„Dobrzy artyści kopiują, wielcy artyści kradną”. Te słowa przypisywane Pablo Picasso szczególnie lubił jeden z założycieli Apple’a – Steve Jobs. Przytaczał je zwłaszcza w kontekście swojego słynnego „skoku na wynalazki Xeroxa”, dzięki czemu firma z jabłkiem w logo spopularyzowała na zawsze myszkę czy graficzny interfejs systemu operacyjnego oparty na oknach. Lata później to inni zaczęli udoskonalać jej projekt smartfona z dotykowym ekranem.
W branży gier rozwijanie sprawdzonych pomysłów podpatrzonych od innych nie jest niczym nowym – obserwujemy to od dekad. Chyba nie ma więc za bardzo sensu wytykanie, jak mocno najnowsza odsłona wyścigów Ubisoftu – The Crew Motorfest – postawiła na kopiowanie czy też podkradanie formuły rozgrywki z pięciu części Forzy Horizon Microsoftu. To już niemal identyczne gry, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach i nowe The Crew parę elementów ma lepszych od swego pierwowzoru. Może jeszcze nie jest perfekcyjnie, niemniej ja byłem zaskoczony tym, jak niespodziewanie dobrze bawiłem się w wyścigach Ubisoftu.
Skądś znam ten „horyzont”
- całkiem udany klon Forzy Horizon, w dodatku dostępny również na PlayStation;
- świetnie przygotowane, pełne atrakcji i świeżych pomysłów tematyczne playlisty z wyścigami;
- piękna oprawa graficzna i rewelacyjna ścieżka dźwiękowa z wielu gatunków muzyki do wyboru;
- sporo ciekawych miejscówek na hawajskiej wyspie, którą miło zwiedza się łodzią, samolotem i samochodem;
- dużo opcji tuningu wizualnego, możliwość personalizacji wnętrza auta;
- wszystkie podstawowe tryby zawodów, w tym drift i drag race;
- poczucie solidnego zapracowania na każdy kupiony wóz;
- pływanie motorówką oferujące jeszcze więcej frajdy niż jazda samochodem.
MINUSY:
- wymagający poprawek w menu sterowania model jazdy;
- brak wytłumaczenia wielu istotnych mechanik pochowanych w menu;
- przeszkadzające w wyścigach ciągłe gadanie lektora i asystentki SI;
- wymóg ciągłego połączenia z internetem i wyrzucanie z serwera za najmniejszy brak aktywności.
The Crew Motorfest to stricte zręcznościowe wyścigi w otwartym świecie, które przenoszą nas do wielkiej piaskownicy hawajskiej wyspy Oahu, gdzie można ścigać się niemal wszystkim, co rozwija dużą prędkość. Oprócz samochodów wszelakich rodzajów są jeszcze motocykle, samoloty i szybkie łodzie motorowe – do wyboru, do koloru. To ślad po poprzedniej odsłonie cyklu, w której płynne przechodzenie z jazdy do latania i pływania miało być główną atrakcją. Pomysł się jednak nie sprawdził i tu pełni funkcję wstydliwej pozostałości, którą głupio było kompletnie wyciąć. Twórcy ukrywali motorówki i samoloty w materiałach promocyjnych, a w grze dają nam tylko parę okazji do wyścigów w powietrzu i na wodzie. Trochę szkoda, bo fizyka sterowania łodzią bije na głowę wszystkie inne.
Fabuła w Motorfeście praktycznie nie istnieje. Mamy po prostu dobrze się bawić na tytułowym festiwalu, ścigając się, kupując i ulepszając nowe wozy, oraz poznawać ciekawostki o Hawajach, najlepiej jeszcze w kooperacji, z ekipą znajomych. Gra została skonstruowana tak, by w nią grać i grać, a nie tylko ją przejść. Systematycznie, co tydzień, twórcy dodają nowe wyzwania tematyczne i nagrody. Wynika z tego obowiązek połączenia z internetem nawet podczas samotnej zabawy, co bywa denerwujące. Nie da się bowiem zostawić tej pozycji na chwilę i pójść po herbatę, bo po raptem paru minutach bezczynności zostajemy wyrzuceni z serwera, a powrót oznacza przejście przez wszystkie ekrany ładowania i restart z festiwalowej bazy na wyspie.
Hawaje 6-0
Samo Oahu na Hawajach to oczywiście hołd dla Test Drive Unlimited, które twórcy The Crew stworzyli kiedyś pod szyldem Eden Games. Nowa wersja tej lokacji wygląda przepięknie, zwłaszcza w okolicach wulkanicznych gór. Świetnie prezentuje się też gęsta roślinność i wszelkie krajobrazy. Słabiej wypada ogromne Honolulu przez wrażenie wymarłego miasta bez pieszych, ale skala tej metropolii jest dużo większa niż miasteczka w Forzy. Już nawet Need for Speed znalazło patent na ludzi na chodnikach, szkoda więc, że tutaj ich zabrakło.
Oahu ma za to dużo więcej pomysłowych i ciekawych obiektów ukrytych na mapie. Natkniemy się tu m.in. na niezwykle długi most linowy, lotniskowiec czy jakieś wraki samolotów ukryte w dżungli. Z drugiej strony wszelkie znajdźki zaliczane przez grę okazują się nudnymi, typowo ubisoftowymi wypełniaczami. Skoro już tyle skopiowano, można było dodać i auta w stodołach. Oprawa graficzna ogólnie wydaje się jakby nieco mniej fotorealistyczna niż w Forzy Horizon 5, toteż The Crew Motorfest bardziej przypomina grę niż rzeczywistość, jednak to wcale nie oznacza, że jest jakoś wyraźnie słabsze wizualnie. Prezentuje się przepięknie na swój sposób.
Oahu na Hawajach… ja tu już kiedyś byłem w takim wozie…The Crew Motorfest, Ubisoft, 2023
Playlisty lepsze niż na Spotifyu
Nigdy bym nie przypuszczał, że to właśnie wyścigi Ubisoftu zaserwują mi najbardziej klimatyczny i zapadający w pamięć moment w tym gatunku od lat. A wszystko przez formułę zawodów opartą na tematycznych playlistach. Każdą z nich poprzedza świetnie zmontowany film wprowadzający, a same zawody to starannie przygotowane wydarzenia z odpowiednią oprawą. W Forzy Horizon był grind i czekanie przez szereg nudnych, takich samych startów aż do odblokowania głównego pojedynku z pociągiem czy rajdu warthogiem z Halo. W The Crew Motorfest praktycznie każde wyścigi z playlisty są jak flagowe wydarzenie w Forzy – klimatyczne i zaskakujące!
Taka właśnie była samotna przejażdżka pontiakiem firebird z serialu Knight Rider (polski tytuł: Nieustraszony), w scenerii iście z horroru i przy dźwiękach utworu kultowego twórcy muzyki filmowej! Klimat po prostu wgniatał w fotel! To jedna z atrakcji na playliście retro, obejmującej kawałki z lat 50. aż do lat 80. Ekran pokrywa wtedy odpowiedni filmowy filtr, w radiu leci muzyka z epoki i nawet nie trzeba się ciągle ścigać. Twórcy wyłączają nam GPS, którego wówczas nie było, i każą jechać według fotografii okolicy. Nie ma tu wielkiego wyzwania, trudności, ale pomysłowość i kreatywność i tak robią swoje – jest czysta radość z jazdy.
Welcome… to Jurassic Park!The Crew Motorfest, Ubisoft, 2023
W przypadku innych playlist również bywa ciekawie. Skrypty będą nam zmieniać lub tuningować samochody w trakcie przemieszczania się, robić zdjęcia, oślepiając fleszem, dostosowywać dekoracje tras do danego tematu. Nie zawsze wychodzi to dobrze, czasem widzimy tylko kiczowate ozdoby, ale ogólnie widać, że włożono w to trochę pracy. Mam nadzieję, że z czasem będą dodawane kolejne takie atrakcje.
Przyczepić można się jedynie do gadającego bez przerwy lektora i naszej asystentki SI – Cary. Raz, że Cara nie brzmi jak SI, tylko jak pilot i animator wycieczki po Hawajach, któremu płacą za bycie miłym, a dwa – lektorzy z playlisty wygłaszają grafomańskie monologami akurat wtedy, gdy musimy się najbardziej skupić na bezbłędnej jeździe. Czasem zdarza im się zaserwować jakąś ciekawostkę, tylko że w takich warunkach trudno je wyłowić. Sami zresztą w końcu rzucają coś w stylu: „Przestań mnie słuchać, skup się na jeździe!” czy „Już nic nie mówię”. To jeden z tych przypadków, kiedy twórcy zdają sobie sprawę, że robią błąd, przyznają się do tego, a mimo to nadal powtarzają go wielokrotnie.
Playlisty zaskakują ciekawymi pomysłami i klimatem.The Crew Motorfest, Ubisoft, 2023
Playlisty jednak szybko się kończą. Wtedy zostaje reszta zawartości, czyli opcja ich powtarzania już na swoich zasadach – z wybranym samochodem, a także zaliczanie różnych wyzwań, kolekcjonowanie znajdziek, tryby PvP oraz oferta sezonowa, na którą składają się znowu wyzwania i wyścigi PvE w tzw. Summit Conteście. Tu jest już o wiele bardziej zwyczajnie, bez specjalnych dekoracji trasy i klimatu. Możemy liczyć jedynie na ogólne urozmaicenie wynikające z dostępnych trybów: jazdy od punktu A do B, okrążenia, driftu czy wyścigów drag race. Dla fanów PvP przygotowano wariację na temat battle royale, w której da się w końcu zobaczyć porządny model zniszczeń oraz długi megawyścig na 28 graczy. Jednak emocje szybko w nim siadają, bo peleton z czasem się przerzedza i wielu uczestników walczy wtedy głównie z czasem.
Wszystko to składa się na powtarzanie do bólu tych samych wyzwań i zawodów, by piąć się w górę w rankingach i zdobyć przewidziane nagrody. Dla aktualnych absolutnie nie chciało mi się tego robić, dla ulubionego modelu Ferrari F430 pewnie bym pogrindował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS