Sportowcy często leżą na kozetce, płaczą, łącząc się ze mną na Skype. Próbują znaleźć siłę do dalszego działania. Fala uderzeniowa wyzwań psychologicznych w polskim sporcie jest przed nami – mówi Jakub B. Bączek, trener mentalny topowych zawodników.
Maciej Piasecki 11 Stycznia 2021, 08:00
Maciej Piasecki, WP SportoweFakty: Sport przetrwa w 2021 roku?
Jakub B. Bączek, trener mentalny: Potrzebujemy bohaterów, z którymi chcemy się utożsamiać. I to obecnie nawet bardziej niż wcześniej, przed okresem COVID-19. Aż tak wielu powodów do dumy duża grupa Polaków nie ma. Biznes? Polityka? Pozytywnych przykładów znajdziemy niewiele. Natomiast kiedy wygrywa Iga Świątek, Robert Lewandowski zostaje najlepszym piłkarzem świata, a siatkarze sięgają po złoto globu rodzi się w nas na nowo ułańska fantazja. Patrząc na to tak oddolnie, sport musi wrócić na zbliżone miejsce, podobne do 2019 roku. Jest bowiem popyt na sportową rywalizację. Choć nie ma już gladiatorów i wypraw krzyżowych, ludzie nadal chcą chleba i igrzysk.
A jak mentalnie mają się sportowcy po roku w rzeczywistości COVID-19?
Wielu robi dobrą minę do złej gry. Rozgrywają zawody, rzucają do kosza, strzelają gole… Z punktu widzenia telewizora wygląda to super. Ja to znam z trochę innej perspektywy. Sportowcy, z którymi współpracuję, często leżą na kozetce lub zwyczajnie płaczą, łącząc się ze mną na Skype. Próbują zebrać się w sobie, znaleźć siłę do dalszego działania. Uważam, że ta fala uderzeniowa wyzwań psychologicznych w polskim sporcie jest ciągle przed nami. Dodatkowy czynnik, który może ją spotęgować, to coraz częstsze głosy dotyczące tegorocznych igrzysk w Tokio. Istnieje prawdopodobieństwo, że po prostu mogą się nie odbyć. Takie opinie słyszę nie od kibiców, a od wysoko postawionych osób, które w sporcie są znacznie głębiej niż ja. Mowa o działaczach, politykach, znanych sportowcach. Niektórzy w 2019 i na początku 2020 roku czuli szansę na olimpijski medal. Decyzja o odwołaniu najważniejszej imprezy w karierze to będzie poważny cios. Dla wielu z nich niepojechanie na igrzyska w Tokio może oznaczać, że już nigdy nie wezmą udziału w olimpijskiej imprezie. Świadomość, że nie masz na to żadnego wpływu, jesteś pozbawiony kontroli, jest mocno obciążająca. Zwłaszcza jeśli całe życie ciężko harowałeś, żeby wywalczyć medal na igrzyskach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponujące umiejętności Piotra Liska. Jest rewelacyjny
Jak zatem zapobiegać? Banalne “będzie dobrze” można schować głęboko do szafy.
Słynne metody amerykańskich mówców motywacyjnych pokroju: Jesteś zwycięzcą, skacz i krzycz do lustra, że możesz więcej… po prostu nie działają. One mają przełożenie tylko na chwilę. Unikam takich metod. Bardziej skuteczne są wizualizacja czy trening wyobrażeniowy – kiedy wyobrażamy sobie świat z kryzysami i co moglibyśmy w danej sytuacji zrobić. Historia niedawna… Skoczek narciarski, który nie wie, czy będzie skakał, czy nie. A na horyzoncie bardzo ważny konkurs. Problem w tym, że stracił kontrolę nad sytuacją, będąc uzależnionym od wyniku testu na COVID-19. Ta niepewność mocno frustruje.
Co wtedy?
Połóż się, zamknij oczy. Skup się na oddechu, trochę rozluźnij ramiona i nogi. Wyobraź sobie, że jutro otrzymujesz test pozytywny, masz COVID. I ja zaczynam wtedy rozmawiać z klientem, wyobrażamy sobie scenariusze:
– No i co, zostajesz w hotelu?
– Tak, zostaję.
– Przynoszą ci jedzenie do pokoju. Później dzwonią dziennikarze…
– Dziennikarze dzwonią zapytać, jak się czuję z tym, że nie będę mógł dzisiaj skakać. Odpowiadam im, trochę nawet żartując, bo co innego pozostało?
– Co jeszcze sobie wyobrażasz?
– Żona się nawet trochę cieszy.
– A dlaczego?
– Bo ona się cieszy, kiedy nie skaczę. Bo boi się o moje zdrowie podczas skoków.
Nagle powstaje zupełnie inna narracja w głowie. Wcale nie tak dramatyczna, jak zakładaliśmy, kiedy byliśmy zestresowani samym faktem niepomyślnego rozwiązania sytuacji. Bardzo często okazuje się, że taki trening wyobrażeniowy pozwala sportowcowi zupełnie inaczej podejść do problemu. A niezależnie od tego, jaki wynik testu na COVID-19 by się pojawił, życie trwa dalej. Oczywiście to nie zawsze działa, ale na pewno jest dużo skuteczniejsze od płytkich metod spod znaku naciąganego hurraoptymizmu.
Zgodzimy się jednak, że jest Polak, który niezależnie od czasów i ludzi dookoła z roku na rok zdobywa coraz więcej. To Robert Lewandowski.
Nazwisko Roberta Lewandowskiego jest gwarancją jakości. Determinacji, motywacji, dietetyki, ambicji, dbania o sen, o kości, o suplementację i oczywiście o trening mentalny. Jest wyznacznikiem trendów. Otwarty na nowości i mentoring z zewnątrz. A to wcale nie jest takie oczywiste u wybitnych sportowców. Robert cały czas poszukuje też kolejnego, nawet półprocentowego obszaru, gdzie można zrobić coś lepiej. Psychika Lewandowskiego jest bardzo podobna do psychiki Michaela Jordana. Pamiętam, jak studiowałem rys osobowościowy Jordana. Ta jego determinacja, niektórzy nazywają ją wręcz obsesją, doprowadziła go na szczyt. Teraz możemy to obserwować u Roberta.
Współpracowaliście z Robertem?
Tak. Zadziałał u niego efekt kumulacji. Przez długi czas wyniki i postęp sportowy rósł, ale niejako niezauważalnie. Przyszedł jednak moment, w którym wyniki zaczęły rosnąć wykładniczo. Robert kumulował efekty swojego wysiłku przez długie lata, tysiące treningów i setki tysięcy powtórzeń, przecierając różne szlaki nawykowe swoich umiejętności. W pewnym momencie, jak to się poskładało w czasie z dobrą drużyną, z solidnym trenerem, musiało wystrzelić. Ale mogę zapewnić, znając osobiście Roberta, jestem przekonany, że stać go na jeszcze więcej. Poczekajmy, jeszcze dużo radości przed nami. Byle tylko był zdrowy.
Przez wiele lat związany byłeś z siatkówką. Teraz nadal masz kilku klientów, którzy są reprezentantami Polski. Jako członek sztabu trenerskiego z mistrzostw świata w 2014 roku uważasz, że rozwój siatkówki przebiega tak, jak należało się spodziewać?
Można było znacznie lepiej skonsumować dwa mistrzowskie tytuły, które wywalczyli siatkarze. I to na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, szkolenie dzieci i młodzieży, zwłaszcza w przypadku dziewczynek, można było jeszcze lepiej zorganizować. Po drugie, można było intensywniej promować siatkówkę jako sport dostępny dla każdego. No i wreszcie – ligowe rozgrywki w Polsce. Życie w bańce ze złudnymi przekonaniami, że jesteśmy bardzo mocni i należy nas stawiać za wzór. Oglądając włoską Serie A, odnoszę wrażenie, że jesteśmy z tyłu i mamy się od kogo uczyć. Czy to pod względem jakości sportowej czy też kwestii marketingowych.
Krytyka z zasady przychodzi łatwo. A rozwiązania?
Chyba przyszedł czas na odmłodzenie struktur władzy w związku siatkarskim oraz podmiocie odpowiedzialnym za ligowe rozgrywki. Obecnie mamy raczej towarzystwo, które jest przyspawane do stołków. Warto wyjść ze swojego podwórka i rozejrzeć się po świecie. Inwestować w innowacje, które mogłoby rozruszać polską siatkówkę na kolejne lata. A tak, opieramy się głównie na nazwiskach i sloganach sprzed lat. Gdy pracowałem dla PZPS w 2014 roku, raz na jakiś czas, z troską, wyrażałem swoją opinię wśród działaczy. Inne spojrzenie traktowane było jednak po macoszemu albo wręcz okazywano mi niechęć. Być może z tego też względu moja przygoda z reprezentacją w pewnym momencie dobiegła końca, choć z wieloma kadrowiczami pracuję indywidualnie do dziś. Motywacja to nie jest przypadek, to konsekwencja dobrego traktowania, dbania o drugiego człowieka. Działacze, z którymi miałem okazję współpracować kilka lat temu, niektórzy zresztą funkcjonujący do dzisiaj, patrzyli na mnie jak na mąciwodę. Nie dostrzegli, że rozwiązania ze świata biznesu mogą pomóc też w sporcie. I wcale nie muszą to być rozwiązania drogie. Obawiam się, że ludzi głośno odzywających się z nowymi pomysłami po prostu się pomija. Powstaje więc klub potakiwaczy, którzy się nie wychylają, żeby mieć kolejny kontrakt na lata. Przez to traci zarówno liga i reprezentacja.
Zaczął się 2021, czy tak zwane postanowienia noworoczne to bajeczka dla dzieci, czy też skuteczna metoda na zmianę?
To zależy od podejścia. Jeśli faktycznie korygujemy plany na kolejne lata, rozkładamy cele na czasowe raty, bardziej związujemy się z tym, co nas naprawdę kręci w życiu – to dlaczego tego nie robić? Uważam, że noworoczne postanowienia mają sens. Jest jakaś magia w dacie pierwszego stycznia. To często nowe marzenia, nadzieje, pomysły na siebie. Niektórzy potrzebują takich magicznych dat.
Zgodzisz się jednak, że memy z pierwszym stycznia w wersji “nowy ja” i kolejnym dniem, już “po staremu”, są często wyjątkowo trafione.
Racja, choć kiedy mówimy “A”, zyskujemy większą motywację do powiedzenia “B”. Powrót na siłownię w styczniu, tłumy ludzi. A w lutym? Połowa, a może nawet mniej. Wielu z nas pewnie tego doświadczyło na przestrzeni lat. Większość ludzi ma przeciętną motywację do działania w perspektywie dłuższego czasu. Są dni lepsze i gorsze, tego nie trzeba się wstydzić. Ważne jednak, żeby odpowiednio zintensyfikować działania wtedy, kiedy jesteśmy zmotywowani. Właśnie po to, żeby być gotowym na te trudniejsze dni, w których mamy problemy ze zmuszeniem się do czegokolwiek. Myśląc o tym przykładzie wspomnianego mema, już lepsze są trzy dni treningu na początku roku, z wiarą, że przebiegnę maraton, niż zero aktywności.
W zderzeniu z COVID-19 ludzie zaczęli słuchać samych siebie?
To trudny czas. Kiedy ludzie odczuwają smutek, mają tendencję do chwytania się czegokolwiek, co pozwoli uciec od nieprzyjemnych myśli. Lęki, traumy, przeróżne niepokoje wypieramy z umysłu rzucając się w wir pracy, w używki, czy spędzając każdą wolną chwilę z nosem w telefonie. COVID zabrał nam niektóre sposoby ucieczki. Nagle ludzie zaczęli mieć więcej czasu na autorefleksję. Zaczęły się wątpliwości dotyczące finansów, zdrowia. Pojawiła się frustracja związana z rozwiązaniami proponowanymi przez rządzących. Do tego tęsknota za bliskimi. Takie bodźce powodują, że zadajemy sobie proste, a zarazem głębokie pytania.
Przykłady?
Czy mam dobre życie? Czy jestem szczęśliwa? Czy to, co robię, ma sens? Obawiam się, że zdrowie psychiczne Polaków będzie tematem trzeciej fali pandemii. Podaż leków antydepresyjnych będzie rosła. Już teraz są długie kolejki do psychiatrów. Ludzie będą uskarżać się na epizody depresyjne. Zaczną się też psuć nasze związki oraz relacje. Wystarczy jedno zdanie za dużo, czy zachowanie, którego się nie spodziewaliśmy po bliskiej osobie. Nasza frustracja się wyleje, nadwątlone nerwy dadzą o sobie znać.
Będzie więcej pracy, ale nie wyczuwam w głosie zadowolenia z tego faktu.
Będziemy mieli pełne ręce roboty. Obawiam się tego co przed nami. Jako człowieka, który chciałby żyć w uśmiechniętym, życzliwym sobie narodzie, który już ma dosyć wojny polsko-polskiej, chciałbym, żeby było inaczej.
Jakub B. Bączek – trener mentalny olimpijczyków, przedsiębiorca, felietonista, wykładowca MBA (m.in. Akademia im. Leona Koźmińskiego w Warszawie). Autor kilkunastu publikacji, twórca Akademii Trenerów Mentalnych. W 2014 roku będąc członkiem sztabu trenerskiego reprezentacji Polski siatkarzy (trener Stephane Antiga) zdobył złoty medal MŚ. Współpracuje z topowymi sportowcami, wśród nich są olimpijczycy, również przygotowujący się do niedawno przełożonych IO w Tokio. Ma za sobą m.in. współpracę z Robertem Lewandowskim, Urszulą Radwańską, Iwoną Guzowską, Mateuszem Kusznierewiczem, Tomaszem Kammelem, Joanną Brodzik czy Otylią Jędrzejczak.
Zobacz także: Gala Mistrzów Sportu. Robert Lewandowski zabrał głos. Piękne słowa o żonie
Zobacz także: “Dziecko płakało, wzywało pomocy, umierało”. Tragiczna śmierć wywołała zamieszki
WP SportoweFakty Reprezentacja Polski mężczyzn Robert Lewandowski Polska Siatkówka Jakub BączekZgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS