autor: Jaszczomb
Kultowa seria looter shooterów powróciła, by raz jeszcze oddać nam zwariowane projekty broni palnej i tony mięsa armatniego. Co nowego w świecie uzbrojonych Syren i kosmicznych Krypt? W sumie nic – czyli fani zostali wysłuchani!
Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji XONE
W 2009 roku media zachwycały się „Diablo w formie pierwszoosobowej strzelanki”, w którym wymyślne losowo generowane spluwy, cel-shadingowa grafika i absurdalny czarny humor stanowiły małą rewolucję w gatunku co-opowych FPS-ów. To było dziesięć lat temu. Dlaczego do tego wracam? Podczas gdy gracze, media i cała branża poszli naprzód, seria Borderlands pozostała właśnie w tamtym miejscu – zarówno pod względem trzymania się sprawdzonego schematu rozgrywki i ignorowania obecnych (niekoniecznie przyjaznych graczowi) trendów, jak i oprawy graficznej oraz optymalizacji, którym daleko do dzisiejszych standardów.
To poprzez… no… reminiscencję!
- rewelacyjny model strzelania;
- olbrzymi wachlarz charakterystycznych typów broni;
- nieograniczana klasowo wolność w dobieraniu własnego stylu gry;
- bardziej otwarte lokacje niż dotychczas i łatwiejsze poruszanie się po nich;
- nowi bohaterowie z masą nowych umiejętności;
- dwie opcje grania z innymi – kooperacja lub przyjacielska rywalizacja;
- end game z głową – po zakończeniu gry jest co robić.
MINUSY:
- okropne doczytywanie się tekstur i zdarzające się spadki płynności w wersji konsolowej;
- czasem „gąbczastość” przeciwników daje się we znaki nie tylko w endgamie;
- brak podstawowych udogodnień w trybie wieloosobowym;
- większość postaci została napisana na jedno kopyto;
- brak polskiej wersji językowej.
Borderlandsy jakie są, każdy widzi – nowa grupa łowców krypt rusza w świat krwiożerczych bestii i uzbrojonych po zęby psycholi w poszukiwaniu legendarnych skarbów. Fabularnie i gameplayowo dostajemy dokładnie to, czego każdy się spodziewał, ale też nie ma tu zbyt wiele miejsca na kombinacje. Deweloper od lat chwali się jedynie jeszcze większą liczbą broni i nowymi bohaterami, więc nikt nie oczekiwał od „trójki” drastycznego zwrotu w kierunku jakiejkolwiek oryginalności. Kierowano się klasycznym „bigger, better, more badass”, co nadal znakomicie sprawdza się w „Borderach”. Gdyby tylko wspomniane „better” dotyczyło strony technicznej na konsolach…
Konkrety – otrzymujemy stałe 30 klatek w „biedawersjach”, czyli na PS4 (1080p) i Xboksie One (900p), podczas gdy w przypadku PS4 Pro i Xboksa One X mamy 1800p/30 (Resolution Mode) lub 1080p z wahaniami 40–60 FPS-ów. Tyle w kwestii technicznej. Sam grałem chwilę na Pro i przegrzewało się niemiłosiernie w obu trybach, podczas gdy mój standardowy model PS4 chodził cichutko… i zaliczał okropne spadki klatek w menu, szczególnie przy przeglądaniu ekwipunku. Z tego też powodu możecie zapomnieć o graniu na dzielonym ekranie, a ekipę 3–4 osób lagi przy większych jatkach potrafią skutecznie zniechęcić do dalszej zabawy – ale grać się da. Wniosek jest jeden: na słabszych konsolach Borderlands 3 najlepiej odpalać w pojedynkę albo z kumplem przez sieć.
Co do grafiki, to absolutnie nie mam nic do komiksowej oprawy, przeżyję nawet okazjonalny pop-up obiektów, jednak nieustanne oglądanie doczytujących się na naszych oczach tekstur zwyczajnie męczy. Każda nowa lokacja potrzebuje chwili na pokrycie ubogich brył detalami, podczas której trudno nie zastanawiać się, czy za kolejne 10 lat Gearbox w końcu opanuje cel-shading. Oczywiście jest ładniej niż poprzednio (nawet biorąc pod uwagę remastery) i bardziej kolorowo (co wychodzi „trójce” na dobre), ale w gatunku mamy porównanie z takimi seriami jak The Division, Destiny czy Anthem i zwyczajnie chciałoby się czegoś lepszego… a przynajmniej ze stałą i wyższą liczbą klatek.
Co ty wiesz o zabijaniu?
Na tym jednak porównania z innymi seriami zakończę, bo żaden ze wspomnianych cykli nie sprawił mi tyle radochy co dowolna odsłona Borderlandsów, włączając w to oczywiście tę najnowszą. Zacząłem od kwestii technicznych, bo tego przemilczeć nie sposób, ale nie zmienia to faktu, że bawiłem się wspaniale! Deweloper postawił na zupełnie nowy model strzelania i czuć to z każdym naciśnięciem spustu. Broń ma swój ciężar i odrzut, a do tego większość pukawek może pochwalić się dwoma odmiennymi trybami. Raz będzie to pistolet z funkcją granatnika, innym razem snajperka potrafiąca również razić wrogów niczym shotgun, jeszcze innym – karabin zadający obrażenia od ognia lub lodu.
RZUĆ TO!
W Borderlands 3 znajdziemy istne zatrzęsienie rozmaitej broni palnej. Powracają specjalne spluwy, których się nie przeładowuje, a odrzuca od siebie, co zmienia je w granat i eksplodują w kontakcie z przeciwnikiem. Tym razem jednak postanowiono pójść o krok dalej. Broń, która po odrzuceniu zamienia się w automatyczne działko? Świetnie.
Naturalnie broń tworzona jest za każdym razem losowo, a do tego odznacza się specjalnymi cechami w zależności od marki. Tediore znów serwuje pukawki, których nie przeładowujemy, a wyrzucamy. Na pewno warto też zainteresować się strzelającym bez przerwy sprzętem COV (Children of the Vault) czy narzędziami mordu Atlasa z samonaprowadzającymi pociskami. Mało tego – korzystacie często ze spluw jednego producenta? Możecie liczyć na maila z podziękowaniami i wyjątkowym prezentem!
Do czystej radochy z samego strzelania dochodzą bardziej „gąbczaści” przeciwnicy. Nie pamiętam, bym we wcześniejszych odsłonach musiał wpakować tyle ołowiu w podstawowe mięso armatnie na dowolnym etapie rozgrywki co w „trójce”.
Daje to sposobność do zabawy bronią, ale też wykorzystania większych, bardziej rozbudowanych plansz. Częściej musiałem szukać nowej pozycji do walki z siłami wroga, co nie jest proste w otoczeniu, które da się niszczyć. Na szczęście pojawiła się w końcu możliwość wspięcia się na krawędź dowolnej platformy. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo potrzebowałem tej funkcji!
Niestety, w Borderlands 3 nie ma polskiej wersji językowej. Tak, też tego nie rozumiemy…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS