Mała wieś Gaiki, położona niedaleko Głogowa w województwie dolnośląskim, stała się centrum zainteresowania całej Polski. Wszystko za sprawą szokującego odkrycia, które wstrząsnęło lokalną społecznością. Mateusz J., 35-letni mieszkaniec wsi, znany jako miejscowy „dziwak” i samotnik, został oskarżony o przetrzymywanie 30-letniej kobiety w nieludzkich warunkach przez cztery lata.
Jak mogło dojść do tego, że przez tyle czasu nikt z sąsiadów, a nawet rodzice mężczyzny, nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje?
Koszmar Małgorzaty: Cztery lata piekła w komórce
Sprawa ujrzała światło dzienne 27 sierpnia 2024 roku, kiedy to 30-letnia Małgorzata trafiła do szpitala z wybitym barkiem. Tam zdecydowała się przerwać milczenie i opowiedzieć śledczym o koszmarze, który przeżywała przez ostatnie cztery lata. Kobieta była przetrzymywana w małej, kamiennej komórce na posesji Mateusza J., zaledwie kilka metrów od domu, w którym mieszkał ze swoimi rodzicami.
Przez cały ten czas Małgorzatę bito, głodzono, duszono oraz także gwałcono. Żyła w skrajnie trudnych warunkach, bez dostępu do bieżącej wody, prądu, toalety czy środków higienicznych. Mężczyzna został natychmiast zatrzymany i postawiono mu zarzut znęcania się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu do 25 lat więzienia.
„To dobry chłopak” — zapewniają rodzice oskarżonego
Rodzice Mateusza J., którzy również zamieszkiwali tę samą posesję, twierdzą, że nic nie wiedzieli o dramacie rozgrywającym się tuż obok nich. „To dobry chłopak” — powiedzieli w rozmowie z dziennikarką „Gazety Wyborczej”. Opisują swojego syna jako skrytego, ale uczynnego i pracowitego mężczyznę, który zawsze dbał o dom, trawnik, a także troszczył się o chorego ojca.
Mateusz J. mieszkał z rodzicami, jednak jego relacje z nimi wydawały się napięte. Matka mężczyzny przyznała, że zdarzało jej się upominać syna, by znalazł sobie kogoś, a nie przynosił do domu przypadkowych kobiet. Czy mogło to być motywem przetrzymywania Małgorzaty? Rodzice zapewniają, że nigdy nie słyszeli ani nie widzieli niczego podejrzanego. „Naprawdę nic nawet nie słyszeliśmy i nigdy nie widzieliśmy tej dziewczyny” — dodają.
Szok i niedowierzanie wśród mieszkańców Gaik
Mieszkańcy wsi Gaiki są zszokowani odkryciem. Mateusz J. uchodził wśród nich za dziwaka. Stronił od ludzi, ale nikt nie przypuszczał, że mógłby być zdolny do tak przerażających czynów. „Znam go od wielu lat. Był odludkiem, z nikim nie kolegował się ze wsi” — mówi jedna z mieszkanek.
Niepokój wzbudzały jego nocne spacery z latarką po lesie, który zaczyna się zaraz za jego domem. Teraz te zachowania wydają się jeszcze bardziej osobliwe. Mieszkańcy zastanawiają się, czy podczas tych spacerów sprawdzał, czy nikt go nie podejrzewa, czy może wtedy wyprowadzał swoją ofiarę.
Śledztwo w tej sprawie trwa, a mieszkańcy Gaik jak i również i cała Polska czekają na dalsze informacje. Sprawa Mateusza J. rzuca cień na małą społeczność, w której wszyscy znali się od lat. Jak to możliwe, że przez cztery lata nikt nie dostrzegł ani nie usłyszał niczego. Niczego, co mogłoby sugerować, że w komórce na posesji dzieje się coś strasznego?
Przypadek Małgorzaty pokazuje, jak łatwo w małych społecznościach mogą zostać zignorowane sygnały, które mogłyby wskazywać na przemoc jak i też okrucieństwo. Warto zadać sobie pytanie, czy można było temu zapobiec i jak podobnym sytuacjom zapobiegać w przyszłości.
Źródło: , Gazeta Wyborcza
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS