A A+ A++

Po czterech miesiącach przerwy lotniskowiec Shandong powrócił na wody zachodniego Pacyfiku. Był to początek do ćwiczeń, które już określane są jako rekordowe. Na wodach wokół Tajwanu ma operować ponad dwadzieścia okrętów marynarki wojennej ChALW. Aktywne jest także lotnictwo, operujące nad Cieśniną Tajwańską według nowych wzorów. Jednocześnie coraz dziwniejsze rzeczy dzieją się na samych szczytach dowództwa Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Shandong wrócił 6 maja do portu macierzystego w Sanyi na wyspie Hajnan. Tym sposobem zakończył swój najdłuższy i najdalszy dotychczas rejs. Zapuścił się na zachodni Pacyfik, w pobliże Guamu, w rejony, które do tej pory mniej lub bardziej regularnie odwiedzał pierwszy chiński lotniskowiec Liaoning.

Drugi chiński lotniskowiec, a zarazem pierwszy okręt tej klasy zbudowany od podstaw w Chinach, ponownie wyszedł w morze na początku września. Tajwańskie ministerstwo obrony poinformowało 11 września o przejściu Shandonga wraz z eskortą około 60 mil morskich na południowy-wschód od przylądka Eluanbi na południowym krańcu wyspy. Zespół zmierzał w kierunku wschodnim. Niestety resort nie podał składu grupy lotniskowcowej.

Także 11 września japońskie ministerstwo obrony poinformowało o zaobserwowaniu chińskich okrętów w cieśninie Miyako, tradycyjnej drodze z Morza Wschodniochińskiego na zachodni Pacyfik. Pierwsza przeszła silna grupa złożona z niszczycieli Baotou i Shaoxing typu 052D, niszczyciela Ningbo rosyjskiego projektu 956EM oraz fregat Honghe i Yixing typu 054A. Kilka godzin później tą samą drogą przeszły trzy kolejne niszczyciele: Xiamen typu 052D, Zhengzhou typu 052C i Fuzhou projektu 956E. Obie grupy były monitorowane przez japońskie Morskie Siły Samoobrony, w tym fregatę Noshiro typu Mogami, która podniosła banderę w grudniu ubiegłego roku.

U góry niszczyciel Baotou typu 052D, poniżej fregata Honghe typu 054A.
(日本防衛省・統合幕僚監部)

Ministerstwo obrony Republiki Chińskiej poinformowało o zaobserwowaniu wokół Tajwanu ogółem dwudziestu okrętów oraz dwudziestu dwóch samolotów i śmigłowców marynarki wojennej ChALW. Pod względem liczby okrętów jest to rekord. Nie wiadomo, czy już doszło do wspólnych ćwiczeń grupy Shandonga oraz obu zespołów niszczycieli i fregat, jest to jednak wysoce prawdopodobne. Nie wiadomo też, jak głęboko na pełne morze wypuszczą się chińskie okręty.

Operacje zespołów lotniskowców ChALW na wodach miedzy Tajwanem i Guamem stają się regułą. Z jednej strony jest to demonstracja siły, z drugiej – gdzieś ćwiczyć trzeba, a rozległe obszary Pacyfiku idealnie się do tego nadają. Ta część oceanu ma jednak istotne znaczenie ze względu na Guam. Dla USA to kluczowa wyspa, to stamtąd będą wychodzić siły mające zapewnić wsparcie nie tylko Tajwanowi, ale też Filipinom i Japonii. Nie dziwi więc, ze Pekin chce zademonstrować zdolność do operowania w tym regionie i ewentualnego zagrożenia morskim szlakom komunikacyjnym Stanów Zjednoczonych i Japonii.

Wracamy tutaj do istotnej sprawy, jaką jest realna wartość bojowa chińskich lotniskowców. Według generała Huanga Wen-chi, odpowiadającego w tajwańskim sztabie generalnym za wywiad, Shandong nie osiągnął jeszcze pełnych zdolności ani jako platforma do wyprowadzania uderzeń lotniczych, ani jako okręt dowodzenia, niemniej reprezentuje już zdolności bojowe, których nie należy lekceważyć. Tajwańscy wojskowi z dużo większą uwagą obserwują oczywiście Fujiana, pierwszy chiński lotniskowiec z prawdziwego zdarzenia.

Przypomnijmy w tym miejscu, że chińskie lotniskowce niekoniecznie muszą odgrywać taką samą rolę jak ich amerykańskie odpowiedniki. Jak zwrócił uwagę Ben Ho z brytyjskiego think tanku IISS, przyzwyczajeni do metod działania US Navy, traktujemy lotniskowce jako jądro grup lotniskowcowych, ich główną siłę uderzeniową. A co, jeśli Chińczycy podchodzą do sprawy odwrotnie? Niszczyciele typów 055 i 052D mogą być uzbrojone w pociski manewrujące CJ-10 i okrętowe przeciwokrętowe pociski balistyczne YJ-21. Te ostatnie równie dobrze, albo i lepiej, nadają się do ataków na cele lądowe, takie jak Guam czy Wake.

U góry niszczyciel Nanchang typu 055, poniżej niszczyciel Fuzhou projektu 956E.
(日本防衛省・統合幕僚監部)

Liczne pociski manewrujące i balistyczne na pokładach niszczycieli zapewniają obecnie dużo większą siłę uderzeniową niż skrzydła lotnicze Liaoninga i Shandonga, a tym samym stanowią znacznie większe zagrożenie. Zdaniem Ho w chińskich grupach lotniskowcowych może dojść do zamiany ról – to lotniskowce mają eskortować inne jednostki nawodne. Myśliwce i śmigłowce pokładowe miałyby wówczas zapewnić ochronę powietrzną i zwalczanie okrętów podwodnych. Nie byłby to nowy pomysł, wszak takie właśnie zadania miały wypełniać radzieckie ciężkie krążowniki lotnicze. Nie byłby to też pierwszy raz, gdy chińska marynarka wojenna czerpie z radzieckich wzorców i stara się przystosować je do warunków współczesnego pola walki.

Nie tylko Shandong

Generał Huang wskazał, że okres miedzy lipcem a wrześniem jest zawsze czasem największej liczby ćwiczeń prowadzonych przez ChALW. Nie inaczej jest w tym roku. Oprócz kolejnego dalekiego rejsu Shandonga i dwóch innych zespołów okrętów nawodnych w dniach 6–10 września przeprowadzono duże ćwiczenia na wodach Morza Wschodniochińskiego. Chińskie lotnictwo było też bardzo aktywne nad Cieśniną Tajwańską.

To ostatnie jest istotne ze względu nie na skalę działań, lecz na zmianę wzoru zachowań. Do tej pory chińskie samoloty jedynie na krótki czas zapuszczały się na drugą stronę nieoficjalnej linii mediany. Chińskie myśliwce wykonały 11 września loty wzdłuż linii po jej tajwańskiej stronie, głębiej zapuściły się także w tajwańską strefę identyfikacji obrony powietrznej, nie naruszając jednak przestrzeni powietrznej.

Skąd ten skokowy wzrost aktywności sił morskich i powietrznych? Złożyło się na to kilka czynników. Pierwszy to spodziewane po ubiegłorocznym kryzysie po wizycie ówczesnej przewodniczącej izby reprezentantów kongresu USA Nancy Pelosi stopniowe skalowanie napięcia przez Pekin. Chiny sprawdzają, jaki jest „próg bólu” Tajwanu i na ile mogą sobie pozwolić w stosunku do USA.

Tu zaczyna się druga część historii. Wbrew nadziejom (lub obawom, zależy, z której strony się patrzy), że napaść Rosji na Ukrainę odciągnie Waszyngton od Pacyfiku, nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie – siły amerykańskie i sojusznicze w regionie ćwiczą częściej i na większą skalę. Ostatnie chińskie działania można więc potraktować jako odpowiedź na to, co robią USA. A było tego w ostatnich tygodniach niemało.

Amerykańskie i kanadyjskie okręty przeszły przez Cieśninę Tajwańską. USA udzieliły znacznej pomocy Filipinom w dostarczeniu zaopatrzenia dla garnizonu Second Thomas Shoal na Morzu Południowochińskim. Na tym samym akwenie przeprowadzono duże ćwiczenia amerykańsko-australijsko-japońsko-filipińskie. Wreszcie prezydent Biden odwiedził Hanoi, gdzie USA i Wietnam podpisały partnerstwo strategiczne. Warto też wspomnieć o pobycie japońskich F-35A na ćwiczeniach w Australii i rewizycie Lightningów II RAAF-u w Japonii.

Amerykańskie lotnictwo jest też cały czas niezwykle aktywne na obrzeżach Chin. Dowódca USAF-u na Pcyfiku, generał Kenneth S. Wilsbach, przyznał, że dziennie dochodzi nawet do dziesięciu przechwyceń amerykańskich maszyn przez chińskie lotnictwo. W ubiegłym roku nad Morzem Wschodniochińskim miało dojść do pierwszego spotkania F-35 z J-20. Największą nerwowość Chińczyków budzą jednak, co nie dziwi, samoloty rozpoznania elektronicznego, takie jak RC-135 i EP-3.

Generał Wilsbach skrytykował stronę chińską nie za samo przechwytywanie, lecz za niebezpieczne manewry wykonywane w trakcie tych działań i co najmniej trudną komunikację. Stanowisko Pekinu sprowadza się do stwierdzenia, że jeśli Amerykanie nie będą latać tam, gdzie Chiny tego sobie nie życzą, to nie będzie dochodzić do ryzykownych sytuacji.

Gdzie się podział generał?

Tymczasem kolejne niewyjaśnione rzeczy dzieją się na szczytach chińskiego dowództwa wojskowego. W lipcu w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł były dowódca Sił Rakietowych generał Wu Guohua. Nieco wcześniej aresztowany miał zostać obecny dowódca tej formacji, generał porucznik Li Yuchao, i jego dwóch zastępców. Nowym dowódcą Sił Rakietowych został admirał Wang Houbin; po raz pierwszy od czterech dekad na czele formacji stanął niewywodzący się z niej oficer.

Nie wiadomo także, co dzieje się z generałem Ju Qianshengiem, dowódcą Sił Wsparcia Strategicznego ChALW, odpowiadających między innymi za operacje w kosmosie i cyberprzestrzeni. Od kilku miesięcy nie widziano również byłego ministra obrony i dowódcy Sił Rakietowych, generała Wei Fenghe, a nawet wiceprzewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej generała Zhanga Youxia. Ponadto pojawiają się informacje o czystce w wojskowym wymiarze sprawiedliwości.

Teraz do listy poszukiwanych dołączył sam minister obrony, generał Li Shangfu. Jako bliski współpracownik Xi Jinpinga po ubiegłorocznym zjeździe Komunistycznej Partii Chin Li został członkiem Centralnej Komisji Wojskowej, a tekę ministra oficjalnie objął w marcu tego roku. Po raz ostatni był widziany 29 sierpnia w Pekinie na spotkaniu z afrykańskimi przywódcami. W dniach 7–8 września miał uczestniczyć w dorocznych rozmowach z wietnamskimi siłami zbrojnymi. Jego udział w spotkaniu odwołano jednak z powodów zdrowotnych. Być może odwołanie udziału ministra obrony było jakąś formą odpowiedzi na wizytę Bidena w Hanoi. Nie wyjaśnia to jednak ponaddwutygodniowego już braku informacji o poczynaniach Li.

Generał Li Shangfu w roku 2016 został zastępcą dowódcy Sił Wsparcia Strategicznego. Rok później został szefem wojskowego wydziału zamówień. Funkcję piastował pięć lat. Kierowanie takim urzędem przez tak długi czas stwarza podejrzenia, że powodem zniknięcia Li może być korupcja. Oczywiście w grę cały czas wchodzą rzeczywiste problemy zdrowotne lub inne powody, jak szpiegostwo czy odchylenie od linii przewodniej partii. Nasuwają się jednak skojarzenia ze zniknięciem byłego już ministra spraw zagranicznych Qin Ganga. Nie widziano go od końca czerwca. Pod koniec lipca Qin został oficjalnie odwołany ze stanowiska, na które powrócił jego poprzednik Wang Yi. Informacji o miejscu pobytu i aktywnościach Qina jak nie było, tak nie ma.

Czy wspomniani generałowie i minister mają coś wspólnego oprócz tego, że zniknęli z przestrzeni publicznej? Tak. Wszyscy byli w ten czy inny sposób protegowanymi Xi Jinpinga i w ostatnich latach szybko pięli się po szczeblach kariery. Taka czystka w bliskim otoczeniu najwyższego przywódcy rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Czy afery korupcyjne z ich udziałem przekroczyły próg tolerancji? Nie spełnili pokładanych w nich nadziei? A może w jakiś inny sposób zawiedli zaufanie sekretarza generalnego?

Przeczytaj też: Białe niedźwiedzie w Izraelu. Krótka historia Jednostki 88 Dow Lawan

Tyg728, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Zabrze: Maczetą chcieli wymusić zwrot długu
Następny artykułPowiat Ostrołęka: Stanisław Kubeł z Odznaczeniem Starosta 25-lecia