A A+ A++

Polska domaga się od Niemiec 1,3 biliona euro reparacji. Berlin nie musi ich zapłacić, ale nie powinien unikać debaty. Bo są możliwości bardziej odpowiedniego obchodzenia się przez Niemcy ze zbrodniami popełnionymi w czasie II wojny światowej” – pisze warszawski korespondent niemieckiego dziennika „Die Welt” Philipp Fritz na łamach gazety.

Jak podkreśla Fritz, powołując się na balladę Adama Mickiewicza „Lilije”, nie ma „winy bez kary”. A Niemcy popełniają błąd traktując roszczenia Polski wyłącznie jako przejaw „brutalnej kampanii wyborczej” PiS.

Wysiłki polskiego rządu na rzecz zadośćuczynienia przez Niemcy popiera w Polsce większość społeczeństwa, a nie tylko wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Do tych postulatów przychyla się również opozycja. Jest to więc coś więcej niż kampania. Przede wszystkim jednak chodzi o więcej niż pieniądze

—podkreśla. Według niego biorąc pod uwagę rozmiary Polski, żaden kraj nie ucierpiał tak bardzo pod okupacją niemiecką.

Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk wymienia (w swoim raporcie-red.) 5,2 miliona zamordowanych obywateli polskich, w tym największą wówczas społeczność żydowską w Europie. 2,1 miliona robotników przymusowych, 590 000 inwalidów po wojnie i 157 000 porwanych oraz „zgermanizowanych” polskich dzieci. Długa jest też lista tzw. szkód materialnych. Po stłumieniu powstania w 1944 r. stolica Warszawa została przez niemieckich okupantów niemal doszczętnie zrównana z ziemią

—czytamy na łamach „Die Welt”. Zdaniem korespondenta kwota, której domaga się Polska jest tak wysoka, że musiałaby być spłacana przez Niemców przez dziesięciolecia, a może nawet pokolenia.

Jednak upieranie się przy tym, że Niemcy nie mogą tak wysokiej sumy zapłacić, ignoruje fakt, że wielu Polakom chodzi również o uznanie ich krzywdy. O to, by przypomnieć żyjącym dzisiaj Niemcom historyczne cierpienie ludzi w okupowanej Polsce i ich traumę, która trwa do dziś

—przekonuje. Według niego żaden rozsądny Niemiec nie zaprzecza mordowaniu w okupowanej Polsce, morderczej machinie, Oświęcimiu

Jednak wiedza wielu Niemców często nie wykracza poza nazywanie obozów zagłady. Zdecydowanie zbyt wielu wciąż myli Powstanie w Getcie z Powstaniem Warszawskim, często niewiele wiedząc o masowych mordach. Na przykład o rzezi na Woli, o której w większości nigdy nie słyszeli. W 1944 r. w tej dzielnicy warszawskiej Niemcy zamordowali do 50 000 cywilów.

—czytamy.

To, że dzisiejsi Niemcy odmawiają zapłacenia 1,3 biliona euro, ponieważ uważają, że nie mogą, to jedna rzecz. Drugą jest to, że nie chcą angażować się w debatę na temat winy i odkupienia. Ten brak zainteresowania jest dostrzegany w Polsce

—dodaje Fritz. Próbę ujęcia w liczbach strat poniesionych przez Polskę nazywa trudnym przedsięwzięciem.

Główne pytanie brzmi: ile pieniędzy warte jest ludzkie życie? Okrucieństwa, które wylicza Mularczyk (autor raportu o reparacjach –red.) są jeszcze bardziej niewyobrażalne niż owe 1,3 biliona euro

—zaznacza. Jak podkreśla w załatwieniu sprawy nie pomaga „pruski chłód kanclerza Olafa Scholza, dla którego kwestia reparacji jest ‘ostatecznie rozstrzygnięta na gruncie prawa międzynarodowego’, ale który jednocześnie nie neguje moralnego obowiązku wobec Polski i tym samym trzyma się znanej formuły rządów Merkel.

Cyniczne jest przyznawanie się do odpowiedzialności tylko po to, by zadeklarować, że nie będzie żadnych konsekwencji

— czytamy. Komentator gazety zauważa, że ze strony niemieckiej nie pojawiają się nawet kontrpropozycje, jak miało to miejsce w 2020 roku, gdy poseł Partii Zielonych Manuel Sarrazin zaproponował utworzenie dwóch funduszy na pokrycie kosztów leczenia dla ocalałych oraz na odszkodowania dla ich dzieci.

Scholz prawdopodobnie nie myli się, gdy wskazuje na sytuację prawną. Większość ekspertów zgadza się znim, powołując się na uchwałę Rady Ministrów PRL z 1953 r. lub traktat dwa plus cztery z 1990 r. Są jednak – i nie należy tego lekceważyć – eksperci, którzy widzą to zupełnie inaczej. Przecież zbrodnie wojenne nie ulegają przedawnieniu. Nie można zatem wykluczyć, że presja na Niemcy na arenie międzynarodowej wzrośnie i Berlin będzie zmuszony w pewnym momencie do działania, niezależnie od kwestii prawnych. Który sąd powinien ostatecznie wydać orzeczenie w tej sprawie? Nie ma takiego. Byłoby jednak szkoda, gdyby Niemcy zareagowały tak późno i dopiero w odpowiedzi na presję międzynarodową.

—konkluduje Philipp Fritz.

welt.de, jjw

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEBL: Mistrz lepszy od wicemistrza! Hit dla Śląska Wrocław
Następny artykułCzerwone Gitary na energiczny początek roku