A A+ A++
Recenzja gry 24 września 2019, 08:43

autor: Czarny Wilk

Bez umiaru pożre gry oraz filmy, nie pogardzi też soczystym komiksem albo dobrze upieczonym serialem.

Druga odsłona The Surge poprawia wszystkie najważniejsze błędy poprzednika i jest od niego zwyczajnie lepszą grą… ale jej obniżony poziom trudności rozczaruje niejednego fana gier typu soulslike.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

The Surge 2 to takie Dark Souls, tylko:

  1. o wiele łatwiejsze;
  2. osadzone w realiach mrocznego science fiction;
  3. z bardzo dynamicznym systemem walki, któremu momentami bliżej do slasherów pokroju Devil May Cry niż powolnej łupaniny „Soulsów”;
  4. kładące znacznie większy nacisk na starcia z regularnymi przeciwnikami niż z bossami.
PLUSY:

  1. bardziej niż w pierwszej odsłonie cyklu przemyślany projekt poziomów – koniec z nieprzyzwoicie długimi przerwami między stacjami medycznymi;
  2. interesująco wykreowany dystopiczny obraz przyszłości;
  3. świetny, dynamiczny i satysfakcjonujący system walki;
  4. dodający smaczku potyczkom nowy mechanizm parowania;
  5. wciągająca i nienużąca zabawa do samego końca.

MINUSY:

  1. niski jak na ten typ gier poziom trudności nie każdemu się spodoba;
  2. tylko niewielka część starć z bossami jest ciekawa.

Przyjęło się mówić, że seria Dark Souls stworzyła własny podgatunek gier, określany mianem „soulslike”. Jeśli jednak pominiemy ów cykl i inne dzieła odpowiedzialnego zań studia From Software, okaże się, że wcale tak wielu tego typu produkcji na rynku nie mamy – a jeszcze mniej jest tych wartych uwagi.

Do tego nielicznego grona zaliczyć można pierwsze The Surge niemieckiego studia Deck13 Interactive. Wydany w 2017 roku tytuł miał trochę niedoróbek, ograniczał go także budżet, ale dzięki nietypowej dla tego podgatunku stylistyce science fiction oraz ciekawemu systemowi walki stanowił całkiem miłą przekąskę dla osób, które po uwielbieniu słońca na wszystkie możliwe sposoby wciąż chciały więcej czegoś podobnego.

Tytuł odniósł sukces, postała zatem kontynuacja. The Surge 2 jest grą zdecydowanie lepszą od poprzedniej części serii. Większą, pozbawioną jej najbardziej irytujących błędów i rozbudowującą to, co było w niej dobre. Nie jest to jeszcze ten sam poziom, jaki prezentują produkcje From Software, ale to zdecydowany krok w tym kierunku. Jednocześnie może to być jednak tytuł, który wielu fanów tego podgatunku mocno rozczaruje, gdyż temperuje on to, czego chyba najbardziej od takich gier oczekujemy – wysoki poziom trudności.

Zabawę zaczynamy prawie goli i niezbyt weseli w więziennym szpitalu.

Loty jerychońskie

Zabawę w The Surge 2 zaczynamy od kreacji postaci. Edytor oferuje całkiem sporo ciekawych możliwości, możemy chociażby wybrać, jaką przeszłość miał nasz protagonista (co jednak nie ma na nic wpływu) albo przesunąć wskaźniki wieku tak, by grać staruszką. Kogokolwiek byśmy nie stworzyli, ostatecznie trafiamy do pechowego samolotu, który rozbija się w samym sercu futurystycznego miasta Jerycho.

Cudem przeżywamy katastrofę i budzimy się tygodnie później w lokalnym więzieniu, gdzie szybko odkrywamy, że całe miasto znajduje się w stanie wojny pomiędzy nanitami, fanatykami religijnymi, próbującymi siłą utrzymać resztki ładu żołnierzami oraz większymi i mniejszymi grupami wariatów. W tym chaosie prześladują nas dziwne wizje tajemniczej dziewczynki, która leciała tym samym feralnym samolotem co my. Nie mając lepszego pomysłu, decydujemy się rozwikłać tajemnicę tychże omamów i owej młodziutkiej niewiasty.

Recenzja gry The Surge 2 – najłatwiejsze Dark Souls, w jakie grałem - ilustracja #2

Od czasu zwiastuna Watch Dogs 3 granie babciami zrobiło się modne. Tutaj też możemy sobie jedną wykreować.

Fabuła The Surge 2 jest przeciętna – odkrywana stopniowo intryga, choć ciekawsza od nudy zaserwowanej w poprzedniej części, pozbawiona została mocnych zwrotów akcji czy charyzmatycznych postaci, dzięki którym śledziłoby się ją z większym zaangażowaniem. Również wśród zadań pobocznych próżno szukać takich, które szczególniej wryłyby się w pamięć. Plusem na pewno jest to, że twórcy serwują opowieść w tradycyjny, łatwo przyswajalny sposób – nie musimy czytać opisu każdego znajdowanego przedmiotu, by zrozumieć, o co tu właściwie chodzi.

Mocną stronę gry stanowi natomiast wykreowany świat. Podobnie jak kompleks industrialny z pierwszej odsłony cyklu miasto Jerycho to wyjątkowo ponure miejsce, w którym nawet przed wybuchem konfliktu życie nie przypominało bajki. Kolejne odwiedzane budynki czy ulice opowiadają oddzielną historię – dzieje ludzkości, która sama doprowadziła się na skraj zagłady. Reklamy chwalące się „zaledwie” 85-procentowym bezrobociem, park przyrody, który okazuje się całkowicie sztuczną imitacją dawno zniszczonego życia, czy dekadencja nielicznych ocalałych momentami każą się zastanowić, czy ludzie mają tu jeszcze o co walczyć.

Recenzja gry The Surge 2 – najłatwiejsze Dark Souls, w jakie grałem - ilustracja #3

JAK TO SIĘ MA DO PIERWSZEGO THE SURGE?

Nowy bohater (lub bohaterka) z kreatora, przeniesienie akcji do jakiegoś oddalonego od kompleksu CREO miasta – brzmi, jakby The Surge 2 fabularnie odcinało się od poprzedniej historii. Nic bardziej mylnego. W miarę rozwoju opowieści pojawia się kilka bardziej i mniej bezpośrednich nawiązań do wydarzeń z pierwszej części cyklu. Poza tym osoby, które grały w „jedynkę”, wśród postaci niezależnych zlecających zadania poboczne zauważą pewną dobrze znaną twarz.

Nawiązania te nie są jednak tak istotne, by gracze zaczynający swoją przygodę z serią od „dwójki” mieli się pogubić, ale „weterani” powinni być usatysfakcjonowani – twórcy o nich nie zapomnieli.

Soulslike jak się patrzy

The Surge 2, podobnie jak „jedynka”, to soulslike pełną gębą, z cechami charakteryzującymi ten typ gier. Jest to RPG akcji kładące nacisk głównie na walkę. Zabawa polega tu na przedzieraniu się przez kolejne zastępy wrogów w celu dotarcia do pełniącego funkcję bezpiecznej przystani stanowiska medycznego albo odblokowania skrótu do któregoś z wcześniej odkrytych miejsc tego typu.

Recenzja gry The Surge 2 – najłatwiejsze Dark Souls, w jakie grałem - ilustracja #4

Jerycho w całej swojej podupadającej glorii i dawno minionej chwale. Nie przewidziało Wam się, faktycznie widzicie ośmiornicę.

Za każdego pokonanego nieprzyjaciela otrzymujemy punkty doświadczenia (tutaj zwane po prostu złomem), ale jeśli powinie nam się noga, nasz dobytek pozostaje przy naszych zwłokach. Musimy wtedy dotrzeć do tego samego punktu i go odzyskać. Jeśli jednak zginiemy, nim zdążymy to zrobić, zebrane doświadczenie przepadnie na dobre. Złom da się bezpiecznie przechowywać na stanowiskach medycznych, tam też wydajemy go na ulepszenia, ale to również ma swoją cenę – każdorazowe skorzystanie z takiego checkpointu sprawia, że zabici przez nas wrogowie wracają do życia.

Co jakiś czas mierzymy się także z bossami, którzy w teorii powinni być testem naszej cierpliwości oraz umiejętności. Wedle prawideł gatunku ich pokonanie powinno wymagać studiowania stosowanych przez nich ataków, wyciągania wniosków z każdej porażki i testowania różnych taktyk, aż znajdziemy optymalny sposób walki. W tej ostatniej kwestii omawiany tytuł nie najlepiej wciela jednak w życie ideały serii Dark Souls.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNieudana próba przemytu pieniędzy do Polski. Wśród zatrzymanych była żona szefa ukraińskiej policji
Następny artykułSzczecin: akt oskarżenia ws. ataku na księdza