Restauratorzy w Częstochowie protestują przeciw opłatom koncesyjnym na alkohol, którego nie mogą serwować

Ale o alkohol właśnie chodzi. Piotr Olszewski ma prawo w swoim pubie podawać trunki z procentami, od piwa przez wino i drinki po mocne alkohole. Takie pozwolenie to 3150 zł w skali roku.

– W sytuacji, gdy od ubiegłego marca nie mam żadnych wpływów, to wydatek całkiem poważny – twierdzi. – Nie o to jednak nawet chodzi.

To jakaś paranoja, gdy urząd miasta wydaje mi dokument zezwalający na sprzedaż w lokalu alkoholi, ale ja ich sprzedawać nie mogę.

Mógłbym oczywiście nie zapłacić za zezwolenie, ale wtedy na pół roku tracę prawo do ubiegania się o nową koncesję. Dzwoniłem w tej sprawie do urzędu miasta jeszcze w ubiegłym roku – relacjonuje Olszewski. – Dowiedziałem się, że żadna ulga się nie należy i to zależy nie od miasta, tylko od władz państwa.

No to płacił za zezwolenie, które na nic mu nie zezwalało. Na początku lutego zaczęły jednak do niego docierać informacje z Polski, że kolejne polskie miasta postanowiły ulżyć przedsiębiorcom w branży gastronomicznej i zwalniają ich z tych opłat.

– Znowu zadzwoniłem do urzędu miasta – opowiada. – Przemiła pani w referacie zezwoleń odesłała mnie do biura rady miasta, że to radni mogą podjąć taką decyzję. Biuro rady próbowało mnie odesłać z powrotem do referatu zezwoleń, ale ostatecznie usłyszałem, że oni są tylko od organizacji pracy rady, a decyzje podejmują wyłącznie radni. Dostałem namiar na Sebastiana Trzeszkowskiego z Lewicy. Trzeszkowski powiedział, że na razie decyzji nie ma i nie wiadomo, czy będzie, bo Częstochowa jest biedna jak mysz kościelna.

Pub Boston. Piotr Olszewski – z prawej Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Piotr Olszewski oburza się: – Biedna, nie biedna, ale sprzedaje coś, czego nie ma jak spożytkować. To po prostu nieuczciwe.

W podobnej jak Olszewski sytuacji była branża gastronomiczna w całej Polsce. Od wybuchu pandemii płacili za zezwolenia na wyszynk alkoholi, choć ich podawać nie mogli. Dopiero 26 stycznia tego roku weszły w życie, razem z kolejną rządową „tarczą”, przepisy na podstawie których rady miast i gmin mogą decydować o zwolnieniu przedsiębiorców z opłaty za zezwolenie na podawanie alkoholi w kawiarniach, restauracjach i pubach. Kolejne samorządy przyjmują takie uchwały.

– Szczecin, Sopot, Bytom, Chorzów, Zabrze, Słupsk, Tychy, Poznań – wylicza Piotr Wrona, szef klubu radnych PiS w częstochowskiej radzie miasta, które miasta już stosowne uchwały podjęły. Klub PiS swój projekt zgłosił 9 lutego, by można było o nim rozmawiać podczas sesji planowanej na czwartek, 18 lutego. Z inicjatywą wyszedł radny Piotr Kaliszewski, bo to do niego zgłosili się zdesperowani restauratorzy. Zwolnienie ma dotyczyć tego roku, choć już w zeszłym roku restauratorzy płacili za nic. – Chcemy zwolnienia na cały rok – mówi radny Wrona. – Jeśli ktoś już zapłacił pierwszą ratę, powinna mu zostać zwrócona.

Wiceprezydent Częstochowy Piotr Grzybowski wylicza: – Dla budżetu miasta opłaty za zezwolenia na sprzedaż alkoholu w lokalach to około miliona złotych rocznie. To tzw. korkowe, które możemy wykorzystać w ramach funduszu przeciwdziałania alkoholizmowi. Decyzję podejmą radni, nie urząd miasta. Ja wiem, czego ja bym oczekiwał: że rząd za dwa tygodnie pozwoli wreszcie otworzyć lokale i pozwoli tym ludziom wreszcie zarabiać. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w Biedronce czy Lidlu się nie zarażamy, ale w knajpach tak. To jakieś mydlenie oczu!

Zgłoś naruszenie/Błąd