Half-Life to jedna z najważniejszych serii, która na zawsze zmieniła oblicze gier wideo. Alyx zaś to nie tylko jedna z najlepszych gier na VR, w jakie grałem. To jedna z najlepszych gier, w jakie w ogóle grałem!
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- rękawice grawitacyjne;
- świetna i naturalnie rozwiązana walka;
- pomysłowe zagadki;
- ciekawie zaprojektowane poziomy;
- imponująca grafika w goglach VR;
- klimat, za którym można było zatęsknić;
- dbałość o szczegóły;
- satysfakcjonująca, długa kampania;
- przerażające sceny grozy;
- fabuła, która nie jest tylko poboczną historią;
- sensownie rozwiązane sterowanie.
MINUSY:
- ekrany wczytywania;
- sporadyczne błędy i ograniczenia fizyki.
Opowiadanie ze szczegółami, jak Valve stworzyło jedną z najlepszych serii gier, by ją na ponad dekadę porzucić, nie ma większego sensu. Chyba każdy zna tę historię: po dwóch świetnych odsłonach Half-Life’a i równie dobrych epizodach firma Gabe’a Newella pozostawiła graczy z obietnicą domknięcia historii, przerwanej w niezwykle dramatycznym momencie. Mityczny epizod trzeci nie pojawił się jednak nigdy i tak minęło kilkanaście lat, podczas których plotki o grach z numerem 3 powracały wielokrotnie w najróżniejszej postaci. Czy w którejś z nich był choćby cień prawdy? Tego zapewne się już nie dowiemy. Kiedy parę lat temu Valve zainteresowało się technologią VR, internetowe przemyślenia dotyczące ewentualnego powrotu serii skręciły w innym kierunku: nie brakowało żartów, że kolejna odsłona cyklu pojawi się jako tytuł ekskluzywny dla tej technologii. Zabawne, bo tak właśnie się stało.
Gdyby ktoś powiedział mi rok temu, że Valve zapowie Half-Life’a: Alyx właśnie w tej postaci, zaśmiałbym się głośno i prorokował wyłącznie negatywną reakcję graczy. Ale już pierwszy zwiastun dawał nową nadzieję: na powrót nie tylko świetnego uniwersum, ale też firmy, która od zawsze tworzyła najlepsze tytuły dla jednego gracza. Teraz, po kilkunastu godzinach spędzonych z kaskiem VR na głowie, znam odpowiedź. Chociaż jest to wręcz nieprawdopodobne, jest ona bardzo optymistyczna: po tych wszystkich „krzywdach” ze strony Valve, jaram się Half-Life’em jak nigdy dotąd.
Nowy początek
Jak po tylu latach wrócić do tak wyrazistego uniwersum i zainteresować graczy spin-offem? Firmie Valve wystarczyło do tego jedno zdanie, pojawiające się na początku gry. Dostajemy w nim wyraźną informację, że to, co oglądamy, pozostaje w bezpośredniej relacji do wydarzeń z drugiego epizodu drugiej odsłony serii. To wtedy nastąpił potężny cliffhanger, który „wisiał w powietrzu” kilkanaście lat. Do dzisiaj. W grze, której akcja ma miejsce pięć lat przed wydarzeniami z Half-Life’a 2, wcielamy się w Alyx Vance, odbywającą jedną z pozornie rutynowych misji rekonesansowych. Alyx jest już poważnie zaangażowana w walkę z Kombinatem, militarystyczną, obcą organizacją sprawującą władzę nad City 17. W trakcie jednej z operacji bojowych Kombinat porywa Eliego, ojca bohaterki. Uzbrojeni w charakterystyczny pistolet, ale też nowe zabawki, czyli rękawice grawitacyjne – wynalazek przygotowany z myślą o rzeczywistości wirtualnej – ruszamy bliskiej osobie na ratunek.
Chociaż punkt wyjścia dla fabuły wydaje się pretekstowy i mało istotny, przygoda prowadzi nas w samo serce tajemnic świata Half-Life’a i pozwala uzyskać odpowiedzi na przynajmniej część zadawanych od lat pytań. Ważniejsze jednak wydaje się to, że historia opowiadana jest w typowym dla Valve stylu: okazuje się ona jednocześnie emocjonująca i dramatyczna, ale też lekka i przystępna. Mamy świetne humorystyczne dialogi między Alyx i Russellem, naukowcem, który wspiera nas radą i przejawami braku empatii. Są mroczne knowania Kombinatu tłamszącego udzkość coraz wymyślniejszą technologią. Są nieoczekiwani sprzymierzeńcy, w postaci chociażby przyjaznego obcego, który lubuje się w gotowaniu headcrabów. Jest humor, dramaturgia, emocjonalność – czyli wszystko to, co Alyx reprezentowała swoją postacią w Half-Lifie 2.
Nawet charakterystyczny dla serii terminal leczniczy robi wrażenie.
Valve cały czas stara się, by fabuła i rozgrywka mieszały się w płynny sposób i jak zawsze wychodzi mu to świetnie. Jak zawsze też próżno szukać tu przerywników filmowych, które w kontekście grania w rzeczywistości wirtualnej nie mają większego sensu. Wszystko oglądamy bezpośrednio, z perspektywy naszej bohaterki, widząc przed sobą jedynie jej nadludzko dopracowane wizualnie dłonie (jeśli się im dobrze przyjrzeć, zobaczymy nawet brud pod paznokciami). O ile pierwszy Half-Life wyprzedził swoje czasy, rezygnując z cutscenek, tak Alyx robi kolejny krok naprzód: usuwa granicę między graczem a grą. Postawienie na VR, choć przez wielu uznane za zbędne, sprawia, że wizyta w tym uniwersum jest czymś absolutnie niezwykłym.
Zbieranie kart dostępu, szukanie amunicji, walka? To prawdziwa gra!
Jak wypada Valve Index? W Half-Life’a: Alyx, dzięki uprzejmości jednego z widzów tvgry, grałem w goglach Valve Index, które podobno po zapowiedzi tego tytułu sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Poza świetnymi parametrami technicznymi sprzęt ten oferuje specyficzne kontrolery, które rozpoznają ruch palców dłoni. Ten pomysł jest jednak traktowany raczej jako dodatek do rozgrywki niż ważny element zabawy, więc posiadacze innych urządzeń VR nie powinni czuć się bardzo poszkodowani.
Ja grałem na pierwszej wersji Oculus Rifta. O brudzie pod paznokciami właśnie się dowiedziałem od Heda, bo grafika na tym sprzęcie nie jest tak ostra. Gra się jednak wciąż bardzo przyjemnie, a wizualnie świat gry wciąż robi niesamowite wrażenie.
Marcin Strzyżewski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS