dalej – jedna z największych awarii Google’a w historii, afera na Twitterze po serii ataków na konta celebrytów czy przepychanki Apple’a z Epic Games, które doprowadziły do zniknięcia “Fortnite” z systemu iOS. Choć to ostatnie to już bardziej polityka.
W czasach absurdu
Bądź co bądź, w zawirowaniach roku 2020 najbardziej znamienne są nie same klopsy poszczególnych firm, lecz konsekwencje, a właściwie ich brak. Jeśli spojrzymy na raporty finansowe wymienianych spółek, to wychodzi na jaw, że utrzymują przychody znacznie powyżej mediany z pięciu ostatnich lat. Taka Nvidia bądź AMD biją wręcz historyczne rekordy.
Potwierdzają to dane analityczne niezależnych agencji, w tym m.in. Jon Peddie, Counterpoint czy IDC, gdzie czytamy o kilkunastoprocentowych wzrostach w każdym sektorze branży.
To z kolei prowadzi do ponurego wniosku: rynek A.D. 2020 udowodnił potentatom, że o ile tylko sprzyja im koniunktura, mogą pozwolić sobie na naprawdę dużą dawkę rozprężenia. Konsument, uzależniony od technologii potrzebą chwili, przestaje myśleć w kategoriach zdroworozsądkowych, a zaczyna nad nim dominować nieskrępowana chęć posiadania. W przypadku usług sytuacja jest nawet trudniejsza, bo często po prostu nie ma dla nich alternatywy.
Pozostaje łudzić się, że mamy do czynienia z wypadkami przy pracy, wynikającymi z zaskakującego scenariusza. I nikomu ta bezkarność nie wejdzie w krew, bo wierzcie mi lub nie, ale za kolejnych 12 mies. wolałbym pisać o przełomowych nowościach, a nie ogólnym bałaganie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS