A A+ A++
Recenzja gry dzisiaj, 17:00

autor: Maciej Pawlikowski

Poza grami zajmuje się krytyką literacką, czasami trochę życiem, czasami trochę przeżyciem.

Wiedźmin 3 Dziki Gon na Nintendo Switch to brzydkie kaczątko. CDPR zawiera tu z nami kompromis – my zaakceptujemy nieszczególnie urodziwy wygląd gry, a oni dostarczą nam najlepszego RPG-a na przenośną konsolkę. Warto się zgodzić.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:

  1. to ten sam Wiedźmin 3, który zdobył nagrody na wszystkich platformach;
  2. proste do opanowania sterowanie;
  3. pomimo lat i ograniczeń wciąż uwodzi i przykuwa do konsoli na DZIESIĄTKI godzin;
  4. wschody i zachody słońca nadal chwytają za serce;
  5. to jedyny multiplatformowy sandbox AAA obecnej generacji na Switchu.

MINUSY:

  1. cięcia graficzne wynikłe z ograniczeń konsoli;
  2. spadki klatek, również w trakcie cut-scenek;
  3. niewyraźne, rozmazane otoczenie – szczególnie po podłączeniu do TV.

Nieprawdopodobnie układa się życie. Kiedy w 2015 roku wychodził Wiedźmin 3: Dziki Gon, nie pracowałem jeszcze w redakcji GOL-a. Czytałem pojawiające się w sieci (jak kolejne pytajniki na mapie) recenzje, ale przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś dane mi będzie samemu oceniać złote dziecko CD Projektu RED. Oto więc jesteśmy, roku Pańskiego 2019, cztery lata po premierze oryginalnej wersji gry. Na rynku pojawia się Wiedźmin 3: Dziki Gon na konsolę Nintendo Switch, a ja otrzymuję zlecenie na Geralta.

Zlecenie wcale nie takie proste. O Wiedźminie napisano już chyba wszystko we wszystkich językach. Niemniej wydanie tej pozycji na przenośną konsolkę stanowi jakieś tam – małe, ale zawsze – wydarzenie. „Switcher” – jak szybko okrzyknięto przenośnego „Wieśka” – do niedawna był żartem i argumentem w scysjach fanów i przeciwników nowego sprzętu Nintendo. Ci drudzy mówili, że nie ma szans, aby Geralt trafił na hybrydowy system Nintendo, wskazując – nie bez racji – słabą specyfikację sprzętową. Tych pierwszych Witcher jakoś szczególnie nie zajmował, bo nie po to kupuje się konsolę od włoskiego hydraulika z Japonii, aby grać w multiplatformowe porty.

A jednak się udało! Wiedźmin 3: Dziki Gon, śladem Skyrima, wraz ze wszystkimi dodatkami trafia na konsolę Nintendo i – powiedzmy to od razu – okazuje się grywalny. Jasne, ten port to sztuka kompromisu. Ale sądzę, że to jednak kompromis jak najbardziej możliwy do zaakceptowania.

Grafika pocięta i zubożona, a i tak potrafi zrobić wrażenie – szczególnie na małym ekraniku.

Nietrzeźwy impresjonizm

Przed wyruszeniem na szlak musicie jeszcze skoczyć do sklepu. Nie uruchomicie bowiem digitalowej wersji Wiedźmina 3 na Switchu bez karty pamięci. Gra potrzebuje minimum 28 gigabajtów, których nie uzyskacie, kasując inne tytuły i zbierane przez lata screenshoty… Tak, ja próbowałem. Bądźcie mądrzejsi i do wydatku ponad 200 złotych dopiszcie jeszcze z 50 na kartę microSD. Albo po prostu kupcie grę w formie fizycznej – wtedy większość danych będzie zapisana na kartridżu.

Recenzja gry Wiedźmin 3 na Nintendo Switch – sztuka kompromisu - ilustracja #2

Początek jest taki sam jak w pierwowzorze – innymi słowy, wsiąknięcie natychmiast.

Pierwsze wrażenie jest naprawdę dobre. Konsola odtwarza znane nam intro i przenosi do równie znanego menu gry. Już wówczas wydajemy z siebie okrzyk „wow”, bo odpowiedzialne za konwersję studio Saber dokonało tu istnego cudu. Nie, grafika nie jest ostra jak żyleta, ale – prawdę mówiąc – spodziewałem się, że będzie znacznie gorzej. Tymczasem to, co widzimy, to stary dobry „Wiedźmak”, tyle że ze zdrowo przyciętą oprawą: zmniejszoną rozdzielczością, ograniczonym stopniem renderowania i mniejszym zakresem rysowania obiektów.

Pierwsze chwile w Kaer Morhen i Białym Sadzie oceniam więc jak najbardziej pozytywnie. To ten sam Wiedźmin, z tymi samymi cut-scenkami, animacjami, dialogami, gwintem i otwartym światem. Zachody słońca wciąż są ładne! Promienie odbijają się od jelców, głowic i brzeszczotów mieczy na naszych plecach, wiatr porusza drzewami, a NPC krzątają się w wioskach. Wszystko po staremu i jeśli nie graliście jeszcze w Wiedźmina 3, a przy tym nie potrzebujecie 50-calowego ekranu lub 4K w 60 klatkach na sekundę, to nawet się nie zastanawiajcie – dzieło CD Projektu RED w wersji na Switcha wystarczy Wam do Bożego Narodzenia.

Recenzja gry Wiedźmin 3 na Nintendo Switch – sztuka kompromisu - ilustracja #3

Z kim rozmawia Geralt?

Kilkaset godzin zabawy na małym kartridżu

Wiedźmin na Switcha oprócz podstawki posiada również dodatki Serca z kamienia oraz Krew i wino. Po wciśnięciu „New Game” gra pozwala nam wybrać: możemy rozpocząć rozgrywkę od początku lub od razu zająć się poszczególnymi DLC. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z marszu skoczyć na wino do bajkowego królestwa Toussaint. Jest też „New Game+” dla tych, którym frajdę sprawia uczenie się gier na pamięć. Niestety, Nintendo wciąż nie oferuje osiągnięć, więc jeśli lubicie być wynagradzani za zapał i poświęcony danej pozycji czas, rozczarujecie się.

Recenzja gry Wiedźmin 3 na Nintendo Switch – sztuka kompromisu - ilustracja #4

Geralt w Toussaint skwapliwie korzysta z wina, dlatego taki niewyraźny.

Recenzja gry Wiedźmin 3 na Nintendo Switch – sztuka kompromisu - ilustracja #5

Zrobienie dla Was screenshota z walki było wyzwaniem. Niemal każdy obrazek był rozmazany i nieczytelny.

Ale – no właśnie – upchnięcie jednego z najlepszych RPG w historii gier na kawałku plastiku ma swoją cenę. Po paru godzinach eksploracji w Toussaint poczułem się tak, jakbym przed grą wypił dobry litr wódki. Ograniczony rendering robi swoje, więc świat jest rozmazany, zamglony i przypomina malarstwo impresjonistów. Dużo czasu zajmie Wam przyzwyczajenie się do ruchu, jeszcze więcej do walki – postacie są malutkie, napisy nad ich głowami nieostre, a przymglona głębia otoczenia potęguje wrażenie, jakbyśmy przed rozprawieniem się ze zbójami zdrowo Geralta upili.

Prawdziwym szokiem okazuje się jednak uruchomienie Wiedźmina 3 na telewizorze. Grając w ten sposób, wytrzymałem 2 godziny, a to i tak z poświęcenia dla recenzji. Widać bowiem wówczas wszelkie kompromisy – od zubożonych tekstur, przez niski framerate, rozmazane otoczenie i postacie, na doczytywaniu elementów kończąc (i to nie tylko tych dalekich, bliskie również się doczytują). Zdecydowanie lepiej czułem się, grając na samym tablecie niż na wersji stacjonarnej. Niewielki ekran konsolki ratuje sytuację – po pierwsze, łatwiej jest pogodzić się z kompromisami, trzymając w ręku małe urządzenie niezdolne pomieścić pełnowymiarowego RTX-a, a po drugie nasze oko nie rejestruje wówczas tylu bohomazów i doczytywania tekstur, które widać na większym ekranie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułO tym jak straciliśmy Nobla z fizyki
Następny artykułDigimon Story: Cyber Sleuth Complete Edition zwiastun #1 PC, Switch