A A+ A++
Recenzja gry 4 grudnia 2020, 15:10

Najnowszy dodatek do króla gatunku MMORPG jest już z nami od jakiegoś czasu. I wiecie co? Jest całkiem dobrze, ale Blizzard wcale nie musiał śpieszyć się z tym rozszerzeniem.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie jestem zwolennikiem recenzowania gier MMORPG, bowiem w dużej mierze są to tytuły cały czas rozwijane. Przykładowo żywotność dodatku to około dwa lata – w tym okresie pojawiają się nowości wpływające na jakość całego rozszerzenia. Niemniej zdaję sobie sprawę, że recenzja Shadowlands napisana dwa lata po premierze nikogo by nie interesowała. Zatem zapraszam do zaświatów, gdzie Jailer i Sylvanas tańczą tango na kurhanach wrogów.

UWAGA! TO NIE JEST FINALNA OCENA SHADOWLANDS!

Shadowlands radzi sobie całkiem nieźle, a przynajmniej na to wskazuje pierwsze półtora tygodnia po premierze. Czy to wystarczająco dużo czasu, aby wystawić temu rozszerzeniu finalną ocenę? Zdecydowanie nie – szczególnie że w przypadku tego właśnie dodatku sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.

Sponsorowany jest on bowiem przez „time-gate”, czyli czasowe blokowanie zawartości. W efekcie nie ma możliwości sprawdzenia wszystkich atrakcji Shadowlands – wiele z nich zostanie dopiero odblokowanych, jak chociażby pierwszy rajd, sezon PvP czy dungeony mythic+. Dotyczy to również kampanii fabularnej i dalszych poziomów Renown.

Dlaczego Blizzard pokusił się o takie rozwiązanie? Tego dowiecie się z poniższego tekstu. I właśnie dlatego uznaliśmy, że nie wystawimy jeszcze ostatecznej oceny Shadowlands. W tym momencie, gdybym musiał przyznać grze jakąś notę, byłoby to 7,5/10 z szansą na 8/10. Czas pokaże, czy ta ocena się utrzyma lub czy dodatek ostatecznie zyska w naszych oczach albo straci. Jest on bowiem niezwykle bezpieczny i w dużej mierze bazuje na sprawdzonych rozwiązaniach oraz odwołuje się do nostalgii. I może się okazać, że to jednak za mało, a równocześnie może to w zupełności wystarczyć!

W tej jaskini z pewnością coś się czai.

Prawdziwa rewolucja w expieniu

Aby być uczciwym, rozpocząłem swoją przygodę w Shadowlands od zera, czyli celowo stworzyłem nową postać, ponieważ w ramach aktualizacji Blizzard wywrócił do góry nogami system levelowania. Górna granica została ustalona na poziomie 50 (w samym Shadowlands – 60), pojawiły się nowe strefy startowe, a do tego wprowadzono specyficzne skalowanie się zawartości starych dodatków.

PLUSY:

  1. przyjemna fabuła jak na standardy MMORPG;
  2. zróżnicowane i całkiem odmienne krainy;
  3. WoW nigdy nie wyglądał tak dobrze;
  4. przyśpieszone levelowanie i przyjazne altowanie;
  5. mnogość znajdziek, wierzchowców i przedmiotów kosmetycznych;
  6. Torghast jest fantastyczny (jeśli lubicie RNG);
  7. nie ma już warforge’a oraz titanforge’a;
  8. covenanty da się lubić, ale…

MINUSY:

  1. …system ten wydaje się niedopracowany i niezbalansowany, więc może spowodować więcej szkody niż pożytku;
  2. kolejne pożyczone moce, które zapewne znikną w nowym rozszerzeniu;
  3. rozbicie elementów gry na mniejsze systemy oraz nadmiar dodatkowych walut;
  4. mało wyróżniających się i przykuwających oko nowości oraz zmian.

Powiem tak, był to strzał w dziesiątkę, bowiem ponownie możemy cieszyć się expieniem naszej postaci. W ciągu około 15 godzin da się rozwinąć bohatera od 1 do 50 poziomu, czyli znacznie szybciej, niż to miało miejsce do tej pory. Do tego niemal każdy level przynosi jakieś niespodzianki – a to nową umiejętność, a to punkt talentu do rozdania. Dzięki temu realnie czujemy rozwój herosa i wyznam szczerze, że Blizzard już dawno powinien pokusić się o takie rozwiązanie.

Na brawa zasługuje również Exile’s Reach, czyli nowa strefa startowa dla Hordy i Przymierza. Jest to teren obowiązkowy dla nowych graczy oraz opcjonalny dla weteranów. Polecam jednak sprawdzić tę lokację, bowiem stanowi idealny samouczek, wprowadzając w podstawowe zasady gry.

Sprawdza się również wyśmienicie w przypadku osób rozpoczynających zabawę w World of Warcraft, bowiem fabularnie Exile’s Reach umiejscowione zostało w trakcie trwania wydarzeń z Battle for Azeroth. W ten sposób gracz po ukończeniu samouczka płynnie przechodzi do expienia w strefach przedostatniego rozszerzenia, aby dalej, po poziomie 50, kontynuować zabawę w Shadowlands. Weterani z kolei mogą udać się do Chromie, aby wybrać dodatek, w którym chcą spędzić swój czas od 10 do 50 poziomu. Region zeskaluje się do Waszego levelu, więc sami zadecydujecie, gdzie chcecie się bawić. Można skakać po rozszerzeniach lub skoncentrować się tylko na jednym – Wasz wybór.

Oczywiście wszystkie te rozwiązania nie są idealne, mają swoje błędy i problemy, a niektórzy narzekają, że robią fabularny mętlik w głowie. Nowy gracz w ten sposób nie śledzi bowiem historii w World of Warcraft od początku, a jedynie od najświeższych wydarzeń. Ze swej strony powiem jednak, że jest to lepsze niż rzucenie go w wir alternatywnej rzeczywistości, wiecznego fazowania się świata gry czy zmuszanie do wykonywania misji dla żywego Garrosha, który przecież nie zrobił niczego złego. Dlatego w moim odczuciu Blizzard wybrał najlepszą opcję.

Koniec największego „simpa” w historii Azeroth. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-04

Koniec największego „simpa” w historii Azeroth.

PRE-PATCH DO SHADOWLANDS TO SPORO NOWOŚCI

Pre-patch do Shadowlands zasługuje na osobną ramkę, bowiem poza serią zadań wprowadzających do dodatku oraz zmianą systemu expienia przynosi kilka innych nowości. Przykładowo u fryzjera można zmienić płeć albo skorzystać z nowych opcji customizacji (np. różnokolorowe oczy). Blizzard wymienił również ekran tworzenia postaci na bardziej czytelny. Ponadto w ramach tej aktualizacji pojawiły się zmiany klasowe. Całość traktuję jako element Shadowlands, dlatego uważam, że warto o tym wspomnieć.

Shadowlands jest niezwykle liniowe, ale to dobrze

Jak jednak wygląda expienie w samym Shadowlands? Zupełnie inaczej! Do 50 poziomu mamy pełną swobodę, jednak wkraczając do królestwa umarłych, trzeba liczyć się z liniowością typową dla pozycji single player. Fani Final Fantasy XIV poczują się tutaj jak w domu (zwłaszcza gdy zobaczą ilość cutscenek), bowiem za pierwszym razem w Shadowlands trzeba przejść całą kampanię fabularną, aby mieć dostęp do właściwej zawartości gry.

Zazwyczaj jestem przeciwnikiem takiego rozwiązania, gdyż liniowa opowieść nie pasuje do MMORPG – nadaje się właśnie do produkcji dla jednego gracza. W przypadku Shadowlands odniosłem jednak wrażenie, że wyszło to całkiem nieźle. Zadanie wprowadzające zabiera nas do Icecrown, gdzie Bolvar Fordragon otwiera nam przejście do zaświatów przy użyciu rozbitego Hełmu Dominacji. Trafiamy do The Maw, poznajemy Jailera oraz plejadę znanych postaci, a następnie podróżujemy przez Bastion, Maldraxxus, Ardenweald i kończymy w Revendreth.

NOSTALGIA SIŁĄ NAPĘDOWĄ DODATKU

Czytając ten tekst, sami się przekonacie, że Blizzard lubi recyklingować świat Warcrafta. Dotyczy to nie tylko starych systemów, które w Shadowlands powracają w lekko odmienionej formie, ale również postaci niezależnych. Przemierzając świat gry, natkniecie się na ogrom znanych person. Nie zabraknie Uthera, który w tym rozszerzeniu odegra istotną rolę, a w przyszłości znajdzie się miejsce dla Kael’thasa, a być może i Garrosha oraz Arthasa. Jak Legion grał na naszej nostalgii Illidanem, tak Shadowlands wytacza ciężkie działa, wykorzystując krainy zmarłych, aby podtykać nam pod nos różnych bohaterów – nawet tych, których spotykaliśmy w zadaniach pobocznych.

Shadowlands pełne jest cutscenek – to chyba ich rekordowa liczba. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-04

Shadowlands pełne jest cutscenek – to chyba ich rekordowa liczba.

Podróż przez wszystkie strefy Shadowlands w ramach kampanii fabularnej oraz kilku zadań pobocznych zajęła mi 14 godzin. W tym czasie żadna misja nie wysłała mnie do dungeonu i tylko niekiedy musiałem zaliczyć dodatkowy quest, aby spełnić wymagany próg poziomu. Prowadzony byłem za rączkę, wykonując konkretne zlecenia rozwijające opowieść. Zostało to zrealizowane sprawnie i faktycznie owa liniowość wyszła całej historii na plus. Dzięki takiemu formatowi opowieści wiem, co się dzieje w Shadowlands, zdaję sobie sprawę, kto zdradził, kto jest dobry, a na kogo trzeba uważać. Prywatnie należę do fanklubu Sire Denathriusa, który według mnie może zamieść pod dywan Sylvanas i Jailera oraz pełnić funkcję głównego złego.

Żywo interesowałem się wydarzeniami, chociaż przyznaję, że chwilami gubiłem się w natłoku nowych postaci oraz zwrotów akcji. Dodam, że to tylko wprowadzenie do całej fabuły, bowiem prawdziwe wątki dopiero przed nami. Szkoda, że w tym czasie gracze wokół mnie byli jedynie tłem zabawy i nie uczestniczyli w przygodzie, co jest moim głównym zarzutem wobec fabuł w MMORPG. Znowu poczułem się wybrańcem, który ma uratować Azeroth, ale – o dziwo – nie było to złe uczucie. Zwłaszcza że w trakcie zabawy poznałem wszystkie stronnictwa i związane z nimi moce (temat ten jeszcze poruszę).

World of Warcraft nigdy nie wyglądało piękniej

Moja podróż przez Shadowlands była po prostu malownicza. Kolejne brawa dla Blizzarda za wyciśnięcie ostatnich soków z silnika World of Warcraft. Jestem zaskoczony, że ponad szesnastoletnia gra wygląda tak dobrze. Oczywiście – widać ograniczenia. Zdecydowanie przydałaby się wymiana silnika na coś nowego. Niemniej Shadowlands udowadnia, że leciwy WoW wciąż może zaskoczyć ładnymi widokami.

Bastion kusi widokami. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-04

Bastion kusi widokami.

Wszystkie krainy są po prostu piękne, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie muszą trafić w gusta każdego. Przykładowo ja zachwycałem się anielskim Bastionem jedynie przez pierwszą godzinę. Potem miałem dość sterylnego otoczenia, jego czystości oraz odcieni błękitu. O wiele lepiej czułem się w brudnym i zgniłym Maldraxxus – pełnym plagi, nieumarłych oraz konstruktów. Ardenweald to wizualizacja Snu nocy letniej Williama Szekspira – osoby uwielbiające wróżkowe klimaty będą wniebowzięte. Za to fani wampirów pokochają gotyckie Revendreth.

Co się zaś tyczy The Maw, czyli ostatniej strefy Shadowlands, okazuje się ona odpowiednio niepokojąca. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to śmietnik zaświatów, do którego trafiają nieużytki. Kraina ma nawet swój odpowiednik rzeki Styks, który jest całkiem klimatyczny. Pomarudzę jedynie na Oribos – centralny punkt tego dodatku. Jest to odpowiednik Dalaranu i Shattrath, czyli neutralne miasto dla obu frakcji. Może potrzeba czasu, abym przyzwyczaił się do jego układu, niemniej nie podoba mi się projekt tej budowli – przebywałem tam tylko wtedy, gdy musiałem.

60 poziom to dopiero początek – przytłaczający początek

Jak już wbijecie 60 poziom w Shadowlands, musicie jeszcze ukończyć kampanię fabularną, aby móc w pełni cieszyć się dodatkiem. No dobra, nadal nie będziecie mogli, bowiem potem czeka Was wybranie covenantu (stronnictwa), do którego się przyłączycie, a potem macie jeszcze do wykonania garść zadań. Z czasem będzie ich więcej, bowiem na ten moment historia udostępniana jest fragmentami co tydzień. Ponadto pojawi się The Maw, czyli strefa ze specjalnym NPC z reputacją oraz walutą. Dochodzi do tego również wieża Torghast, Tower of the Damned. Poza tym są World Questy do wykonania i związane z nimi Callings, czyli odpowiednik emisarek. Zapewniam przy tym, że to dopiero część atrakcji.

Przyznam, że ilość aktywności jest zwyczajnie przytłaczająca. Zwłaszcza gdy świeżo wbijemy poziom 60 – dosłownie nie wiadomo, w co najpierw włożyć ręce. Bałem się, że przez pierwszy tydzień czeka mnie ostre zarywanie nocek, aby sprawdzić wszystko na potrzeby recenzji i żeby nie być kotwicą dla gildii. W końcu każdemu zależy, by jak najlepiej przygotować się do rajdów, które rozpoczną się 9 grudnia. Spodziewałem się zatem, że Shadowlands stanie się dla mnie pełnoetatową pracą…

Niestety, między krainami musimy latać, zamiast teleportować się. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-04

Niestety, między krainami musimy latać, zamiast teleportować się.

I wtedy pojawił się Blizzard, cały na biało, ze swoim pomysłem na ograniczenie zabawy. Battle for Azeroth było time-gate’owane, ale najnowsze rozszerzenie to kwintesencja opóźniania zawartości. W pierwszym tygodniu niemal każda aktywność miała swój odgórnie ustawiony limit. I wiecie co? Pierwszy raz jestem zadowolony z takich ograniczeń!

Przez nadmiar początkowej zawartości Shadowlands faktycznie wygląda, jakby miało pożerać ogromne ilości czasu. W rzeczywistości jednak za sprawą odgórnych blokad można było cieszyć się grą i być ze wszystkim na bieżąco, nie zarywając przy tym nocek. Blizzard zwyczajnie nie pozwolił nikomu przejeść się zawartością dodatku ani skonsumować go za szybko. W ten sposób starano się pogodzić osoby z nadmiarem wolnego czasu i niedzielnych graczy. Kompromis oczywiście sprawił, że nie wszyscy są do końca zadowoleni.

Trudno bowiem ocenić, czy World of Warcraft nie będzie przypadkiem cały czas w taki sposób ograniczane. Na dłuższą metę czuję bowiem, że zawartości udostępnianej raz w tygodniu nie wystarczy, aby utrzymać zainteresowanie graczy. Z drugiej strony w przyszłym zaczyna się rajdowanie oraz mythic+, więc społeczność będzie zajęta. Zobaczymy, jak długo, bowiem lwia część aktywności w Shadowlands nie wzmacnia naszej postaci, a jedynie zapewnia dostęp do rzeczy kosmetycznych czy dodatkowych atrakcji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚwięty Mikołaj odwiedzi najmłodszych mielczan
Następny artykułŚwięty Mikołaj w bocheńskim szpitalu ZDJĘCIA