A A+ A++

Remaster remastera wychodzący na trzecią już generację PlayStation i – według twórców – nawet z paroma cechami remake’u. Nie, tym razem nie chodzi o firmę Rockstar i pudrowanie GTA 5 ani nawet o Skyrima, tylko o pierwszą odsłonę The Last of Usgrę, która przeszła do historii ze względu na swoją niezwykle emocjonującą fabułę oraz zapadających na zawsze w pamięć bohaterów – Joela i Ellie. Czy niezliczone nagrody i oceny 10/10 tej wybitnej opowieści o postapokalipsie zombie to wystarczające powody, by zabierać się za odświeżanie produkcji po raptem paru latach?

Pewnie nie, ale biorąc pod uwagę, że równocześnie powstaje długo oczekiwany port na komputery PC, ukazanie się przy tej okazji wersji na PlayStation 5 wydaje się zupełnie naturalnym i logicznym posunięciem. Pecetowcy nie przełknęliby dziś gry przypominającej oprawą erę PS3. Podbicie jakości było konieczne, a prace nad „dwójką” zapewne wiele rzeczy ułatwiły. Dywagować można jedynie o kolejności pojawienia się gry na tych dwóch platformach. Osiem lat temu Kacper w swojej recenzji remastera skupiał się głównie na 60 klatkach na sekundę i dodaniu trybu foto. A co otrzymaliśmy tym razem?

To nie jest recenzja gry!

The Last of Us z podtytułem Part I nie jest remakiem w pełnym znaczeniu tego słowa – pod względem fabuły czy mechanik rozgrywki nic się w grze nie zmieniło. Historia i jej bohaterowie pozostali identyczni jak w oryginalnej wersji na PS3 wydanej w 2013 roku, dlatego ciągle aktualna pozostaje nasza pierwsza recenzja The Last of Us, w której wystawiliśmy tej grze wysoką notę 9/10.

Więcej niż remaster, mniej niż remake

PLUSY:

  1. przepiękna, kompleksowo poprawiona lub zmieniona oprawa graficzna;
  2. mnogość opcji pozwalająca dostosować rozgrywkę w niemal każdym aspekcie;
  3. małe udogodnienia, jak automatyczna prezentacja znajdziek czy animacje podczas ulepszania broni;
  4. zauważalnie lepsza SI ludzkich przeciwników;
  5. bogatszy tryb fotograficzny.

MINUSY:

  1. płynność animacji w trybie wierności obrazu pozostawia sporo do życzenia;
  2. szkoda, że nie wprowadzono poprawek do pewnych mechanik rozgrywki, np. nie dodano wpisywania kodów.

The Last of Us: Part I to przede wszystkim ulepszona oprawa graficzna – i to znacznie. Na tyle, by zapomnieć już o pozostałościach z PS3 i traktować najnowsze TLoU jako grę ery PS5. Być może zmiany nie są aż tak widoczne w licznych przerywnikach filmowych, w których obserwujemy zbliżenia na twarze bohaterów – bo te od zawsze wyglądały bardzo dobrze – ale już w innych momentach gra prezentuje się zdecydowanie lepiej. Wszystkie sceny i lokacje są bardziej realistycznie oświetlone, co widać – zwłaszcza gdy słońce wpada do ciemnych pomieszczeń.

Czuć i widać też większą przestrzeń, i to nie tylko patrząc na dalsze plenery, które zyskały większy zasięg rysowania i szerszą perspektywę. Nawet wiele ciasnych miejsc przy bezpośrednim porównaniu jest nieco większych lub ma wyżej położoną linię sufitu. Wszystkie wnętrza doczekały się generalnie mniejszego lub większego przemeblowania z nowymi, bardziej szczegółowymi przedmiotami. Niektóre nabrały też nieco więcej unikalności i charakteru. Ogólnie jest bardziej przekonująco, jeszcze bardziej brudno, klimatycznie, postapokaliptycznie.

Nawet szeroko komentowane zmiany w fizjonomii niektórych bohaterów ostatecznie wydają się całkiem akceptowalne. Od razu przekonałem się do nieco starszej Tess, która w nowej wersji wygląda bardziej naturalnie. U Sary i Ellie z kolei już tak nie widać typowo dziecięcych rysów twarzy, czyli ogromnych, głęboko osadzonych oczu i symetrii opartej na kwadracie – teraz dziewczyny prezentują się nieco bardziej „nastolatkowo”, co lepiej współgra z podkładanymi im głosami. Inni, jak Joel, Marlene czy Bill, wyglądają praktycznie tak samo, tylko zyskali jeszcze bardziej szczegółowe, pełne detali tekstury.

The Last of Us: Part I kompleksowo wyładniało w każdym aspekcie oprawy graficznej.

Full opcja w standardzie

Nowa odsłona zyskała również parę świeżych ustawień graficznych. Podobnie jak w wielu innych tytułach na PS5 próba włączenia najlepszej jakości obrazu kosztem wydajności kończy się jednak znikomą różnicą w wyglądzie, za to z diametralnym pogorszeniem płynności animacji. Wyznam, że nie dałem rady wytrzymać przy 30 Hz i 30 klatkach, jakie można uzyskać przy natywnym 4K – poruszanie się postacią wywoływało u mnie chorobę morską. Przy docelowych 60 FPS-ach gra włącza dynamiczne 4K lub 1440p – nadal wszystko prezentuje się dobrze, a płynność jest nie do przecenienia.

Ilość dodatkowych opcji generalnie robi wrażenie. Tryb foto stał się znacznie bogatszy, a oprócz tego da się dostosować w zasadzie każdy aspekt wyglądu i rozgrywki – od szczegółowych elementów poziomu trudności po sposób interakcji z otoczeniem za pomocą kontrolera czy eksploracji. Można przykładowo pokolorować HUD wedle własnych upodobań, ustawić wirtualne barierki zapobiegające upadkom z wysokości, włączyć strzałki ułatwiające eksplorację, zmienić przytrzymywanie klawisza na wciskanie, włączyć opcję mówionego tekstu, audiodeskrypcję w filmach. Udogodnień dla graczy niemogących grać z tradycyjnymi ustawieniami jest tu naprawdę mnóstwo.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRummennige zwrócił się do kibiców Bayernu. Apeluje o szacunek dla Lewandowskiego
Następny artykułVillarreal to 12. siła w Europie. Czy Lech Poznań grał kiedyś z mocniejszym rywalem?