W czerwcu przez ponad godzinę wine tastingu w jednym z warszawskich hoteli udowadniał tę tezę podczas pieczołowicie zaplanowanego one-man show z kieliszkami w roli głównej. Robił to tak przekonująco, że nawet pozbawiony „nosa” do wina laik mógł mieć wrażenie, że poczuł, o co mu chodzi.
Georg Josef Riedel nie tylko zautomatyzował produkcję kieliszków o standardach sommelierskich. Rozwinął też eksport i z pomocą syna, Maximiliana, stworzył nowe silne amerykańskie ramię swojej firmy.
Fot.: Materiały prasowe
– Kieliszek może zniszczyć doznania związane z winem – wykładał z nerwem Riedel, dodając, że dobrze dobrany kształt czaszy na etapie testowania aromatu wina zaprezentuje wszystko, co ma ono do zaoferowania – z wyjątkiem alkoholu, który nigdy nie powinien grać pierwszych skrzypiec.
To dlatego do różnego rodzaju szczepów win producenci kieliszków dziś proponują różne ich kształty. Te do rieslinga są wyższe i węższe niż kieliszki do chardonnay, a kieliszek do caberneta i merlota jest z kolei większy i bardziej wydłużony niż ten do pinot noir. Choć dla laika oba wyglądają bardzo podobnie.
– Kiedy opracowujemy kieliszek, który ma jak najlepiej wydobywać z wina jego zapach i smak, robimy to metodą prób i błędów. Ustawiamy w jednej linii kieliszki o podobnych kształtach: wyższe, niższe, szersze, węższe, a potem wielokrotnie wąchamy i smakujemy z nich wino. Ostateczną decyzję o tym, czy produkujemy jakiś model czy nie, podejmuję ja, ale wcześniej zawsze słucham naszych ekspertów – mówi Maximilian Riedel.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS