Ustawę intencyjną ogłaszającą błogosławionego kardynała Stefana Wyszyńskiego patronem Prudnika i gminy Prudnik przegłosowali prudniccy radni, następnie Episkopat dał zielone światło, zaś przypieczętowanie miało miejsce podczas mszy – uroczystej sumy dziękczynnej za beatyfikację Prymasa – w niedzielę, 19 września, o 11:30. Eucharystia w grocie na prudnickim klasztorku zgromadziła licznych wiernych, media, a przede wszystkim wielu kapłanów, którzy tę mszę koncelebrowali. Wśród gości znalazł się biskup opolski Andrzej Czaja. Wcześniej przemówił burmistrz Prudnika – Grzegorz Zawiślak.
Uczynienie beatyfikowanego wybitnego kardynała patronem miasta ma dwa wymiary. Z jednej strony Wyszyński staje się jakby odpowiednikiem patrona szkolnego – zagwarantowane staje się regularne przypominanie jego dorobku, studiowanie jego postaci, pozycjonowanie go jako wzoru do naśladowania. Z drugiej strony – prudniczanie (a przynajmniej ich część wierząca po katolicku) będą mogli modlić się – nie tyle „do”, ile „przez wstawiennictwo” będącego już blisko Boga Prymasa, wypraszać łaski potrzebne dla społeczności Prudnika. Czym św. Antoni w sprawie rzeczy zgubionych, tym Prymas Tysiąclecia na troski prudniczan – np. te związane z demografią, rynkiem pracy, służbą zdrowia czy duchową kondycją (może np. ominie nas radykalna laicyzacja; albo chociaż się opóźni). Są to sprawy trudno mierzalne, więc pozostaną domeną wiary – w końcu cuda są często rozumowo wytłumaczalne, choć serce rozpoznaje je jako nadprzyrodzone właśnie.
Obieranie takiego patrona i robienie tego w opisany wyżej sposób daje powód do sporu. Warto więc – choćby na zapas – pewne sprawy rozjaśnić, uporządkować i wskazać potencjalne problemy.
Pojawia się np. myśl – czy jesteśmy na tyle przyzwoici jako prudniczanie? Czy nie robimy przysłowiowej szopki, powołując się na Wyszyńskiego jako patrona? Jednostka czy społeczność, które deklarują chrześcijańskie wartości stają się przecież chętnie rozliczani z tego, czy nie wykonują takich działań na pokaz, czy nie są hipokrytami… Mogą pojawić się szantaże w stylu: A przyjęliście wystarczająco dużo uchodźców z Bliskiego Wschodu? A powinniście, bo przecież powołujecie się w przestrzeni publicznej na wybitną postać Kościoła. To bałamutne tezy i ataki rodem z Czerepacha z popularnego serialu, ale współcześnie znane i przewidywalne.
Co do zasady – nie musimy być idealni, jeśli za patrona mamy Prymasa Tysiąclecia – nie jest konieczne uprawianie „teologii starszego brata” (nawiązując do przypowieści o synu marnotrawnym); chrześcijaństwo to raczej świadomość ograniczeń (grzeszności), posiadanie punktu odniesienia, ciągłe korygowanie swojego kursu, podnoszenie się z upadków…
Co do tego, że prymas Wyszyński to postać zasługująca na szacunek – jakiś tam konsensus społeczny jest. Oczywiście zawsze czegoś przyczepić się można (czy na pewno wszystko dobrze z komunistami rozgrywał…), ale o wiele bardziej dzielą dziś Polaków – kto by pomyślał jeszcze niedawno – poglądy dotyczące Jana Pawła II. Nie należy też pomijać niemałej grupy ludzi, którzy negują jakąkolwiek pozytywną rolę ludzi Kościoła w dziejach Polski i świata. Ale zostawmy skrajności…
Ustanawianie Wyszyńskiego patronem miasta – najpierw przez władzę świecką, potem duchowną – godzi w rozpowszechniony dziś postulat radykalnego (bo jako taki mamy i zawsze mieliśmy) rozdziału Kościoła od państwa. Cóż, mam głębokie przekonanie, że prudniczanin chcący być obsłużony w sklepie czy urzędzie nie będzie musiał okazywać paszportu z napisem „Popieram Wyszyńskiego, ja niżej podpisany”. Poza tym każda społeczność potrzebuje do czegoś wyższego się odwołać – jak nie do religii, to do filozofii, czy ideologii, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego przestrzega takiego, a nie innego prawa lub obyczajów, albo dlaczego z tych samych badań naukowych można wyciągać różne wnioski praktyczne…
Nikt też nie zabroni, by w naszej prudnickiej społeczności zawiązał się kiedyś komitet, który wylobbuje uczynienie patronem dajmy na to… Krzysztofa Pieczyńskiego. Słynący ostatnimi czasy nie tylko z aktorstwa pan Krzysztof nie był, co prawda, w Prudniku internowany, ale chodził tu do ogólniaka… Na razie żyje i życzymy mu jak najlepiej, ale może kiedyś, pośmiertnie… Gdyby się się to udało, także nie wszyscy byliby zadowoleni.
Uczestnictwo Prudnika – tak już z innej beczki – w ruchu Cittaslow też nie wszystkim się podoba i w demokracji bezpośredniej nie każdy zagłosowałby za tym rozwiązaniem. Niektórzy woleliby może wizerunek szybkiego, zwinnego miasteczka… Fot. B. Sadliński
Bartosz Sadliński
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS